herzeleid
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
du has(s)t mich
es gibt ein haus in neu-berlin, man nennt es haus abendrot. es
war der ruine vieler guter jungs, von mir, mein gott, litt ich not.
war der ruine vieler guter jungs, von mir, mein gott, litt ich not.
l o r d + h e r z e l e i d
lord armageddon
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Du hast gelernt zu parieren. Du hast gelernt zu marschieren.
Ohne es je zu probieren. Jetzt kannst du nur noch verlieren.
W O F Ü R ? S A G ' S M I R !
——————————————————————————————————————————————————————————————————
EINS. RUFUS HANNES VON SCHWANTHALER | 44 JAHRE ALT | DER REICHSFÜRST
ZWEI. 13.06 | WIEN | ÖSTERREICH | SS | DAS GROSSDEUTSCHE REICH
DREI. OBERGRUPPENFÜHRER | SCHWARZE HAARE | HELLBLAUE AUGEN | 183 CM
herzeleid
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
reinhardt fuchs
m e n s c h e n f r e s s e r m e n s c h e n
niemals ruh'n haben schrecklich viel zu tun .
r e i n h a r d t
f l o r i a n
f u c h s;
dreiunddreißig jahre alt;
o b e r f ü h r e r;
"der   detektiv";
d u n k e lblond ;
b l a u e augen;
sohn von joseph
und greta;
1,83 meter groß
f l o r i a n
f u c h s;
dreiunddreißig jahre alt;
o b e r f ü h r e r;
"der   detektiv";
d u n k e lblond ;
b l a u e augen;
sohn von joseph
und greta;
1,83 meter groß
lord armageddon
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nieprzyjemny odgłos trzaskającego bicza roznosi się echem po całej sali, a zaraz po nim głuchy krzyk. Z haka podczepionego pod mocny żeliwny łańcuch, zwisa półnagi mężczyzna. Jego jasna skóra lśni od krwi i potu, a z pleców obwisają jej fragmenty, całkowicie zniszczone przez głębokie rozcięcia.
Trzask. Kolejne uderzenie spada na nieszczęśnika, który krzyczy niemo z bólu. Nie podoba się to innemu, wysokiemu mężczyźnie stojącemu w cieniu; gestem nakazuje by więźnia polano zimną wodą, co też zaraz zostaje wykonane.
— A teraz wam się przypomniało coś, Herr Jones? — Lodowaty i sztywny głos mężczyzny ocuca więźnia szybciej niż kubeł zimnej wody. Z trudnością unosi głowę, by jednym okiem napotkać wzrok swojego oprawcy, który jest jeszcze mroźniejszy niż jego głos.
— Ch-Chrzań się… — charcze i spluwa krwią w kierunku umundurowanego człowieka, po czym jego głowa opada bez sił, pozwalając, by jego powieki zalała krew.
Tamten jedynie unosi kącik ust do góry i przybiera coś na kształt pogardliwego uśmiechu.
— No, no, panie Jones, jestem prawie pewny, że w pańskim interesie jednak powinno leżeć mówienie prawdy i tylko prawdy. — Podchodzi bliżej więźnia i chwyta go za żuchwę, zmuszając go tym samym do ponownego spojrzenia na niego. — To wszystko się może już teraz zakończyć. Wystarczy, że powiesz nam dla kogo. Konkretnie. Pracujesz.
Mężczyzna nie mówi nic, patrzy jedynie na nazistę z nienawiścią, co nie robi wrażenia na nikim obecnym. Otrzymuje tylko bolesne uderzenie w twarz, a generał odsuwa się od niego z odrazą, by jego miejsce zastąpił poprzedni kat, który niemalże od razu zaczyna okładać nieszczęśnika batem.
— Jeśli Herr Obergruppenführer o coś pyta, to twoim zasranym obowiązkiem jest odpowiedzieć, śmieciu!
Jones wcześniej potrafił zrozumieć ich język, ale teraz nie rozumie już nic. Czuje tylko ból i narastające zmęczenie; tak bardzo chce mu się spać… Zamyka oczy i pozwala ciemności przejąć kontrolę, choć na chwilę uciec z tej okrutnej rzeczywistości.
Nagle przytomnieje i tym razem nie jest to zasługa kubła z wodą; gestapowiec przestaje okładać go biczem i zamiast tego bestialsko zrzuca go z haka na brudną i obrzydliwie zimną posadzkę. Jones mimowolnie zaczyna się czołgać gdzieś przed siebie, byle dalej od niemieckich katów, lecz szybko zostaje złapany za nogę i przyciągnięty z powrotem.
— Moja cierpliwość powoli się wyczerpuje, panie Jones — znudzony głos generała dobiega do niego jakby z zupełnie innego pomieszczenia, stłumiony i niewyraźny. — Powoli naprawdę zaczynam wierzyć, że nic pan nie wie. — Podchodzi do mężczyzny i trąca go czubkiem buta, całkiem delikatnie przewracając go na plecy. - Tylko wie pan… My się w tych kwestiach nie mylimy.
Pstryknięcie palcami. Ciężka podeszwa zaraz znajduje się na jego gardle, a Jones dławi się własną krwią. Machinalnie zaciska dłonie na skórzanym bucie, próbując zrzucić z siebie gestapowca, który jedynie mocniej naciska na gardło. Kolejne pstryknięcie jest wybawieniem więźnia, choć ten już woli, żeby to wszystko się skończyło. Chce umrzeć, uwolnić się od ciążącej na nim odpowiedzialności… Nawet na to mu nie pozwalają.
Nie mogą być ludźmi, są na to zbyt okrutni.
— B-Błagh-aam… — Słowa te ledwo przechodzą przez jego zmaltretowane gardło, czuje się taki upokorzony swoim żałosnym stanem. — Z-Zhabij… m-nie…
— Umrzesz, kiedy ci na to pozwolę, Jones — Generał splata ręce za plecami i świdruje go wnikliwym spojrzeniem. — Wystarczy, że powiesz jedno słowo. Jedno nazwisko.
Chce to zrobić. Przecież nic się nie stanie, pozwolą mu umrzeć i będzie w końcu wolny od tego bólu i cierpienia. Dadzą mu spokój raz na zawsze. Nikt nie będzie go winić; wielu na jego miejscu już dawno by się złamało. Dlaczego on ma być bohaterem, to nikomu nie pomoże…
Otwiera usta, by zdradzić nazwisko, ujawnić dla kogo tak długo walczył i… zamiera. Słowa nie są w stanie przejść przez gardziel, utykają niczym kamień. Jego podświadomość jest silniejsza niż on sam, nie pozwala złamać raz złożonej przysięgi.
— Sprich, verdammt noch mal! — Kat ma mało cierpliwości. Zaczyna go kopać po żebrach, głowie, nogach… Wszędzie czuje ciosy. Generał podnosi głos, krzyczy na gestapowca, ale Jones już nic z tego nie słyszy. Ogarnia go ciemność i poczucie błogiej ulgi, taki dziwny spokój...
To koniec.
* * *
Obergruppenführer Rufus Schwanthaler, dwukrotnie odznaczony Krzyżem Żelaznym I Klasy oraz Krzyżem Rycerskim Krzyża Żelaznego z Liśćmi Dębu i Mieczami, nie znosi żadnej formy sprzeciwu. Śmierć więźnia uznaje za porażkę i ucieczkę, a wszystko przez nadzwyczajną tępotę gestapowca, który bije jak młot, bez żadnego wyczucia.
— Idioten! — syczy i wyrwa pejcz z rąk ogłupiałego strażnika, po czym uderza nim go w twarz, zostawiając niewielkie rozcięcie na jego policzku. — Następnym razem to ty tam zawiśniesz, jeśli jeszcze raz wykażesz się taką niekompetencją!
Rzuca pejczem z odrazą w bok i wychodzi wzburzony z celi przesłuchań. Za nim wiernie podąża jego sekretarz, Sturmbannführer Schmidt, nerwowo przebierając nogami.
— Herr Obergruppenführer…
— Słucham cię, Schmidt — Rufus nawet nie patrzy na mężczyznę, zaabsorbowany swoimi myślami. Stracili właśnie jedyny dostęp do komórki ruchu oporu istniejącej na terenie Nowego Jorku.
— Czy… wpisać ten… uhh… incydent do raportu?
Rufus zatrzymuje się gwałtownie i spogląda uważnie na Schmidta, który niemalże się kuli pod jego surowym wzrokiem. Adiutant zdaje się wtedy taki mały i niepozorny. To nieco rozczula generała w dziwny sposób i kładzie rękę na ramieniu mężczyzny.
— Nie ma potrzeby. Napisz, że zginął przy próbie ucieczki. Ale Rittera należy zdegradować. — Ostatnie zdanie wypowiada dość poirytowanym tonem i nawet nie czuje, że wbija trochę za mocno paznokcie w ramię sekretarza, który usilnie stara się nie skrzywić. — Tyle nam zajęło, żeby schwytać kogokolwiek z tej bandy degeneratów, tylko po to, aby kompletnie nic z tego nie wynikło.
— Czyli…
— Zapomnij. Nic nie wpisuj. Wymaż go z raportów — Schmidt spogląda z zaskoczeniem na przełożonego, ale nawet nie próbuje kwestionować tych decyzji. Nikt przy zdrowych zmysłach nie próbuje. Po prostu kiwa głową i szybko notuje coś w zeszycie. — Coś jeszcze na dziś?
— Tak. Ma Pan umówione spotkanie z majorem Maverickiem za pół godziny…
— Przełóż je. Wezwij do mnie Kellera, powiedz, że to pilne.
— Jawohl, Herr Obergruppenführer!
Rufus zabiera dłoń z ramienia niższego mężczyzny i wzdycha ciężko, co bynajmniej nie jest reakcją na zbliżające się spotkanie. Już wie, że ten dzień będzie cięższy niż pozostałe. Nie potrzebuje jednak żadnych rozmów na ten temat, więc uznaje to za dobry moment, aby odejść. Rzuca jeszcze na odchodnym do sekretarza, by zrobił mu kawy, po czym udaje się do swojego gabinetu, żeby móc w spokoju przeanalizować obecną sytuację.
Niecałe dwie godziny później w drzwiach jego gabinetu staje obecny szef Departamentu V, jednostki amerykańskiej, Wilhelm Knox-Keller, który wydaje się całkiem zaniepokojony faktem, że jeden z ważniejszych dowódców amerykańskiego Schutzstaffel zażądał jego pojawienia się w dość krótkim czasie.
— Heil Hitler — rzuca szybko i zaraz zamyka drzwi za sobą, po czym podchodzi niespokojnie do biurka Rufusa. — Co się stało? Powiedz, że to tylko nie chodzi o nic błahego…
— Nie, po prostu… Masz ochotę na cygaro?
Rufus zna Kellera, odkąd tylko zaczął tu sprawować władzę i zawsze dobrze się rozumieli. W ich rozmowach nie można nigdy wyczuć formalnego tonu, nawet jeśli były one oficjalne.
— Błagam, nie teraz. Powiedz mi, o co chodzi, mam dużo pracy — Wilhelm wzdycha ciężko i wpatruje się w mahoniowe biurko, na którym poukładane leżą eleganckie stosy dokumentacji wszelkiej maści.
— Jak sobie życzysz — Generał wzrusza ramionami i sam sięga po cygaro, by po chwili nieśpiesznie odpalić je od zapałki. Widzi, że Keller jest lekko zniecierpliwiony jego zachowaniem, lecz potrzeba demonstracji swej ważnej pozycji jest zbyt ważna. Nawet jeśli są w swoim własnym gronie. — Alles gut. Do rzeczy. Mieliśmy… Hmm, jakby to delikatnie ująć… Pamiętasz Nathana Jonesa?
Keller spogląda na niego chwilę niezrozumiale, ale szybko przypomina sobie kogo Rufus ma na myśli.
— Tak. Co z nim?
— Mieliśmy taki drobny wypadek przy pracy... — Rufus wypuszcza powoli dym z ust, smakując go na języku. Cóż za wyjątkowa przyjemność. — Jones nie żyje.
— ...Nie widzę, dlaczego śmierć twojego więźnia ma dotyczyć mnie.
— Tak się zastanawiałem… Masz jeszcze jednego z podejrzanych na oku, prawda? Może byś tak…
— Nein. — Keller od razu mu przerywa, a że jest jedną z tych nielicznych osób, których Rufus nie może tak łatwo się pozbyć, to łypie tylko na niego nieprzyjemnym wzrokiem. — Trzy miesiące prowadzimy obserwację podejrzanego i nie zamierzam tego schrzanić, tylko dlatego, że umarł ci więzień w “nieszczęśliwym wypadku”. Wiesz co by się wówczas stało? Ja też odpowiadam przed nim, Rufus. Nie mogę ryzykować. Nie tak.
Rufus jest tym faktem wielce zirytowany, ale rozumie postawę Kriminalrata. Obydwaj odpowiadają przed RSHA, przed Heydrichem, który zapoczątkował całą akcję oczyszczania Nowego Jorku ze szczątków ruchu oporu. I żaden z nich nie chce ryzykować na tyle, by go zdenerwować.
— Wspaniale — odpowiada oschle, nie bawiąc się w żadne konwenanse. — Kurwa, wspaniale.
— Dam ci znać, jak tylko zakończymy obserwację, ale to jeszcze nie teraz. — Keller wstaje z krzesła; wygląda na to, że pośpiech nie był żadną wymówką. — Musisz inaczej załatwić tę kwestię.
Salutuje mu na odchodnym i wychodzi z pomieszczenia, a Rufus zostaje sam ze swoimi myślami, które aktualnie krążą wokół amerykańskiego więźnia.
Kto by przypuszczał, że taki szczur będzie zaprzątał jego cenną uwagę.
Mija raptem może dwadzieścia minut; generał wykorzystuje je na odpalenie kolejnego cygara, gdy nagle drzwi gabinetu otwierają się gwałtownie, a do środka wpada jego ulubiony adiutant. Rufusowi mimowolnie zaczyna drgać powieka.
— Herr Obergruppenführer, mam ważny meldunek–!
— Ach, Schmidt. Przypomnij, co ci mówiłem o wchodzeniu w taki sposób do mojego gabinetu?
Nastaje niezręczna cisza, a zdezorientowany Schmidt patrzy się na Rufusa niezrozumiale, by zaraz poczerwienieć na twarzy, gdy dociera do niego, co zrobił.
— Herr Obergruppenführer, to naprawdę ważne… — Rozpaczliwie próbuje zmienić temat, na co generał przewraca oczami.
— Ważne jest to, że mnie nie słuchasz. — Sturmbannführer wbija wzrok w podłogę, byleby nie patrzeć na swojego szefa. — A teraz grzecznie wyjdziesz za drzwi i zapukasz, tak jak się umawialiśmy, że będziesz robił, zanim wparujesz tutaj, nawet gdyby to były meldunki od samego Führera!
— …Tak jest, Herr Obergruppenführer…
Schmidt z twarzą czerwieńszą niż jeden z trzech kolorów na fladze Wielkiej Rzeszy Niemieckiej wlecze się wolno do drzwi i wychodzi. Niedługo po tym Rufus słyszy na korytarzu jego głos, jak nerwowo coś komuś tłumaczy. To trochę wyprowadza generała z równowagi, przecież nie mieli zaplanowanych na dzisiaj żadnych gości… Dodatkowo wywalił demonstracyjnie Schmidta za drzwi, by tamten nauczył się pukać.
Oby to tylko nie Heydrich postanowił złożyć mu jedną z niezapowiedzianych wizyt.
Schmidt tym razem grzecznie puka, na co Rufus odpowiada, mało przyjemnym “proszę”, a do pomieszczenia poza Sturmbannführerem wchodzą dodatkowe dwie osoby. Rufus szybko przesuwa wzrokiem po jednym i drugim mężczyźnie i od razu się rozluźnia. Nikt istotny.
— W czym mogę pomóc, drodzy panowie? — pyta uprzejmie, acz ton głosu z uprzejmością nie ma już zbyt wiele wspólnego. Zastanawia go, czemuż to zwykli oficerowie SS postanowili mu przeszkodzić akurat tego niezbyt fortunnego dnia.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach