Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
2021Styczeń
Nasze demony i my
DEMONY AKCJA ROMANS BL ŚWIAT REALNY Z DODATKIEM
DEMONY AKCJA ROMANS BL ŚWIAT REALNY Z DODATKIEM
Demon – stworzenie, którego wielu kojarzy się z piekłem oraz złem. Cóż, w tym świecie demony to nie są upadłe i złe anioły, a raczej istota, która rodzi się z nagromadzenia negatywnych emocji i intencji. Gdy wystarczająco urośnie w siłę, a człowiek nie może sobie z tym poradzić – demon doprowadza człowieka do śmierci i w ten sposób staje się wolny. AA jest osoba, która zarabia na tym, że jest świadomy istnienia demonów, widzi je oraz może ich używać. Jego demony są pod jego kontrolą, a to umożliwia mu pozbycie się innych. Historia opowiada losy AA, który po jednym zadaniu z nieszczęśliwym zakończeniem ma na głowie BB, początkującego pogromcę demonów, którego demon… jakby to dobrze ująć – jest bardzo niebezpieczny.
Mireyet – M - wykwalifikowany pogromca bezpańskich demonów
NANA – M - początkujący pogromca bezpańskich demonów.
Mireyet – M - wykwalifikowany pogromca bezpańskich demonów
NANA – M - początkujący pogromca bezpańskich demonów.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Quinn Hughes
Quinn słyszał opowiastki o demonach w ich świecie, ale jako młodzieniec nie brał ich na poważnie. Miał bać się czegoś, czego nie widział? Wyrósł z bania się potworów pod łóżkiem już w wieku pięciu lat, jakieś wymyślone demony były mu niestraszne.
Dopiero jak w wiadomościach, między kolegami w klasie w liceum krążyły plotki o myśliwych wspomnianych stworów, zaczął uważać, że może jednak jest w tym trochę prawdy. Ale wciąż, to nie jego problem, prawda? Po co ma się przejmować. Nie zamierzał też kończyć swoich spotkań z szemranym towarzystwem, co wyjątkowo nie podobało się ich rodzicom, którzy obawiali się, jak to się skończy.
I ku niezadowoleniu Quinna, mieli rację. Pierwsza zdrada w jego życiu - w wieku 17 lat - miała wtedy miejsce, niewielka, lecz zawsze zdrada. Wkręcony w związek z jednym z typów, dowiedział się, że był wykorzystany, aby być tematem obrzydliwych rozmów i obelg w swoją stronę, aby później zostać wyrzuconym na zbity pysk po upojnej nocy. Od tego momentu, nieświadomy niczego Hughes naprowadził na siebie swój przyszły, wielki problem, który 5 lat później miał się urzeczywistnić.
EmmeDopiero jak w wiadomościach, między kolegami w klasie w liceum krążyły plotki o myśliwych wspomnianych stworów, zaczął uważać, że może jednak jest w tym trochę prawdy. Ale wciąż, to nie jego problem, prawda? Po co ma się przejmować. Nie zamierzał też kończyć swoich spotkań z szemranym towarzystwem, co wyjątkowo nie podobało się ich rodzicom, którzy obawiali się, jak to się skończy.
I ku niezadowoleniu Quinna, mieli rację. Pierwsza zdrada w jego życiu - w wieku 17 lat - miała wtedy miejsce, niewielka, lecz zawsze zdrada. Wkręcony w związek z jednym z typów, dowiedział się, że był wykorzystany, aby być tematem obrzydliwych rozmów i obelg w swoją stronę, aby później zostać wyrzuconym na zbity pysk po upojnej nocy. Od tego momentu, nieświadomy niczego Hughes naprowadził na siebie swój przyszły, wielki problem, który 5 lat później miał się urzeczywistnić.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Lucas Huxley
Demony nie wybierały sobie ludzi, były przez nie tworzone. Z tych złych, negatywnych emocji. To mogła być zdrada, morderstwo, zazdrość, obsesja… Powodem nienawiść nigdy nie była sama nienawiść, zawsze coś tam było więcej. Jeśli będziesz powtarzał i karmił daną negatywną emocję powstanie z niej kreatura, która całym swoim jestestwem będzie chciała wydostać się i zaznać wolność. Nic więc dziwnego, że istnieli ludzie, którzy musieli sobie z tym radzić, pozbywać się takich istot – Myśliwi. Właśnie tym zajmował się Lucas Huxley. Gdy w wieku lat 10 po raz pierwszy zobaczył demony jego rodzice nie rozumieli dlaczego ich dziecko boi się spotykać z niektórymi ludźmi. Strach przed tym co widziały jego oczy, a nikt nie potrafił wytłumaczyć stworzyły jego demona. Tego pierwszego, który towarzyszył mu już zawsze, którego mógł kontrolować. Nie musiał długo czekać, aby zostać przygarniętym przez organizację, która zajmowała się demonami i usuwaniem ich istnienia z opinii publicznej. Jego rodzice wiedzą wszystko, jego rodzeństwo też, jednak nikt więcej z jego przyjaciół nie ma pojęcia co robi w życiu i dlaczego nigdy nie ma kogoś na dłużej. Lucas, który widzi ten negatywne emocje w innych, nie mógł patrzeć na to co potrafiło tworzyć serce ludzi. Poza tym był fanem spokoju, gdzie jest spokój w związku? Teraz, prawie 20 lat od tamtego dnia gdy wszystko się zaczęło stał się doświadczonym Myśliwym, tym najlepszym. Nie dlatego, że był najsilniejszy w zabijaniu, lecz dlatego że panował nad sytuacją i wykonywał swoją pracę idealnie.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Q U I N N H U G H E S
W E A L L H A V E O U R I N N E R D E M O N S
____Styczeń nie grzeszył przyjemną pogodą. Quinn z narzuconym na ramiona kocem stał przed oknem, patrząc na padający śnieg i zostawiane przez buty ślady na nim, aby później zerkać na kubek kawy na biurku, która wołała, wręcz krzyczała, żeby został, nigdzie nie wychodził i ogrzewał się w mieszkaniu. Ale nie mógł, nie miał możliwości. Był umówiony z Shawnem na spotkanie się na koncercie, mimo tego, że nawet nie znał zespołu, który miał grać a hala, w której mieli przebywać była ogromna, co liczyło się z dużą ilością osób i denerwującym przepychaniem. Była różnica w przepychaniu się w miejscu, w którym nawet nie chciało się być, a na przykład na imprezie, gdzie grono osób pcha się na siebie nawzajem w tańcu. Dla kogoś tak wybrednego jak Hughes, różnica była ogromna i znacząca. Ale skoro się zgodził, to nie zamierzał teraz wystawić mężczyzny, licząc również, że na tym zyska. Czy to pieniędzmi, czy czymś innym. Shawn potrafił go czasami zaskoczyć. Pozytywnie czy negatywnie, tego nie potrafił stwierdzić. Z czasem uznał, że po prostu jest “zaskoczony”. Nic więcej. W E A L L H A V E O U R I N N E R D E M O N S
____— Czy te pieprzone kaloryfery mogą działać? Palce mi zaraz odpadną — prychnął do samego siebie, przykładając co chwilę wierzch dłoni do mebla. W takiej temperaturze nie chciało mu się nawet szykować, chociaż bordowa koszula wraz z czarnymi spodniami czekały na łóżku, aż Quinn zbierze się w sobie i przebierze z noszonych tymczasowo domowych dresów. Śniadanio-obiad skończył ponad dwadzieścia minut temu, nic go nie powstrzymywało przed ogarnięciem się, nie licząc tego cholernego chłodu.
____W końcu jednak zrzucił z siebie gruby koc i z krzywą miną wziął ubrania do łazienki, gdzie popsikał włosy odrobiną suchego szamponu, dla odświeżenia i objętości, po czym szybko wskoczył w ciuchy. Wybrał jeszcze trochę złotej biżuterii, przede wszystkim naszyjników i stwierdził, że jest w miarę gotowy do wyjścia
____— Ugh, jeszcze pół godziny. Jak wyjdę teraz to prędzej przymarznę do chodnika… — nie ukrywał nawet swojej niechęci, nie próbował nastawiać się pozytywnie. Do tego potrzebował alkoholu, chętnie czegoś mocniejszego, co Shawn na pewno powinien mieć a po kilku zalotnych spojrzeniach Quinn powinien dostać po niższej cenie.
___Wiedział, że jak posiedzi jeszcze chwilę dłużej w mieszkaniu, to się z niego nie ruszy, więc mimo dużej ilości czasu do spotkania, narzucił na siebie grubą, czarną bomberkę i szal, po czym zakluczył za sobą drzwi i wyszedł na zewnątrz, mrugając szybko kilka razy, jak na rzęsach osiadły mu płatki śniegu. Nie lubił zimy, była nieprzyjemna, utrudniała mu funkcjonowanie tak, jak chciał i ogółem była dla niego żmudnym i ciężkim czasem. W dodatku przebywał wtedy częściej w mieszkaniu, co nie wpływało najlepiej na jego psychikę, dołując Hughes brakiem zajęć, tylko wyjściem do dorywczej pracy, bo wciąż nie czuł potrzeby, aby ugrząźć za biurkiem.
____Po zakupie picia i tanich, wiśniowych cygaretek w kiosku, znalazł się w pobliżu hali, o czym nie tylko świadczył sam w sobie wielki budynek, ale i ochrona rozstawiona przy wejściach oraz spora ilość zgromadzonych ludzi z miasta, jak i spoza. Mina Quinna ponownie wykrzywiła się w grymasie, przysuwając szyjkę butelki do ust, a drugą dłonią lekko potrząsając, żeby zrzucić popiół. Zwykle nie palił dużo, jednak ten dzień wydawał mu się na to idealny, szczególnie po zobaczeniu ilości osób wchodzących do hali koncertowej, gdzie on sam na razie stał przy jednym z wejść, opierając się bokiem o filar
____— Jesteś już? Tego się nie spodziewałem — zaśmiał się drapliwie Shawn, zachodząc Quinna od tyłu i opierając dłoń na jego plecach, próbując przesunąć go do wejścia — Jak wejdziemy teraz to będziemy mieli zajebiste miejsca, więc dawaj — dodał, ale czarnowłosy zdążył się wyplątać z jego nacisku, wracając do wybranego przez siebie pilara.
____— Nie wiem czy jesteś ślepy, ale palę a raczej mnie z tym nie wpuszczą. Jak Ci tak zależy to idź i zajmij nam miejsca, jak się zacznie to Ciebie znajdę Shawn — machnął na niego opróżnioną już butelką bezalkoholowego piwa, na co tleniony blondyn wywrócił oczami i parsknął pod nosem, ale wszedł do środka, zostawiając Quinna samego sobie, przynajmniej na razie.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
W mieszkaniu wyciągniętym niczym z pinterest, przy białym stole, siedział mężczyzna i wpatrywał się w swojego spalonego tosta. Widząc go, wiedział. Czuł w kościach, że dzisiaj coś pójdzie bardzo nie tak. Oparł się na krześle i zamknął oczy wzdychając. Przypominał sobie co dzisiaj i gdzie popełnił błąd. Wstał, był na siłowni, zapalił, wrócił do mieszkania żeby się ogarnąć. Jak tylko wyglądał jak człowiek, usiadł i zrobił sobie śniadanie. Normalny plan dnia, codzienność. Gdyby nie popsuta zapalniczka, kobieta flirtująca z nim na siłowni i ten cholerny czarny tost. Lucas miał przeczucie, że dzisiejsza robota nie będzie taka prosta, a raczej – coś się poważnie zjebie w planie, który był przygotowany.
Na tą chwilę plan był bardzo prosty. Organizacji przysłała mu zlecenie z dwóch powodów – miał blisko i no potrzebowali kogoś ogarniętego na imprezę dużej skali. Była zima, ale to nie znaczyło, że ludzie będą siedzieli bezczynnie w domu. No i właśnie to sobie upatrzyła pewna grupką zadymiarzy. Lucas dostał wszystkie potrzebne informacje o wiele wcześniej, w tym informacje o tym dlaczego i po co chcą zaczaić się na tym akurat koncercie. Wiedział co chcą zrobić i średnio się tym przejmował. Niestety, to nie była pierwsza katastrofa, do której będzie musiał dopuścić. Robiąc to raz za razem, nie zamierzał się stawiać i marnować niepotrzebnie energię, zedrze sobie gardło i straci tylko czas. Myśliwi nie byli bohaterami, a predatorami. Żerowali na tym, że komuś stała się krzywda. Tylko wtedy mogli wypełnić swoje zadanie.
Lucas odstawił tosta na bok, a czarna chmura, która cały czas za nim podążała zgarnęła talerz z zawartością. Otoczyła go i zniknęła zostawiając talerz czystym. Cóż, strach którego się nie boisz nie może cię zranić. To była jednak z tajemnic dzięki, którym Lucas mógł kontrolować swojego demona – nie bał się. Ani demonów, ani walki z nimi. Żyć, jeździć po świecie i zjadać demony. Lucas, który nie był zbudowany jak kijek sam budził strach. Z tego też powodu jego demon mógł się karmić strachem innych i był cały czas pod kontrolą.
W cichym mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Telefon. Lucas otworzył oczy i spojrzał na przychodzące połączenie podpisane Ann. Odebrał i przełączył na głośno mówiący nie podnosząc telefonu z miejsca gdzie leżał.
- Co? – spytał bez większego zainteresowanie. – Mam nadzieję, że nie wpakowałaś się znowu w problemy.
- Nieeee – głos młodej dziewczyny odpowiedział od razu. Mógł usłyszeć od razu, że kłamie, lecz nie podnosił tego tematu jeszcze – Po prostu chciałabym się z tobą dzisiaj spotkać.
- Przyjadę pod twoją szkołę za godzinę i dostaniesz dwie godziny na wyjaśnienie i rozwiązanie sprawy potem idę do pracy – odpowiedział i się rozłączył.
Spojrzał na niedokończone śniadanie przed nim. Aż odechciewało mu się jeść gdy myślał o głośnej i kłopotliwej Ann, a potem jeszcze przyglądaniu się śmierci większej gromady ludzi. Odsunął wszystko od siebie, żeby zajęła się tym otaczająca go mgiełka, a on sam poszedł się ubrać. Widać ma jeszcze coś do załatwienia przed pracą.
Przyjazd pod szkołę zajął mu więcej czasu niż się spodziewał. Może dlatego, że były to godziny szczytu, ale ludzie jeszcze nie odbierali swoich dzieci ze szkoły – na to była za wcześnie. Zaparkował i wszedł do szkoły podchodząc nonszalancko do planu. Wiedział, w której klasie jest Ann. Nie miał pojęcia jak wyglądał jej plan. Po krótkiej chwili znalazł sytuację, której szukał – biologia. Poszedł do klasy, na miejscu wziął Ann, średniego wzrostu, czarnowłosą podobiznę Lucasa. Nikt, kto widział ich stojących obok siebie, nie zaprzeczyłby im podobieństwa. Co prawda Ann miała o wiele bardziej kobiecy wyraz twarzy od Lucasa… no i mniej mięśni. Byli rodzeństwem, czego się spodziewać?
Gdy wsiedli do samochodu, a drzwi się zamknęły Ann nie czekała długo.
- Zjebałam. – odwróciła się do brata i wyznała od razu. Nie zamierzała czekać i mówić, że nic się nie wydarzyło. Lucas był jej ratunkiem w tej sytuacji. – Straciłam ten przedmiot co miałam trzymać dla ciebie.
Mężczyzna nie krzyczał. Wziął papierosa i zapalił go, napawając się pierwszych buchem. Spokój, zen. Ann nie miała pojęcia co było we flakoniku, bo dla niej był przezroczysty. Wiedziała jednak, że jest tam coś czego nie widzi i że jest to bardzo niebezpiecznie. Lucas nie był nieodpowiedzialny. Osoba bez demona, taka jak Ann, była najbezpieczniejsza żeby trzymać flakonik z czystą nienawiścią. Dana nienawiść była dla osób z demonami czymś w rodzaju broni biologicznej, a jej zadaniem było zabarwienie demona w kolory zdrady. Dzięki temu można było szybko stworzyć demony zdrady z małych zarodków. Idealne na zrobienie masy sztucznych demonów. Lucas wiedział, że nie dorównują one demonom stworzonym prawdziwie, lecz nadal były świetnym pożywieniem. Na tą chwilę nie chciał myśleć o łączeniu dzisiejszego incydentu z zaginionym flakonikiem.
- Kiedy go zgubiłaś?
- Dzisiaj zabrałam go do szkoły, po dziewiątej już go nie miałam. – Ann chciała jak najszybciej rozwiązać tą sytuację i pozbyć się wyrzutów sumienia - Jest szansa, że wypadł gdzieś i możemy go po prostu poszukać?
- Nie.
Stanowcza odpowiedź brata zbiła dziewczynę z tropu. Aż miała ochotę płakać, ale się powstrzymywała. Mężczyzna zobaczył jej zaszkolne oczy i pogłaskał ją po głowie z małym uśmiechem. Zrobiła duży problem, ale nie do naprawy. Wystarczyło, że poświęci trochę czasu i swojego spokoju. Zabrał siostrę na kawę do najbliższej kawiarni i wepchnął w nią kawałek słodkiego ciasta na pocieszenie po czym odwiózł do szkoły. Miała wrócić na lekcje i kontynuować swoją naukę. Chciała być doktorem, bardzo dużo nauki przed nią.
Mężczyzna czuł zbliżający się ból głowy. Zniknięcie flakoniku i atak, który zdecydowanie był zaplanowany wcześniej. Jeśli ich plan był aż tak oczywisty, nic dziwnego, że wiedzieli o nim już na tyle wcześniej.
Lucas siedział w spokoju na parkingu obok wielkiej hali koncertowej i palił. Według obliczeń był poza strefą uderzenia, no i on zamierza pójść do środka dopiero po fakcie. Nie będzie pchał się teraz – nie chce oberwać od spadającego gruzu, który może pojawić się lada chwila.
Na tą chwilę plan był bardzo prosty. Organizacji przysłała mu zlecenie z dwóch powodów – miał blisko i no potrzebowali kogoś ogarniętego na imprezę dużej skali. Była zima, ale to nie znaczyło, że ludzie będą siedzieli bezczynnie w domu. No i właśnie to sobie upatrzyła pewna grupką zadymiarzy. Lucas dostał wszystkie potrzebne informacje o wiele wcześniej, w tym informacje o tym dlaczego i po co chcą zaczaić się na tym akurat koncercie. Wiedział co chcą zrobić i średnio się tym przejmował. Niestety, to nie była pierwsza katastrofa, do której będzie musiał dopuścić. Robiąc to raz za razem, nie zamierzał się stawiać i marnować niepotrzebnie energię, zedrze sobie gardło i straci tylko czas. Myśliwi nie byli bohaterami, a predatorami. Żerowali na tym, że komuś stała się krzywda. Tylko wtedy mogli wypełnić swoje zadanie.
Lucas odstawił tosta na bok, a czarna chmura, która cały czas za nim podążała zgarnęła talerz z zawartością. Otoczyła go i zniknęła zostawiając talerz czystym. Cóż, strach którego się nie boisz nie może cię zranić. To była jednak z tajemnic dzięki, którym Lucas mógł kontrolować swojego demona – nie bał się. Ani demonów, ani walki z nimi. Żyć, jeździć po świecie i zjadać demony. Lucas, który nie był zbudowany jak kijek sam budził strach. Z tego też powodu jego demon mógł się karmić strachem innych i był cały czas pod kontrolą.
W cichym mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Telefon. Lucas otworzył oczy i spojrzał na przychodzące połączenie podpisane Ann. Odebrał i przełączył na głośno mówiący nie podnosząc telefonu z miejsca gdzie leżał.
- Co? – spytał bez większego zainteresowanie. – Mam nadzieję, że nie wpakowałaś się znowu w problemy.
- Nieeee – głos młodej dziewczyny odpowiedział od razu. Mógł usłyszeć od razu, że kłamie, lecz nie podnosił tego tematu jeszcze – Po prostu chciałabym się z tobą dzisiaj spotkać.
- Przyjadę pod twoją szkołę za godzinę i dostaniesz dwie godziny na wyjaśnienie i rozwiązanie sprawy potem idę do pracy – odpowiedział i się rozłączył.
Spojrzał na niedokończone śniadanie przed nim. Aż odechciewało mu się jeść gdy myślał o głośnej i kłopotliwej Ann, a potem jeszcze przyglądaniu się śmierci większej gromady ludzi. Odsunął wszystko od siebie, żeby zajęła się tym otaczająca go mgiełka, a on sam poszedł się ubrać. Widać ma jeszcze coś do załatwienia przed pracą.
Przyjazd pod szkołę zajął mu więcej czasu niż się spodziewał. Może dlatego, że były to godziny szczytu, ale ludzie jeszcze nie odbierali swoich dzieci ze szkoły – na to była za wcześnie. Zaparkował i wszedł do szkoły podchodząc nonszalancko do planu. Wiedział, w której klasie jest Ann. Nie miał pojęcia jak wyglądał jej plan. Po krótkiej chwili znalazł sytuację, której szukał – biologia. Poszedł do klasy, na miejscu wziął Ann, średniego wzrostu, czarnowłosą podobiznę Lucasa. Nikt, kto widział ich stojących obok siebie, nie zaprzeczyłby im podobieństwa. Co prawda Ann miała o wiele bardziej kobiecy wyraz twarzy od Lucasa… no i mniej mięśni. Byli rodzeństwem, czego się spodziewać?
Gdy wsiedli do samochodu, a drzwi się zamknęły Ann nie czekała długo.
- Zjebałam. – odwróciła się do brata i wyznała od razu. Nie zamierzała czekać i mówić, że nic się nie wydarzyło. Lucas był jej ratunkiem w tej sytuacji. – Straciłam ten przedmiot co miałam trzymać dla ciebie.
Mężczyzna nie krzyczał. Wziął papierosa i zapalił go, napawając się pierwszych buchem. Spokój, zen. Ann nie miała pojęcia co było we flakoniku, bo dla niej był przezroczysty. Wiedziała jednak, że jest tam coś czego nie widzi i że jest to bardzo niebezpiecznie. Lucas nie był nieodpowiedzialny. Osoba bez demona, taka jak Ann, była najbezpieczniejsza żeby trzymać flakonik z czystą nienawiścią. Dana nienawiść była dla osób z demonami czymś w rodzaju broni biologicznej, a jej zadaniem było zabarwienie demona w kolory zdrady. Dzięki temu można było szybko stworzyć demony zdrady z małych zarodków. Idealne na zrobienie masy sztucznych demonów. Lucas wiedział, że nie dorównują one demonom stworzonym prawdziwie, lecz nadal były świetnym pożywieniem. Na tą chwilę nie chciał myśleć o łączeniu dzisiejszego incydentu z zaginionym flakonikiem.
- Kiedy go zgubiłaś?
- Dzisiaj zabrałam go do szkoły, po dziewiątej już go nie miałam. – Ann chciała jak najszybciej rozwiązać tą sytuację i pozbyć się wyrzutów sumienia - Jest szansa, że wypadł gdzieś i możemy go po prostu poszukać?
- Nie.
Stanowcza odpowiedź brata zbiła dziewczynę z tropu. Aż miała ochotę płakać, ale się powstrzymywała. Mężczyzna zobaczył jej zaszkolne oczy i pogłaskał ją po głowie z małym uśmiechem. Zrobiła duży problem, ale nie do naprawy. Wystarczyło, że poświęci trochę czasu i swojego spokoju. Zabrał siostrę na kawę do najbliższej kawiarni i wepchnął w nią kawałek słodkiego ciasta na pocieszenie po czym odwiózł do szkoły. Miała wrócić na lekcje i kontynuować swoją naukę. Chciała być doktorem, bardzo dużo nauki przed nią.
Mężczyzna czuł zbliżający się ból głowy. Zniknięcie flakoniku i atak, który zdecydowanie był zaplanowany wcześniej. Jeśli ich plan był aż tak oczywisty, nic dziwnego, że wiedzieli o nim już na tyle wcześniej.
Lucas siedział w spokoju na parkingu obok wielkiej hali koncertowej i palił. Według obliczeń był poza strefą uderzenia, no i on zamierza pójść do środka dopiero po fakcie. Nie będzie pchał się teraz – nie chce oberwać od spadającego gruzu, który może pojawić się lada chwila.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Q U I N N H U G H E S
W E A L L H A V E O U R I N N E R D E M O N S
____Sięgał po kolejną cygaretkę, ale uznał, że nie na miejscu byłoby spędzenie kolejnych piętnastych minut przed budynkiem z fajką w ręce. Mimo to, za każdym razem jak spoglądał w jego stronę, na twarz wkradał się grymas a do myśli wielka niechęć. Ignorował chłód, który powoli go ogarniał, mógł wytrzymać nawet godzinę, gdyby oznaczało to, że nie musi się pchać do środka. Coraz mniej ludzi wpychało się do środka, a ku zdziwieniu Quinna, hala wręcz pękała w szwach. Zaczął słyszeć muzykę i podniecone krzyki, co musiało znaczyć, że filler zespoły się skończyły, a prawdziwa gwiazda wydarzenia zjawiła się na scenie. Teraz zdecydowanie wypadało, żeby Hughes wepchnął się między tłum i odnalazł Shawna.W E A L L H A V E O U R I N N E R D E M O N S
____Pustą butelkę po piwie zostawił przy filarze, nie widząc śmietnika w pobliżu, strzepnął popiół cygaretki, który osiadł na jego rękawie od kurtki i skierował się do środka. A dokładniej planował. Był parę kroków od drzwi wejściowych, zdążył przekroczyć próg, kiedy jego uszy zostały ogłuszone przez przeszywający pisk, a ciało odrzucone do tyłu przez nagłą eksplozję. Drobne kawałki gruzu uderzyły go w twarz i tułów, zostawiając rozcięcia oraz siniaki, sam Quinn stracił na chwilę jakikolwiek kontakt z rzeczywistością, zduszony kurzem kaszląc, nie próbując nawet podnieść się do siadu z zimnej ziemi. Nie słyszał nic, nie licząc jakby oddalonych, powtarzających się wybuchów, tak samo krzyków, które szybko były zagłuszone. Metaliczny posmak w buzi był wystarczająco charakterystyczny, aby oczy Hughesa delikatnie się zaszkliły. Był zupełnie nieświadomy co się wydarzyło, dlaczego. Ale przede wszystkim, czemu musiał słyszeć wszystko, co się dzieje? Wolałby zemdleć, nawet umrzeć. Wszystko, byleby nie leżeć bezsilnie niczym martwe ciało i być pośrednim świadkiem wydarzenia. Jedyne co czuł, to resztki gruzu spadające z nieba, nie wiedział, czy ma coś złamane czy nie. Nie wiedział nic. Jedynie, że w środku był ktoś, kto mimo nieznaczącej relacji, był mu bliski i na swój sposób ważny. Wątpił, że osoby ze środka wyszły z eksplozji żywe. To samo liczyło się Shawna.
____Musiał się podnieść, nie mógł leżeć tak bezczynnie. Jaki był w tym cel? Musiał sprawdzić, czy może jednak Shawn przeżył. Czy ktokolwiek przeżył. Co się do cholery w ogóle stało? Dlaczego? Ociężałymi ruchami podniósł się z ziemi, krzywiąc się i jęcząc z bólu, ale w końcu stanął na dwóch nogach, trzymając ramię, z którego rozchodził się nieprzyjemny, nieustający ból. Najwidoczniej musiał sobie coś zrobić. Teraz to nie był jego główny problem. Przerażony wpatrywał się w namalowany przed nim obraz - spore kawały gruzu wszędzie dookoła niego, razem z ciałami, niektórymi zgniecionymi przez kamienie, inne rozsadzone przez wcześniejszy wybuch. Parę osób próbujące ostatkiem sił i nadziei wyczołgać się, aby po chwilę z przeraźliwym dźwiękiem umrzeć na miejscu
____— Shawn…? Shawn, żyjesz? — zawołał z nadzieją, że nie był w tej sytuacji sam. Nie zwrócił nawet uwagi na gasnące światła samochodu zaparkowane kawałek dalej, który stał tam już dobrą chwilę.
____Na jego twarzy pojawił się ślad radości, gdy usłyszał znajomy głos. Ten chropowaty, zazwyczaj nieprzyjemny choć ważny dla Quinna głos, teraz był niczym wybawienie. Jednak, gdy wsłuchał się w słowa, które z nich wylatywały, poczuł się nagle stokroć gorzej. On też miał tutaj zginąć? Shawn nie był zadowolony z faktu, że nie znaleźli jego ciała tutaj? Czemu? Czemu mówił tak okropne rzeczy? Czemu chciał się pozbyć Quinna, który mimo nieustannego pyskowania i narzekania, był mu posłuszny i dostępny na każde zawołanie. Zdążył osunąć się na ziemię za pękniętym w pół filarem, ukrywając się w ten sposób nie tylko przed swoim dilerem-partnerem, ale i grupką innych ludzi, których nie umiał rozpoznać przez bandany obwiązane na buzi. Nie rozumiał czym były dziwne istoty, bez czystej postaci, nad głowami bandy. Za bardzo bał się z powrotem na nich, jak i na nie, spojrzeć.
____Niekontrolowane łzy spływały po jego twarzy. Osunął się ze śmiercią, ale co z tego? Wyglądało na to, że jedyna osoba, której, tak myślał, zależało na Quinnowi była powodem, dla którego w ogóle mogło do tego dojść. Może i nie był jedynym celem, ale na pewno jednym z nich. To wystarczyło, aby stare rany zostały rozdrapane, jednak z o wiele większym nasileniem. Buzowało w nim ogromne grono emocji, wybudzające te najczarniejsze, najmroczniejsze z ciemnych zakamarków mózgu i serca. Wplecione dłonie we włosy zaczęły mimowolnie wbijać się w skórę głowy, a Quinn czuł jak ze złości i smutku wręcz rozrywa się od środka. Pod nim gęsta, czarna cieć, niczym śluz pełzła w stronę sprawców, świadomość Hughesa o jej istnieniu zaistniała dopiero, kiedy usłyszał podobne krzyki do tych, w trakcie wypadku. Teraz jednak były o wiele bardziej agresywne, przenikliwe a towarzyszyły im mokre dźwięki rozrywanego ciała. Nie chciał wiedzieć co się dzieje, schował się jedynie głębiej w swoich ramionach, mając ochotę jedynie krzyczeć.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
______ Długość papierosa. Dokładnie tyle czasu musiał poczekać. Gdy skończył palić, a peta zgasił butem – rozległ się wybuch. Widział jak budynek połowicznie się zawala i jak ściana kurzu zmierza w jego stronę. Zanim zdążyła w niego uderzyć i pobrudzić mu czarny płaszcz, jego demon postanowił interweniować. Lucas został otoczony czarnym dymem, który stał się ścianą, o którą odbił się cały kurz, pył oraz małe odłamki gruzu. Chwilę później, gdy wszystko ucichło – demon zniknął pozostawiając Lucasa oraz jego bliskie otoczenie czystym. Mężczyzna westchnął i zaczął iść w stronę katastrofy bez pośpiechu wykonując krok za krokiem. Miał około piętnaście minut, jednak nie śpieszyło mu się zbytnio. Wiedział, że dzieci, które wywołały całe to zamieszanie za pewne pozbyły już się zawartości jego flakoniku z czystą zdradą. Nieważne co się teraz wydarzy – wszystkie demony, które pojawią się na tej przestrzeni zostaną demonami zdrady. Oznaczało to wiele dość szybkich i sprawnych demony, bardzo silne w ataku, lecz totalnie miękkich w obronie. Demon strachu, który nie boi się żadnego ataku nie może bać się mnóstwa maluchów, dopiero co stworzonych demonów bez większej mocy czy siły. No bądźmy szczerzy – nie są dla Lucasa żadnym zagrożeniem. Szkoda tylko, że musi je pozabijać, a nie może zjeść.
______ Podchodząc bliżej i bliżej budynku słyszał krzyki i skomlenia, jednak wiedział, że nie należą one do ludzi, a do ledwo co urodzonych demonów. Oznaczało to, że sporo już osób kopnęło w kalendarz, a on będzie miał łatwiejszą robotę. Sprawność fizyczna człowieka, który posiadał kontrolę nad demonem była trochę lepsza od normalnej osoby, ale dodając dopiero fizyczne wyćwiczenie Lucasa – osiągało się efekt, który teraz pokazywał. Mianowicie, chodzi o skakanie po przewróconych kolumnach podporowych i odkrywanie zawalonych ścian, w celu znalezienia urodzonych maluchów. Znalazł ich kilka, lecz nie przyszedł tutaj, aby zabijać te młode demony, a pozbyciu się jak największej ilości sprawców. Dobijał więc to co zauważył i wchodził głębiej do środka budowli w poszukiwaniu znudzonych szczyli. Na szczęście nie musiał długo szukać. Wskoczył po przewróconych konstrukcjach na najwyższe piętro i spojrzał na grupkę ludzi, która ze swoimi demonami pod pachą chodzi i próbują złapać pisklaki. Nie wiedział, czy śmiać się czy płakać. Taka „wielka” akcja, a oni nawet nie wiedzieli, że ich demony nie są typami od zdrady. Te maleństwa nic im nie dadzą, a tylko zapewniły robotę na kilka dni, pobyt za kratkami no i list gończy…. Oczywiście, jeśli są wstanie wyjść stąd żywi. Widząc jak nie są wstanie wypuścić swoich demonów samopas, a cały czas trzymają je przy sobie oznaczało dla niego jedno – nie potrafią ich kontrolować. Organizacja nie będzie miała z nich żadnego pożytku. Można ich spokojnie zabić.
______ Lucas nie zamierzał do tego dopuścić, żeby szczeniaki mu uciekły. Uśmiechnął się i spod jego nóg, cienia jego postury, zaczął wydobywać się czarny dym, który stanął koło niego i zaczął pokrywać niebo tworząc chmurę. Następnie czarna mgła zaczęła opadać powoli zmniejszając swoją powierzchnię aż zamknęła się na około spanikowanych nastolatków. Uniemożliwiła im ucieczkę, sprawiła też, że demony schowały się do środka. Żaden świadomy siebie demon nie skoczy na demona strachu, jeśli nie jest samobójcą. Dla zobrazowania – małe i młode demony nastolatków są niczym samochód wykonany z plastiku. Co się wydarzy, jeśli taki samochód zderzy się z wielką skałą? Dokładnie! Nic miłego, śmierć na miejscu albo będzie bardzo długo do siebie dochodził. Demony, jedyna ochrona ciała nastolatków, właśnie się ulotniła. Następne pytanie quizu, co się wydarzy z ciałem niewyćwiczonych nastolatków? Dokładnie, zostaną zgniecione przez czarny dym demona i zabite, bardzo powoli. Lucas nie zamierzał jeszcze schodzić niżej. Wierzył bowiem, że dzieciaki nie były w tym same. Musiał je zabić, ale czuł, że powinien tutaj być ktoś jeszcze.
______ Około minuty po okrążeniu ciał terrorystów przez jego demona, można było zobaczyć świeżą płynącą krew na posadzce. Zero krzyków, zero dźwięku. Strach pożerał takie rzeczy na przekąskę, jednak krwi już nie potrafił. Mgła pozostawiła zmiażdżone ciała i zniknęła, a Lucas poczuł, że demon wrócił do niego. Teraz też postanowił, że powoli zejdzie na dół. Nie przeszkodziło mu też w tym, fakt, że na środek wyszedł chłopak bez chustki. Zdecydowanie przestraszony tym co się zdarzyło. Wyglądał jakby należał do pozostałej bandy, jednak Lucas zamierzał przyjrzeć się sytuacji, która teraz będzie miała miejsce więc schował się za jednym z leżących pilarów. Nie zamierzał jakoś przesadnie przesadzać z tym ukrywaniem się. Gdyby ktoś się przyjrzał spokojnie by go zauważył. Robił to raczej żeby zobaczyć czy chłopak, który wyszedł do swoich martwych kolegów ma chociaż trochę sumienia.
______ Podchodząc bliżej i bliżej budynku słyszał krzyki i skomlenia, jednak wiedział, że nie należą one do ludzi, a do ledwo co urodzonych demonów. Oznaczało to, że sporo już osób kopnęło w kalendarz, a on będzie miał łatwiejszą robotę. Sprawność fizyczna człowieka, który posiadał kontrolę nad demonem była trochę lepsza od normalnej osoby, ale dodając dopiero fizyczne wyćwiczenie Lucasa – osiągało się efekt, który teraz pokazywał. Mianowicie, chodzi o skakanie po przewróconych kolumnach podporowych i odkrywanie zawalonych ścian, w celu znalezienia urodzonych maluchów. Znalazł ich kilka, lecz nie przyszedł tutaj, aby zabijać te młode demony, a pozbyciu się jak największej ilości sprawców. Dobijał więc to co zauważył i wchodził głębiej do środka budowli w poszukiwaniu znudzonych szczyli. Na szczęście nie musiał długo szukać. Wskoczył po przewróconych konstrukcjach na najwyższe piętro i spojrzał na grupkę ludzi, która ze swoimi demonami pod pachą chodzi i próbują złapać pisklaki. Nie wiedział, czy śmiać się czy płakać. Taka „wielka” akcja, a oni nawet nie wiedzieli, że ich demony nie są typami od zdrady. Te maleństwa nic im nie dadzą, a tylko zapewniły robotę na kilka dni, pobyt za kratkami no i list gończy…. Oczywiście, jeśli są wstanie wyjść stąd żywi. Widząc jak nie są wstanie wypuścić swoich demonów samopas, a cały czas trzymają je przy sobie oznaczało dla niego jedno – nie potrafią ich kontrolować. Organizacja nie będzie miała z nich żadnego pożytku. Można ich spokojnie zabić.
______ Lucas nie zamierzał do tego dopuścić, żeby szczeniaki mu uciekły. Uśmiechnął się i spod jego nóg, cienia jego postury, zaczął wydobywać się czarny dym, który stanął koło niego i zaczął pokrywać niebo tworząc chmurę. Następnie czarna mgła zaczęła opadać powoli zmniejszając swoją powierzchnię aż zamknęła się na około spanikowanych nastolatków. Uniemożliwiła im ucieczkę, sprawiła też, że demony schowały się do środka. Żaden świadomy siebie demon nie skoczy na demona strachu, jeśli nie jest samobójcą. Dla zobrazowania – małe i młode demony nastolatków są niczym samochód wykonany z plastiku. Co się wydarzy, jeśli taki samochód zderzy się z wielką skałą? Dokładnie! Nic miłego, śmierć na miejscu albo będzie bardzo długo do siebie dochodził. Demony, jedyna ochrona ciała nastolatków, właśnie się ulotniła. Następne pytanie quizu, co się wydarzy z ciałem niewyćwiczonych nastolatków? Dokładnie, zostaną zgniecione przez czarny dym demona i zabite, bardzo powoli. Lucas nie zamierzał jeszcze schodzić niżej. Wierzył bowiem, że dzieciaki nie były w tym same. Musiał je zabić, ale czuł, że powinien tutaj być ktoś jeszcze.
______ Około minuty po okrążeniu ciał terrorystów przez jego demona, można było zobaczyć świeżą płynącą krew na posadzce. Zero krzyków, zero dźwięku. Strach pożerał takie rzeczy na przekąskę, jednak krwi już nie potrafił. Mgła pozostawiła zmiażdżone ciała i zniknęła, a Lucas poczuł, że demon wrócił do niego. Teraz też postanowił, że powoli zejdzie na dół. Nie przeszkodziło mu też w tym, fakt, że na środek wyszedł chłopak bez chustki. Zdecydowanie przestraszony tym co się zdarzyło. Wyglądał jakby należał do pozostałej bandy, jednak Lucas zamierzał przyjrzeć się sytuacji, która teraz będzie miała miejsce więc schował się za jednym z leżących pilarów. Nie zamierzał jakoś przesadnie przesadzać z tym ukrywaniem się. Gdyby ktoś się przyjrzał spokojnie by go zauważył. Robił to raczej żeby zobaczyć czy chłopak, który wyszedł do swoich martwych kolegów ma chociaż trochę sumienia.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Q U I N N H U G H E S
W E A L L H A V E O U R I N N E R D E M O N S
____Był wstrząśnięty, ciągle nie umiał do końca pojąć, co się wydarzyło. Nawet nie chciał. Wolałby kompletnie zapomnieć o tym, co miało miejsce tuż przed jego oczami. Jednak nagle nastała cisza, jakby sytuacja dobiegła końca. Słychać było tylko raz po raz ruszające się kamienie. Quinn starał się przede wszystkim złapać, a potem uspokoić, oddech. Spokój, który nagle zapanował był równie niepokojący co wcześniejszy chaos, ale dawał mu większą szansę na myślenie i wyciszenie się, więc planował to wykorzystać. Liczył pod nosem, palcami pukał delikatnie swoją głowę w celu kojącym, pamiętał to z tej swojej jednej sesji terapeutycznej, którą uważał za zbędną, ale teraz może by mu się przydała jakaś dodatkowa porada… chociaż w tej sytuacji, najlepszym wyjściem byłaby śmierć. Jak w wielu niewygodnych chwilach, była to pierwsza myśl Quinna, sprawiająca wrażenie tego najprostszego rozwiązania problemówW E A L L H A V E O U R I N N E R D E M O N S
____— Kurwa… kurwa mać! Nie tak miało być — jego głowa wręcz wystrzeliła do góry, jak usłyszał głos Shawna. Nic mu nie jest! Jedyna bliska mu tutaj osoba również przeżyła. Łzy na buzi Hughesa z tych przerażonych zmieniły się na łzy ulgi. Trzęsące się dłonie oparł o ziemię, aby się podnieść i podbiec do mężczyzny. Zatrzymał się tuż przed nim, próbując ułożyć trzęsące usta w uśmiech. Byli w tym razem, nigdy nie czuł aż takiej ulgi na widok swojego pseudo-dealera — Quinn…? Ty żyjesz? Akurat ty musiałeś to przeżyć?! — skołowany odsunął się trochę i ściągnął brwi, nie rozumiejąc słów zdenerwowanego Shawna, którego ręce również były piekielnie roztrzęsione i miętoliły ubrudzoną bandanę między palcami.
____— Co… co ty mówisz, Shawn? — wydukał, słysząc jaki kruchy ma głos przez nieustanny płacz i wcześniejszy krzyk.
____ — Zabrałem Ciebie tutaj tylko po to. Żebyś kurwa umarł. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie mam przez Ciebie problemy — zaczął mówić donośnym, wręcz przerażającym dla Hughesa głosem — Gdybyś ty zdechł, długi, które mam przez twoje odpierdalanie poszłyby na dalszy plan, bo wiedzieliby, że nie mam jak ich spłacić. Nic tylko wszystko mi utrudniasz a jeszcze jesteś uparty jak wrzód na dupie — starszy zaśmiał się histerycznie, patrząc na swoich wspólników leżących, rozdartych na ziemi w kałuży własnej krwi. Quinn zdążył już wywnioskować, kim byli, i że na pewno nie mieli skończyć w taki sposób. Nie umiał jednak zrozumieć, jak do tego doszło — Mogłeś ułatwić to nam obu, wejść do środka i umrzeć przez gruz. Ale teraz muszę wziąć sprawę w swoje ręce.
____ — Jesteś jebanym chujem, Shawn. Sam powinieneś zdechnąć — powiedział przez kolejne łzy, osuwając się na ziemię ze strachu kiedy mężczyzna zaczął podchodzić do niego z nożem w wiadomym celu.
____Z tego, co wydarzyło się dalej Quinn niewiele umiał wyjaśnić, pamięta jedynie, że zrobiło mu się od razu niedobrze, lecąca krew z nosa zaskoczyła go i ubrudziła ubrania. Najważniejszym szczegółem jednak był widok rozrywanego od głowy w dół Shawna, przez ohydną, przerażającą istotę, której nie miał nawet okazji dobrze się przyjrzeć ze względu na jej prędkość i precyzję. Quinn zdążył zwymiotować zaraz obok siebie, nim mroczki przed jego oczami się powiększyły, a głowa wylądowała na zabrudzonej kurzem i gruzem ziemi, w końcu tracąc przytomność z wycieńczenia psychicznego oraz fizycznego. Niemoralnie był zadowolony ze śmierci dealera, który udowodnił, że był niczym więcej, tylko zdradziecką kurwą wobec Hughesa, który miał go za swojego jedynego, dobrego znajomego.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____ Wpatrywał się w kłótnie dwójki. Spodziewał się, że chłopak nie będzie chciał, żeby świadkowie przeżyli, ale nie spodziewał się… że się znali. Nie jego sprawa czy zabiją się obaj czy jeden przeżyje i on będzie musiał się go pozbyć. W końcu to tylko dzieciaki. Jego demon jednak zareagował, strach w jego cieniu postanowił przekazać mu informację, że wydarzy się coś interesującego. Sprawiło to, że zaczął przyglądać się uważniej, słuchać. Ich rozmowa nie należała do tych wyjątkowych, których nigdy nie słyszał. Nie raz widział takie sceny. Widać jednak coś mogło się zaraz wydarzyć. Zdrada, dość dotkliwa. Gdy młody chłopak upadł na gruz jego cień postanowił zająć się życzeniem swojego właściciela. Wyszedł, a po kształcie i zachowaniu Lucas mógł jednoznacznie stwierdzić, że to demon zdrady. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, o którym nie wiedział. Był podekscytowany tym rozwojem wydarzeń, chociaż nie zdawał sobie sprawy jak bardzo. Wpatrywał się zafascynowany w szybkie i precyzyjne ruchy noworodka.
_____ Demon zdrady, był demonem, który żywił się zdradą, porzuceniem, odłączeniem czegoś od siebie lub od innego. Jego pożywieniem mogło być zdradzanie w każdym tego słowa znaczeniu, czy to emocjonalne, czy bycie szczurem i podawanie informacji do innych. Demon, który urodził się teraz, chociaż jego właściciel de facto żył, był demonem zdrady. Jego pożywieniem mogły być inne demony zdrady… one były tutaj wszędzie. Co prawda małe i nieznaczące nic, jednak istniały. Nawet jedząc jednego małego orzeszka na raz, jeśli zjesz ich tysiące – najesz się. Wpatrywał się jak demon zaczął zjadać wszystko w okolicy nie zastanawiając się zbytnio nad tym czy przypadkiem nie wkładał w siebie ludzkiego ciała. Lucas obserwował, jak pożera wszystko i rośnie i rośnie. Wiedział, że demony zdrady są szybkie, zwinne i w miarę silne, lecz nie potrafią utrzymać swojej siły i brakuje im staminy. Gdy po chwili demon się zmęczył i zjadł prawie wszystko, Lucas postanowił wyjść z ukrycia. Aż zdziwił się, że jego nowy kolega nie zareagował szybciej na jego obecność. Doskonale widać, że dopiero się urodził. Podchodził coraz bliżej do dzieciaka, właściciela demona, który bacznie go obserwował, lecz nie zareagował do tej pory obawiając się o swoje życie lub nie rozumiejąc co się dzieje. Czarnowłosy kucnął już koło omdlałego, dopiero gdy miał go dotknąć jego demon zareagował i skierował się do swojego właściciela. W zamiarze nie miał zaatakować Lucasa, a obronić ciało nieprzytomnego. Widząc całe to zajście mężczyzna prychnął pod nosem.
– Przynajmniej wiesz co powinieneś zrobić. – spojrzał na twarz nieprzytomnego dzieciaka. Nie był aż tak młody jak myślał, ale nadal nie dawał mu więcej niż 20 lat. Odwrócił się i zobaczył bezgłowe ciało drugiego typka – Coś z nich będzie, chodź, zabieramy ich ze sobą.
_____ Na te słowa, strach otoczył ciało dzieciaka, żeby demon w środku nie zrobił nic głupiego jak atak z zaskoczenia, a on podniósł zdecydowanie zmęczone ciało i wziął pod ramię. Nie zamierzał go nieść jak księżniczkę, gdy był taki lekki i mały w porównaniu do niego. Już wiedział, że jeśli będzie chciał żyć w tym świecie, świecie pełnym demonów, będzie musiał wziąć się za trening i odstawić większość używek. W końcu jego samopoczucie wpływa też na jego demona, jego miecz i tarcze. Wyszedł z gruzowiska i spokojnie przeszedł do swojego samochodu. Wpatrywał się jak jego autko jest piękne i czyste, gdy wszystko inne pokryte było popiołem i kurzem. Otworzył tylnie siedzenie i położył omdlałego, nawet teraz jego demon ochoczo chronił świat przed demon w środku. Nie dlatego, że Lucas bał się jego mocy. Faktycznie, był ostrym mieczem, ale jeśli nikt im nie władał – nie był tak wspaniały. Bardziej chodziło o coś innego, demon z nieprzytomnym właścicielem był jak szczeniak, którego nikt nie nauczył komendy „nie”. Robił co chciał i jak chciał. To trzeba tresować. Ruszył samochód i odjeżdżając od tego wszystkiego, kilka uliczek dalej zauważył służby pogotowia, policję i straż pożarną gnającą na miejsce zdarzenia. Cóż. Dobrze, że jego czysty samochód nie był podejrzany w takim momencie.
_____ Zaparkował na wyznaczonym dla siebie miejscu, wziął nadal nieprzytomnego chłopaka i przerzucił go przez ramię idąc do swojego mieszkania. Mieszkał w dobrej dzielnicy i był znany wśród mieszkańców apartamentowca. Jeśli sąsiad zobaczyłby go idącego z kimś na ramieniu zapewne nie spytałby się o nic. Czemu więc robić sobie pod górkę i iść schodami na piąte piętro, kiedy można wsiąść w windę i nie męczyć się? O dziwo, jak się spodziewał – o tej porze każdy był jeszcze w pracy lub siedział przed TV oglądając wiadomości o okropnym zdarzeniu sprzed godziny. Wszedł do siebie, położył chłopaka na kanapie, zdjął mu buty, bo nie będzie potem prał tapicerki. Usiadł na fotelu wpatrując się w leżącego przed nim, nieprzytomnego, posiadacza demona. Przez jego głowę przewinęło się wiele myśli. Głównie związanych z tym co teraz. Gdyby jego demon postanowił zaatakować go zamiast bronić swojego właściciela, pewnie już by nie żył. I demon i chłopak. Gdy w końcu zdecydował nad tym co zamierza zrobić. Wstał i poszedł zaparzyć sobie kawy. Jego idealnie czyste mieszkanie wyglądało jakby nikt tutaj nie mieszkał. Brakowało zdjęć, jakichkolwiek personalnych przedmiotów, które mogłyby zdradzać coś o właścicielu. Wiadome było może tylko to, że lubił jasne kolory i nie przepadał za pyłkami, bo żadna z roślin nigdy nie dostanie kwiatów. Z czarnym kubkiem w ręku, totalnie ignorując swojego gościa, wyszedł i usiadł na małym tarasie. Przed jego oczami rozciągał się mały skwer zieleni oraz głośne dźwięki przejeżdżających samochód. Jego telefon zaczął wibrować. Zastrzeżony numer. Nie zastanawiał się długo, westchnął i odebrał.
– Pozbyłeś się wszystkich? – odezwał się głos po drugiej stronie. – Mam nadzieję, że nie zostawiłeś jakichś niedobitków.
– Może jakieś maleństwa się jeszcze szlajają. – sięgnął po kubek i popił ciepłej, gorzkiej kawy – Jeśli chodzi o ludzi, to nie ma żadnych.
– Dobrze. – głos odetchnął z ulgą. – Kiedy będziesz gotowy, żeby wyruszyć do Włoch?
– Na pewno nie w tym tygodniu.
- Dlaczego?
– Nikogo nie wypuszczą z miasta przez tą tragedię na stadionie. – w jego głosie była odrobina zawahania. Lucas, po latach pracy wiedział, że jego szefostwo nie było takie mądre jak się wydawało. Cały czas, jednak nie mógł zrozumieć, jak udało im się żyć w ukryciu gdy… byli tak nieprzytomni? Na tą chwilę mógł im wmówić prawie wszystko i łyknęliby to. – Poza tym chcę odpocząć. Dopiero co wróciłem z Azji.
_____ Rozmowa trwała jeszcze chwilę, głównie odpowiadał tak lub nie na pytania zadawane przez swojego szefa oddziału. Nie zamierzał zdradzać im istnienia człowieka, które zabrał z miejsca zdarzenia ze sobą. Na pewno chcieliby go zabić, a on już miał względem jego plany. Zwłaszcza, że coraz bardziej agencja zachodziła mu za skórę i drażniła coraz to nowymi zadaniami, którymi spokojnie mógłby zająć się ktoś inny. Wiedział, że są ci inni i wiedział co się z nimi dzieje – umierają lub są zamykani przez organizację w siedzibie, bo zaczynają zadawać pytania. Lucas nie zadawał pytań… przynajmniej nie zadawał tych niewygodnych i niezwiązanych z pracą, którą wykonywał. Wszystkie dowiadywał się sam. Powiedzmy, że powoli potrzebował wspólnika i chyba dzisiaj go dostał. Odwrócił się i spojrzał na kanapę gdzie leżał jego gość. Zmarszczył brwi. Teraz się do niczego nie nadaje, trzeba będzie go zmienić, bo ta żałosna sceną, którą dzisiaj widział była… Odwrócił wzrok i wrócił do popijania kawy.
_____ Demon zdrady, był demonem, który żywił się zdradą, porzuceniem, odłączeniem czegoś od siebie lub od innego. Jego pożywieniem mogło być zdradzanie w każdym tego słowa znaczeniu, czy to emocjonalne, czy bycie szczurem i podawanie informacji do innych. Demon, który urodził się teraz, chociaż jego właściciel de facto żył, był demonem zdrady. Jego pożywieniem mogły być inne demony zdrady… one były tutaj wszędzie. Co prawda małe i nieznaczące nic, jednak istniały. Nawet jedząc jednego małego orzeszka na raz, jeśli zjesz ich tysiące – najesz się. Wpatrywał się jak demon zaczął zjadać wszystko w okolicy nie zastanawiając się zbytnio nad tym czy przypadkiem nie wkładał w siebie ludzkiego ciała. Lucas obserwował, jak pożera wszystko i rośnie i rośnie. Wiedział, że demony zdrady są szybkie, zwinne i w miarę silne, lecz nie potrafią utrzymać swojej siły i brakuje im staminy. Gdy po chwili demon się zmęczył i zjadł prawie wszystko, Lucas postanowił wyjść z ukrycia. Aż zdziwił się, że jego nowy kolega nie zareagował szybciej na jego obecność. Doskonale widać, że dopiero się urodził. Podchodził coraz bliżej do dzieciaka, właściciela demona, który bacznie go obserwował, lecz nie zareagował do tej pory obawiając się o swoje życie lub nie rozumiejąc co się dzieje. Czarnowłosy kucnął już koło omdlałego, dopiero gdy miał go dotknąć jego demon zareagował i skierował się do swojego właściciela. W zamiarze nie miał zaatakować Lucasa, a obronić ciało nieprzytomnego. Widząc całe to zajście mężczyzna prychnął pod nosem.
– Przynajmniej wiesz co powinieneś zrobić. – spojrzał na twarz nieprzytomnego dzieciaka. Nie był aż tak młody jak myślał, ale nadal nie dawał mu więcej niż 20 lat. Odwrócił się i zobaczył bezgłowe ciało drugiego typka – Coś z nich będzie, chodź, zabieramy ich ze sobą.
_____ Na te słowa, strach otoczył ciało dzieciaka, żeby demon w środku nie zrobił nic głupiego jak atak z zaskoczenia, a on podniósł zdecydowanie zmęczone ciało i wziął pod ramię. Nie zamierzał go nieść jak księżniczkę, gdy był taki lekki i mały w porównaniu do niego. Już wiedział, że jeśli będzie chciał żyć w tym świecie, świecie pełnym demonów, będzie musiał wziąć się za trening i odstawić większość używek. W końcu jego samopoczucie wpływa też na jego demona, jego miecz i tarcze. Wyszedł z gruzowiska i spokojnie przeszedł do swojego samochodu. Wpatrywał się jak jego autko jest piękne i czyste, gdy wszystko inne pokryte było popiołem i kurzem. Otworzył tylnie siedzenie i położył omdlałego, nawet teraz jego demon ochoczo chronił świat przed demon w środku. Nie dlatego, że Lucas bał się jego mocy. Faktycznie, był ostrym mieczem, ale jeśli nikt im nie władał – nie był tak wspaniały. Bardziej chodziło o coś innego, demon z nieprzytomnym właścicielem był jak szczeniak, którego nikt nie nauczył komendy „nie”. Robił co chciał i jak chciał. To trzeba tresować. Ruszył samochód i odjeżdżając od tego wszystkiego, kilka uliczek dalej zauważył służby pogotowia, policję i straż pożarną gnającą na miejsce zdarzenia. Cóż. Dobrze, że jego czysty samochód nie był podejrzany w takim momencie.
_____ Zaparkował na wyznaczonym dla siebie miejscu, wziął nadal nieprzytomnego chłopaka i przerzucił go przez ramię idąc do swojego mieszkania. Mieszkał w dobrej dzielnicy i był znany wśród mieszkańców apartamentowca. Jeśli sąsiad zobaczyłby go idącego z kimś na ramieniu zapewne nie spytałby się o nic. Czemu więc robić sobie pod górkę i iść schodami na piąte piętro, kiedy można wsiąść w windę i nie męczyć się? O dziwo, jak się spodziewał – o tej porze każdy był jeszcze w pracy lub siedział przed TV oglądając wiadomości o okropnym zdarzeniu sprzed godziny. Wszedł do siebie, położył chłopaka na kanapie, zdjął mu buty, bo nie będzie potem prał tapicerki. Usiadł na fotelu wpatrując się w leżącego przed nim, nieprzytomnego, posiadacza demona. Przez jego głowę przewinęło się wiele myśli. Głównie związanych z tym co teraz. Gdyby jego demon postanowił zaatakować go zamiast bronić swojego właściciela, pewnie już by nie żył. I demon i chłopak. Gdy w końcu zdecydował nad tym co zamierza zrobić. Wstał i poszedł zaparzyć sobie kawy. Jego idealnie czyste mieszkanie wyglądało jakby nikt tutaj nie mieszkał. Brakowało zdjęć, jakichkolwiek personalnych przedmiotów, które mogłyby zdradzać coś o właścicielu. Wiadome było może tylko to, że lubił jasne kolory i nie przepadał za pyłkami, bo żadna z roślin nigdy nie dostanie kwiatów. Z czarnym kubkiem w ręku, totalnie ignorując swojego gościa, wyszedł i usiadł na małym tarasie. Przed jego oczami rozciągał się mały skwer zieleni oraz głośne dźwięki przejeżdżających samochód. Jego telefon zaczął wibrować. Zastrzeżony numer. Nie zastanawiał się długo, westchnął i odebrał.
– Pozbyłeś się wszystkich? – odezwał się głos po drugiej stronie. – Mam nadzieję, że nie zostawiłeś jakichś niedobitków.
– Może jakieś maleństwa się jeszcze szlajają. – sięgnął po kubek i popił ciepłej, gorzkiej kawy – Jeśli chodzi o ludzi, to nie ma żadnych.
– Dobrze. – głos odetchnął z ulgą. – Kiedy będziesz gotowy, żeby wyruszyć do Włoch?
– Na pewno nie w tym tygodniu.
- Dlaczego?
– Nikogo nie wypuszczą z miasta przez tą tragedię na stadionie. – w jego głosie była odrobina zawahania. Lucas, po latach pracy wiedział, że jego szefostwo nie było takie mądre jak się wydawało. Cały czas, jednak nie mógł zrozumieć, jak udało im się żyć w ukryciu gdy… byli tak nieprzytomni? Na tą chwilę mógł im wmówić prawie wszystko i łyknęliby to. – Poza tym chcę odpocząć. Dopiero co wróciłem z Azji.
_____ Rozmowa trwała jeszcze chwilę, głównie odpowiadał tak lub nie na pytania zadawane przez swojego szefa oddziału. Nie zamierzał zdradzać im istnienia człowieka, które zabrał z miejsca zdarzenia ze sobą. Na pewno chcieliby go zabić, a on już miał względem jego plany. Zwłaszcza, że coraz bardziej agencja zachodziła mu za skórę i drażniła coraz to nowymi zadaniami, którymi spokojnie mógłby zająć się ktoś inny. Wiedział, że są ci inni i wiedział co się z nimi dzieje – umierają lub są zamykani przez organizację w siedzibie, bo zaczynają zadawać pytania. Lucas nie zadawał pytań… przynajmniej nie zadawał tych niewygodnych i niezwiązanych z pracą, którą wykonywał. Wszystkie dowiadywał się sam. Powiedzmy, że powoli potrzebował wspólnika i chyba dzisiaj go dostał. Odwrócił się i spojrzał na kanapę gdzie leżał jego gość. Zmarszczył brwi. Teraz się do niczego nie nadaje, trzeba będzie go zmienić, bo ta żałosna sceną, którą dzisiaj widział była… Odwrócił wzrok i wrócił do popijania kawy.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Q U I N N H U G H E S
W E A L L H A V E O U R I N N E R D E M O N S
____Nie pamiętał nic od momentu omdlenia. Może zdążył poczuć, jak zostaje podniesiony, ale czuł się “lekki” od momentu wyrzucenia złych emocji, więc równie dobrze mogło mu się jedynie wydawać. Cieszył się z chwili spokoju, która została mu oferowana po możnaby rzec przytłaczających wydarzeniach tego popołudnia. No właśnie, nawet dzień nie zdążył się porządnie zakończyć, a Hughes prawie stracił życie. A na pewno stracił swoją godność i jedyną w miarę bliską mu osobę, najpierw został przez niego wychujany i zwyzywany, a potem Quinn nie ma pojęcia co się stało. Shawn umarł, tyle zrozumiał, ale jak, dlaczego? Na to nie znał odpowiedzi, chwilowo był przekonany, że sam nie żyje i nigdy się nie dowie.W E A L L H A V E O U R I N N E R D E M O N S
____Raz na jakiś czas wracała do niego świadomość, na przykład poczuł, że jest w innym, spokojniejszym otoczeniu. Zmęczenie, jakie odczuwał zaczynało powoli zanikać a sam Hughes się uspokajał. Przynajmniej na razie, jak nie miał pojęcia co się dzieje wokół niego i sprawiało wrażenie, że jest spokojnie i wszystko w jak najlepszym porządku. Kanapa, na której leżał może i nie należała do najwygodniejszych, ale dla ciała chłopaka, mając styczność z gruzem, była niczym najmiększy materac na świecie. Zapewne dzięki niemu po leżeniu i odpoczywaniu przez pół godziny, dał radę uchylić lekko oczy, krzywiąc się na ilość światła. A raczej jasność powodowaną ilością jasnych mebli w pokoju
____— Gdzie ja jestem… — burknął pod nosem, przerywając chwilę później, jak poczuł kujący ból w paru miejscach na ciele. Schował głowę w miękkiej poduszce, kryjąc ciche syknięcie i flegmatycznie znalazł się na swoim boku. Niechętnie otworzył oczy i rozejrzał się po nieznanym otoczeniu, szukając czegokolwiek, co mogłoby mu powiedzieć gdzie jest. Nic takiego nie znalazł. Pomieszczenie było mu zupełnie obce, żaden z przedmiotów nie przywoływał jakichkolwiek wspomnień. Nic.
____Nie miał jeszcze na tyle energii, aby uzewnętrznić swój stres i strach sytuacją. Może faktycznie umarł i tak rozczarowująco wyglądały zaświaty. Wzruszył ramionami na własne przemyślenia i obolały podniósł się z kanapy, niemalże wywracając się, gdyby nie chwycił za podłokietnik po poczuciu tego samego bólu w udzie, co dosłownie chwilę wcześniej. Zastanawiał się jak znaczące były obicia i rany jakich się dorobił. Ból jaki im towarzyszył był nieznośny, ale nie na tyle intensywny, aby Quinn panikował, że jest cały połamany.
____Odwrócenie się było najgorszym, ale może i najlepszym co mógł teraz zrobić.
____— Chryste panie! Czemu siedzisz cicho?! Kim ty jesteś w ogóle, co tu się dzieje? — wypluł wiązankę, której towarzyszyły wymrukiwane pod nosem przekleństwa, a sam Hughes kuśtykającym krokiem wycofywał się w stronę wyjścia, co szło mu mozolnie i prosiło się o to, aby skończył twarzą na panelach. Nogi plątały mu się same ze sobą, ból powodował ciągłą utratę równowagi a panika z powodu nieznanej sytuacji w ogóle nie pomagała. Tak samo jak tajemnicza, wręcz mroczna postać mężczyzny wpatrującego się w poharatanego dwudziestodwulatka, który nie chciał niczego bardziej, jak wrócić do swojej mało atrakcyjnej, ale znajomej codzienności. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że teraz nie było to już możliwe.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Dźwięk karetek, wozów policyjnych i klaksonów rozbrzmiewał po całym mieście. Miała dzisiaj miejsce tragedia i większość ludzi udawała przejętych. Mógł tylko w sercu śmiać się z ich niewinności. Dla każdego z nich będzie to akt terroryzmu pomieszany z czyimś wygłupem. W takim kraju już żyli – broń była wszechobecna, każdy mógł cię zastrzelić na ulicy. Co więc dziwnego w młodych dzieciakach, które uważają się za królów życia, postanawiających wysadzić stadion podczas eventu. Skończył rozmawiać przez telefon i dopił kawę spoglądając cały czas na samochody i tworzący się korek. Szczęście, poza spalinami oraz stojącymi w miejscu maszynami widział także drzewa i mały skwerek, teraz pusty od ludzi. Następnie przeniósł wzrok na pusty czarny kubek i wrócił do mieszkania zamykając drzwi balkonowe i lekko wyciszając dźwięki z zewnątrz. Nie, żeby przejmował się, że obudzi swój nowy nabytek, raczej chodziło o jego spokój i wyciszenie. Odstawił kubek do małej zmywarki w zabudowie kuchni i usiadł w fotelu naprzeciwko kanapy. Zamknął oczy i rozruszał swój kark rozluźniając się lekko. Wiedział, że dzieciak się za chwilę obudzi.
_____Wpatrywał się jak ciało zaczęło ruszać się, przewracać na bok, wiercić w miejscu. Jasno pokazywał, że zaraz się obudzi. Lucas czuł się w głębi jak creep patrząc jak ktoś śpi na jego kanapie, siedząc naprzeciwko niego i tylko patrząc się w ciszy. Może nie leżałoby mu to tak na sumieniu, gdyby znał tego chłopaka. Widząc większe poruszenie i uchylenie oczu czuł, że za chwilę pozna. I raczej nie będzie z tego zadowolony. Na jego ustach pojawił się mały uśmiech widząc zachowanie ofiary zdarzenia. Z jednej strony bardzo nie podobało mu się, że wyciera się o jego kanapę, a cały jest brudny od gruzu, pyłu i pewnie krwi, ale nic na to nie poradzi. Żeby zachować pozory bycia dobrym człowiekiem nie mógł rzucić go na dywan czy zimną podłogę. Z drugiej strony dywan pewnie jest o wiele bardziej miękki od kanapy, ale też o wiele łatwiej się brudzi. Nie był pedantem, ale czuł w sercu, że pozostawianie po sobie syfu, po całej tej sytuacji, nie napawa go dobrym humorem.
– Ciekawe, że dopiero teraz mnie zauważyłeś. – odezwał się niskim głosem. Prawie jakby mówił pod nosem, lecz byli tutaj sami, w miarę cichym pomieszczeniu. Słyszał go doskonale. – Nieszczęśliwie, po dniu dzisiejszym pewnie zostaniesz uznany za zmarłego.
_____Lucas ruchem ręki przywołał swojego demona, który szybko otoczył ciało chłopaka sprowadzając go do pozycji siedzącej na kanapie. Nie zamierzał pozwolić mu się wycofywać, przewrócić i narobić więcej szkód niż dobrego. Demon nie pozwalał ruszyć się, odezwać się rannemu. Mężczyzna nie zamierzał tłumaczyć tego samego kilka razy. Poza tym takie pochopne ruszanie się będzie tylko złe na nieopatrzone rany, których doświadczył. Złapał za paczkę papierosów leżącą obok i wyciągnął jednego rzucając resztą na stół dzielący ich między sobą.
– Znajdujesz się w moim mieszkaniu, nazywam się Lucas. – w dłoniach rolować papierosa jakby sprawdzając czy tytoń w środku jest równo rozłożony. – To co cię teraz trzyma, otacza – podniósł spojrzenie ze swoich rąk na chłopaka patrząc mu w oczy. – Demon. Masz takiego samego. Wiesz o czym mówię, w końcu zabił twojego przyjaciela.
_____Na twarzy pojawił mu się drwiący uśmieszek. W końcu ciężko nazwać osobę, która chciała cię zabić kolegą, a jeszcze lepiej przyjacielem. Włożył papierosa między usta i przystawił ciemną zapalniczkę z wygrawerowaną literą L odpalając go. Nie wiedział, ile potrzebuje czasu, żeby pogodzić się z takimi informacjami. Z jednej strony bardzo chętnie pozwoliłby mu mówić, z drugiej – co jak zacznie się wydzierać? … Nie, Lucas był pewien, że ma go teraz za jakiegoś mordercę i świra. Na pewno podniesie głos, gdyby dać mu możliwość mówienia. Nawet gdy spotkało go to wszystko. Ludzie nigdy nie wierzą za pierwszym razem. Zaciągnął się wpatrując w chłopaka i wypuścił pierwszy obłok.
– Mam nadzieję, że nie zaczniesz krzyczeć, gdy pozwolę ci mówić. Jak do tego dojdzie, będę musiał się zatkać na dłużej. – powiedział pomrukiem i wskazał demonowi, żeby zszedł z ust, pozwolił chłopakowi swobodnie mówić. Ta mała groźba nie miała być straszna czy uwłaczającą. Po prostu jasno przedstawić co się wydarzy, gdyby postanowił być przesadnie głośno. – Jak masz na imię?
_____To był dobry starter. Nawet nie wiedział jak się do niego odzywać, a krzyczenie do niego „ofiara” albo „chłopak” nie leżało z nim dobrze. Lucas wolał zwracać się po imionach, personalnie. Zwłaszcza, że ciemnowłosy musiał się do niego w miarę szybko przekonać. Demon na razie siedzi cicho, ale nie wiedział, kiedy postanowi spróbować swoich sił. W końcu był teraz jak dziki kot, czuł strach względem jego demona, ale zwierzę przyparte do muru zachowuje się irracjonalnie.
_____Wpatrywał się jak ciało zaczęło ruszać się, przewracać na bok, wiercić w miejscu. Jasno pokazywał, że zaraz się obudzi. Lucas czuł się w głębi jak creep patrząc jak ktoś śpi na jego kanapie, siedząc naprzeciwko niego i tylko patrząc się w ciszy. Może nie leżałoby mu to tak na sumieniu, gdyby znał tego chłopaka. Widząc większe poruszenie i uchylenie oczu czuł, że za chwilę pozna. I raczej nie będzie z tego zadowolony. Na jego ustach pojawił się mały uśmiech widząc zachowanie ofiary zdarzenia. Z jednej strony bardzo nie podobało mu się, że wyciera się o jego kanapę, a cały jest brudny od gruzu, pyłu i pewnie krwi, ale nic na to nie poradzi. Żeby zachować pozory bycia dobrym człowiekiem nie mógł rzucić go na dywan czy zimną podłogę. Z drugiej strony dywan pewnie jest o wiele bardziej miękki od kanapy, ale też o wiele łatwiej się brudzi. Nie był pedantem, ale czuł w sercu, że pozostawianie po sobie syfu, po całej tej sytuacji, nie napawa go dobrym humorem.
– Ciekawe, że dopiero teraz mnie zauważyłeś. – odezwał się niskim głosem. Prawie jakby mówił pod nosem, lecz byli tutaj sami, w miarę cichym pomieszczeniu. Słyszał go doskonale. – Nieszczęśliwie, po dniu dzisiejszym pewnie zostaniesz uznany za zmarłego.
_____Lucas ruchem ręki przywołał swojego demona, który szybko otoczył ciało chłopaka sprowadzając go do pozycji siedzącej na kanapie. Nie zamierzał pozwolić mu się wycofywać, przewrócić i narobić więcej szkód niż dobrego. Demon nie pozwalał ruszyć się, odezwać się rannemu. Mężczyzna nie zamierzał tłumaczyć tego samego kilka razy. Poza tym takie pochopne ruszanie się będzie tylko złe na nieopatrzone rany, których doświadczył. Złapał za paczkę papierosów leżącą obok i wyciągnął jednego rzucając resztą na stół dzielący ich między sobą.
– Znajdujesz się w moim mieszkaniu, nazywam się Lucas. – w dłoniach rolować papierosa jakby sprawdzając czy tytoń w środku jest równo rozłożony. – To co cię teraz trzyma, otacza – podniósł spojrzenie ze swoich rąk na chłopaka patrząc mu w oczy. – Demon. Masz takiego samego. Wiesz o czym mówię, w końcu zabił twojego przyjaciela.
_____Na twarzy pojawił mu się drwiący uśmieszek. W końcu ciężko nazwać osobę, która chciała cię zabić kolegą, a jeszcze lepiej przyjacielem. Włożył papierosa między usta i przystawił ciemną zapalniczkę z wygrawerowaną literą L odpalając go. Nie wiedział, ile potrzebuje czasu, żeby pogodzić się z takimi informacjami. Z jednej strony bardzo chętnie pozwoliłby mu mówić, z drugiej – co jak zacznie się wydzierać? … Nie, Lucas był pewien, że ma go teraz za jakiegoś mordercę i świra. Na pewno podniesie głos, gdyby dać mu możliwość mówienia. Nawet gdy spotkało go to wszystko. Ludzie nigdy nie wierzą za pierwszym razem. Zaciągnął się wpatrując w chłopaka i wypuścił pierwszy obłok.
– Mam nadzieję, że nie zaczniesz krzyczeć, gdy pozwolę ci mówić. Jak do tego dojdzie, będę musiał się zatkać na dłużej. – powiedział pomrukiem i wskazał demonowi, żeby zszedł z ust, pozwolił chłopakowi swobodnie mówić. Ta mała groźba nie miała być straszna czy uwłaczającą. Po prostu jasno przedstawić co się wydarzy, gdyby postanowił być przesadnie głośno. – Jak masz na imię?
_____To był dobry starter. Nawet nie wiedział jak się do niego odzywać, a krzyczenie do niego „ofiara” albo „chłopak” nie leżało z nim dobrze. Lucas wolał zwracać się po imionach, personalnie. Zwłaszcza, że ciemnowłosy musiał się do niego w miarę szybko przekonać. Demon na razie siedzi cicho, ale nie wiedział, kiedy postanowi spróbować swoich sił. W końcu był teraz jak dziki kot, czuł strach względem jego demona, ale zwierzę przyparte do muru zachowuje się irracjonalnie.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Q U I N N H U G H E S
W E A L L H A V E O U R I N N E R D E M O N S
____Przez jego ciało przeszedł niespodziewany dreszcz, kiedy usłyszał niski głos obcego mężczyzny. Jego instynkt wręcz krzyczał, żeby zwiększył tempo, wyrywając się do biegu i rzucając się do drzwi. Niestety Quinn nie miał takiej okazji, nie miał nawet na to siły, każda próba przybrania na prędkości kończyła się zasysaniem zębów i łapaniem ściany, aby nie upaść na podłogę. 'Tak umrę, cholera.' Pomyślał gorzko, kiedy zobaczył zmaterializowany cień sunący w jego stronę i otaczający jego ciało, również zasłaniając dolną część twarzy. Wytrącił on z niego już i tak sztywno łapane powietrze, wzbudzając panikę i nie zostało mu nic więcej, niż czekać aż facet i to... nie wiadomo-co dokończy swoją robotę.W E A L L H A V E O U R I N N E R D E M O N S
____Ten moment nie nastał.
____Quinn został posadzony na kanapie, z niepewnością i strachem rozlewającym się po jego ciele, ale nie był per se raniony. Oczywiście ścisk powodował niespodziewane nawroty bólu, ale nie były one celowo wywoływane. Słowa mężczyzny docierały do niego z opóźnieniem, czasami nawet fragmentarycznie. Miał być uznany za martwego? Zapewne przez to, co wydarzyło się na stadionie, a nie było tak, jakby Hughes miał kogoś, komu na nim zależało. Jednak myśl o tym, że teoretycznie jego istnienie zaprzecza informacji rzuconej świat, sprawiał, że zakręciło mu nieprzyjemnie w żołądku, a smak żółci wkradał się na język. Zmuszony był do słuchania tego, co mówił Lucas - nawet nie zastanawiał się wcześniej nad imieniem swojego, powiedziałby, porywacza. W między czasie wzrokiem śledził chwilę paczkę, która znalazła się na stole. Papierosy. Chętnie zapaliłby teraz jednego, może parę.
____Ledwo przełknął tkwiącą w gardle ślinę, kiedy ciemnowłosy mężczyzna przywołał wspomnienia jeszcze z tego samego dnia. Dużo przestępstw można było wcześniej zarzucić Quinnowi, ale morderstwo nie było jednym z nich. Nie byłby w stanie zmusić się do zabicia drugiego człowieka. Ale jak widać to nie jego ciało fizyczne było sprawcą. Demon? Jaki, kurwa, demon? Demonem mógł nazwać Lucasa przy jego zachowaniu, które wzbudzało dreszcze u niższego mężczyzny. Długo jednak nie mógł palić głupa, gdy jego wzrok przeskoczył z przerażającej ciemnej materii, która go otaczał wręcz żelaznym uściskiem, na tą raz po raz ukazującą się, wijącą z niesamowitą prędkością i, można by rzec, oślizgłością. Jednak oba nie miały czystej postaci, przynajmniej nie teraz, ten mniejszy nawet pojawił się nie dłużej niż na sekundę. Albo nie w oczach Quinna, które raz na jakiś czas wywracały się prawie o 180 stopni przy nieudanych próbach ruchu, wzmagając ból. Równie dobrze te niewyjaśnione jednostki mogły być mroczkami przed jego oczami.
_____Powrócił bardziej duchem na miejsce, kiedy słowa mężczyzny były jeszcze bardziej bezpośrednio skierowane do niego. Ściągnął brwi, na informację o możliwości mówienia. Co on niby miał tutaj do powiedzenia? Typ go porwał, mówi mu, że jest uznany za martwego i ma nowego kumpla do końca życia, zamiast tego, który został zabity chwilę temu, a raczej sam go zamordował. Przecież Quinnowi aż nabierało się tysiące słów do wylania! Nie miał na nic większej ochoty, niż na plotkowanie z dopiero co poznanym Lucasem, do którego nie pałał nawet gramem zaufania.
____Kiedy demon zszedł z jego buzi, miał ochotę ją rozmasować albo zrobić to, co właśnie było mu zakazane. Awanturniczym wzrokiem patrzył się w te wyższego, co tylko uświadomiło mu, jak bardzo miał przesrane w tej sytuacji. Zacznie krzyczeć - znowu zostanie uciszony, może nawet uduszony. Nie odezwie się w ogóle - denerwuje go i nie chciał wiedzieć jakie miałoby to skutki. Powinien więc po prostu być posłuszny, nie odgrywać bohatera, bez owijania w bawełnę - słuchać się i spokojnie prowadzić rozmowę z, założył, Myśliwym.
____— ...Quinn — powiedział zdecydowanie słabszym i kruchym głosem, niż tego chciał. Z kolei była w nim idealna ilość nieufności — Po co mnie tutaj w ogóle zabrałeś? — dodał po chwili, dalej nie znając powodu czemu Lucas uznał, że zgarnięcie poranionego Hughesa z hali było dobrym pomysłem. Gdyby nie fakt, że Quinn nie posiadał zbyt bogatego grona troszczących się osób, to na pewno ktoś zadawał by pytania o jego ciało. Tutaj najwidoczniej poszczęściło się Lucasowi. A może o tym wiedział? Może znał już Quinna? — Co, może ten wypadek to był twój pomysł i teraz będziesz mnie maltretować? — zaczął typowe dla siebie rozwodzenie się, może i aby zyskać czas. A może zaraz dostanie w pysk, od mężczyzny lub demona i tyle by było z jego gadania. Ciągnął bezsensowną wypowiedź, zatrzymując się w pewnym momencie — O co w ogóle tutaj chodzi… — spytał załamany, nie wytrzymując więcej tej presji. Przełknął ślinę, dociskając język do zębów, aby wstrzymać groźnie bliskie rozpoczęcia drgania warg, które jeszcze bardziej zdradziłyby strach, który mu towarzyszył. Może i strach w tej sytuacji był słuszny, ale nie chciał się do niego przyznać.
____Nie miał pojęcia, co się działo wokół niego. Słyszał o tych demonach, oczywiście, że wiedział, ale do teraz uważał, że to gówno prawda. A teraz co? Miał nagle znaleźć się w środku tego zamieszania? Było mu to obce i miało tak zostać. On się do tego nie nadaje. Quinn był idealną reprezentacją wymuszonej odwagi - czysta definicja psa, który dużo szczeka, ale nie ugryzie. To nie brzmiało przecież jak definicja kogoś, kto miałby stać się głównym obrońcom innych od tego, co teraz padło ze wzmocnionym ciężarem i siłą na jego barki. Już wolałby faktycznie zdechnąć pod stertą gruzu i mieć spokój, ale niestety miał wrażenie, że na to było już teraz za późno. Nawet nie miał wrażenia; wiedział to. Wszystko na to wskazywało. Gdzie miałby też iść? Była szansa, że połączą jego osobę z osobą Shawna i zaczną wklejać jego twarz w wiadomościach, aby stworzyć jakąś ckliwą opowieść o ich znajomości i powiązaniach z gównem roznoszącym się w szemranych uliczkach miasta, które były unikane przez przeciętnego mieszkańca, często samą policję, która po prostu nie chciała się męczyć z rodzącymi się tam narkotykowymi królestwami.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Krople przenikające przez kamienne ściany i ściekające na kamienną posadzkę rozbrzmiewały w ciszy ciemnego pomieszczenia. Cało to miejsce wyglądało jak wnętrze jakiejś jaskini, która została przekształcone w pomieszczenie do spotkań. Na środku otwartej przestrzeni znajdowało się kilkanaście skalnych foteli okrążających znajdujący się między nimi stół. Nie wszystkie miejsca były zajęcie. Tylko mniej niż połowa z nich. Zasiadające postaci każda miała na twarzy maskę lub na głowie kaptur nie pokazując w całości swoich twarzy, tożsamości. Chociaż na dobrą sprawę każdy wiedział kim jest druga osoba, to przystawali na tą widoczną farsę.
– Myślicie, że się zgodzi? – zadał pytanie jeden z obecnych. Jego głos wydawał się lekki i melodyjny. Zdecydowanie kobiecy. – Wydaje mi się, że nie zamierza odchodzić ani bratać się z nami po tym co się stało…
– Nie ma zwyczaju powtarzać się w swoich decyzjach. – odpowiedział ciężki głos. – Zwykle jak podejmuje decyzję to się jej już trzyma, ale wydaje mi się… – przystanął z wypowiedzią, aby podnieść swoją głowę spoglądającą na własne dłonie ukazując szare oczy pełne blasku. – że tym razem będzie inaczej.
– Heh… – odparł kolejny. – Czyli możemy spróbować.
– Tylko to nam zostało.
_____Słysząc ten głos wszyscy obecni od razu wstali ze swoich miejsc odwracając się w kierunku wejścia do ich siedziby, ich miejsca spotkań. U wrót do jaskini znajdował się mężczyzną z gęstą ciemną brodą i zuchwałym uśmiechem na ustach. Na jego głowie kowbojski kapelusz, a przy nogach odzianych w wysokie wiązane buty wił się czarny cień. Demona należący do tego człowieka. Jego miecz i tarcza.
– Co tutaj robisz? – odezwał się wprawiając obecnych w spięcie mięśni. Widząc to kontynuował dalej. – Wasze spotkanie w gronie okrojonym o połowę nic nie da do całości sprawy. Nawet nie potraficie się porządnie zachować i sprowadzić wszystkich na obrady. – podszedł do nich bliżej. – Macie tylko przekonać jednego z nas do bycia faktycznie jednym z nas.
– Wiesz, że to nie takie proste. – kobieta podniosła swoją głowę jakby przestała się ukrywać przed przeszywającym wzrokiem mężczyzny. Przełknęła ślinę czując na sobie ciemne oczy mężczyzny. – On nie jest taki prosty do przekonania.
– Huxley robi to co wy robicie od dłuższego czasu. – podszedł do kobiety łapiąc ją za podróbek i zmuszając, aby patrzyła prosto na niego. – Twoja moc jest słaba, nic dziwnego, że nie możesz go przekonać nawet rozkładając nogi jak nie umiesz spojrzeć komuś w twarz.
– Wiesz, że to nie było tak! – w obronie kobiety odezwał się ciężki głos z tyłu pomieszczenia. – Patrzenie na niego wywołuje strach w sercach, zwłaszcza gdy mówisz coś czego on nie chce usłyszeć.
– Jeśli taki macie z tym problem. To sam to zrobię. – brodacz puścił kobietę i spojrzał w kierunku głosu. W rogu jaskini, na jednej ze skał siedziała mała postać. – Z szacunku do ciebie, zrobię to osobiście i udowodnię wam, że wszystko się da, jeśli się postarasz.
_____W tym czasie, w mieszkaniu Lucasa, ciemnowłosy mężczyzna wypuszczając z ust kolejną chmurę szarego dymu dowiedział się w końcu z kim takim rozmawia. Niestety nie dane mu było przywitać się jak na porządnego gospodarza przystało. Został zmuszony do wysłuchania trochę większej ilości słów niż chciał. Pozwolił jednak chłopakowi w spokoju dokończyć swój monolog, żeby mógł sam przejść do odpowiedzi na to pytanie, które postanowił zadać. Czy zamierzał powiedzieć mu wprost? Raczej nie. Wstał ze swojego miejsca nie zastanawiając jak jego zachowanie może zostać odebrane. Sięgnął po pilota od TV i włączył wiadomości krajowe. Na ekranie średniej urody dobrze ubrana prezenterka mówiła o fakcie, że nie przeżył nikt z wypadku, że cały czas szukają ostatnich ofiar, jednak mają potwierdzenie, że służby ratunkowe nie były wstanie nikogo uratować. Pokazywali także zdjęcia z kamer, na których widać kto taki podłożył bomby, które wybuchły chwilę po rozpoczęciu całego wydarzenia. Osiągnęły wtedy największy efekt pochłaniając kilka tysięcy istnień.
– No więc Quinn – zaczął. – Zostałem tam wysłany, żeby nikt nie wyszedł żywy. Zarówno ofiary jak i sprawcy. – jego spojrzenie powędrowała z telewizora na twarz chłopaka. – Ty zabiłeś ostatniego sprawcę, którego zabić miałem ja. Okazałeś się czynnikiem zmieniającym plan, więc postanowiłem cię zabrać ze sobą niż pozbyć się na miejscu. – sięgnął do popielniczki pozbywając się nagromadzonego popiołu na końcu jego fajki. – Niewiele osób przeżywa obudzenie się ich demona i wydostanie się go z ciała. Jeszcze mniej ma na tyle ogarniętego demona, żeby postanowił bronić ciało swojego nieprzytomnego właściciela ponad swoje własne dobro.
_____Te słowa w tym momencie mogą pomóc młodemu i rannemu chłopakowi? Raczej nie zrozumie ich wagi i znaczenia, może gdy Lucas pokaże mu później liczby i co za tym idzie. Na tą chwilę chłopak mógł oglądać jak twarze kogoś kogo ciemnowłosy mógł uznać, że jego byłych kolegów, są pokazywane jako te należące do sprawców. Nawet pokazywali urywki z okolicznych kamer jak grupka wchodzi do budynku z torbami, żeby wyjść ukradkiem z całej zdarzanie i pojawić się zaraz po wybuchu. Co dziwne jednak, nie udało się znaleźć ich ciał w środku więc policja zamierza wysłać za nimi list gończy. Myśliwy poczekał aż cały panel się skończy i spokojnie wyłączył wiadomości przełączając na inny kanał, który pewnie za chwilę zacznie nadawać to samo.
– Nie zamierzam cię maltretować. Zamierzam cię nauczyć jak posługiwać się tym co dzisiaj dostałeś. – zaciągnął się mocno swoim kończącym się papierosem, które zgasił w popielniczce cały czas trzymając dym w swoich płucach. Nikotyna rozchodząca się po jego ciele nie tyle pomagała mu się uspokoić co odstresowywała. Wypuścił dych opierając się ciężko o miękki fotel. – Niestety, nie masz w tym wypadku za dużego wyboru.
– Myślicie, że się zgodzi? – zadał pytanie jeden z obecnych. Jego głos wydawał się lekki i melodyjny. Zdecydowanie kobiecy. – Wydaje mi się, że nie zamierza odchodzić ani bratać się z nami po tym co się stało…
– Nie ma zwyczaju powtarzać się w swoich decyzjach. – odpowiedział ciężki głos. – Zwykle jak podejmuje decyzję to się jej już trzyma, ale wydaje mi się… – przystanął z wypowiedzią, aby podnieść swoją głowę spoglądającą na własne dłonie ukazując szare oczy pełne blasku. – że tym razem będzie inaczej.
– Heh… – odparł kolejny. – Czyli możemy spróbować.
– Tylko to nam zostało.
_____Słysząc ten głos wszyscy obecni od razu wstali ze swoich miejsc odwracając się w kierunku wejścia do ich siedziby, ich miejsca spotkań. U wrót do jaskini znajdował się mężczyzną z gęstą ciemną brodą i zuchwałym uśmiechem na ustach. Na jego głowie kowbojski kapelusz, a przy nogach odzianych w wysokie wiązane buty wił się czarny cień. Demona należący do tego człowieka. Jego miecz i tarcza.
– Co tutaj robisz? – odezwał się wprawiając obecnych w spięcie mięśni. Widząc to kontynuował dalej. – Wasze spotkanie w gronie okrojonym o połowę nic nie da do całości sprawy. Nawet nie potraficie się porządnie zachować i sprowadzić wszystkich na obrady. – podszedł do nich bliżej. – Macie tylko przekonać jednego z nas do bycia faktycznie jednym z nas.
– Wiesz, że to nie takie proste. – kobieta podniosła swoją głowę jakby przestała się ukrywać przed przeszywającym wzrokiem mężczyzny. Przełknęła ślinę czując na sobie ciemne oczy mężczyzny. – On nie jest taki prosty do przekonania.
– Huxley robi to co wy robicie od dłuższego czasu. – podszedł do kobiety łapiąc ją za podróbek i zmuszając, aby patrzyła prosto na niego. – Twoja moc jest słaba, nic dziwnego, że nie możesz go przekonać nawet rozkładając nogi jak nie umiesz spojrzeć komuś w twarz.
– Wiesz, że to nie było tak! – w obronie kobiety odezwał się ciężki głos z tyłu pomieszczenia. – Patrzenie na niego wywołuje strach w sercach, zwłaszcza gdy mówisz coś czego on nie chce usłyszeć.
– Jeśli taki macie z tym problem. To sam to zrobię. – brodacz puścił kobietę i spojrzał w kierunku głosu. W rogu jaskini, na jednej ze skał siedziała mała postać. – Z szacunku do ciebie, zrobię to osobiście i udowodnię wam, że wszystko się da, jeśli się postarasz.
_____W tym czasie, w mieszkaniu Lucasa, ciemnowłosy mężczyzna wypuszczając z ust kolejną chmurę szarego dymu dowiedział się w końcu z kim takim rozmawia. Niestety nie dane mu było przywitać się jak na porządnego gospodarza przystało. Został zmuszony do wysłuchania trochę większej ilości słów niż chciał. Pozwolił jednak chłopakowi w spokoju dokończyć swój monolog, żeby mógł sam przejść do odpowiedzi na to pytanie, które postanowił zadać. Czy zamierzał powiedzieć mu wprost? Raczej nie. Wstał ze swojego miejsca nie zastanawiając jak jego zachowanie może zostać odebrane. Sięgnął po pilota od TV i włączył wiadomości krajowe. Na ekranie średniej urody dobrze ubrana prezenterka mówiła o fakcie, że nie przeżył nikt z wypadku, że cały czas szukają ostatnich ofiar, jednak mają potwierdzenie, że służby ratunkowe nie były wstanie nikogo uratować. Pokazywali także zdjęcia z kamer, na których widać kto taki podłożył bomby, które wybuchły chwilę po rozpoczęciu całego wydarzenia. Osiągnęły wtedy największy efekt pochłaniając kilka tysięcy istnień.
– No więc Quinn – zaczął. – Zostałem tam wysłany, żeby nikt nie wyszedł żywy. Zarówno ofiary jak i sprawcy. – jego spojrzenie powędrowała z telewizora na twarz chłopaka. – Ty zabiłeś ostatniego sprawcę, którego zabić miałem ja. Okazałeś się czynnikiem zmieniającym plan, więc postanowiłem cię zabrać ze sobą niż pozbyć się na miejscu. – sięgnął do popielniczki pozbywając się nagromadzonego popiołu na końcu jego fajki. – Niewiele osób przeżywa obudzenie się ich demona i wydostanie się go z ciała. Jeszcze mniej ma na tyle ogarniętego demona, żeby postanowił bronić ciało swojego nieprzytomnego właściciela ponad swoje własne dobro.
_____Te słowa w tym momencie mogą pomóc młodemu i rannemu chłopakowi? Raczej nie zrozumie ich wagi i znaczenia, może gdy Lucas pokaże mu później liczby i co za tym idzie. Na tą chwilę chłopak mógł oglądać jak twarze kogoś kogo ciemnowłosy mógł uznać, że jego byłych kolegów, są pokazywane jako te należące do sprawców. Nawet pokazywali urywki z okolicznych kamer jak grupka wchodzi do budynku z torbami, żeby wyjść ukradkiem z całej zdarzanie i pojawić się zaraz po wybuchu. Co dziwne jednak, nie udało się znaleźć ich ciał w środku więc policja zamierza wysłać za nimi list gończy. Myśliwy poczekał aż cały panel się skończy i spokojnie wyłączył wiadomości przełączając na inny kanał, który pewnie za chwilę zacznie nadawać to samo.
– Nie zamierzam cię maltretować. Zamierzam cię nauczyć jak posługiwać się tym co dzisiaj dostałeś. – zaciągnął się mocno swoim kończącym się papierosem, które zgasił w popielniczce cały czas trzymając dym w swoich płucach. Nikotyna rozchodząca się po jego ciele nie tyle pomagała mu się uspokoić co odstresowywała. Wypuścił dych opierając się ciężko o miękki fotel. – Niestety, nie masz w tym wypadku za dużego wyboru.
NANA
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Q U I N N H U G H E S
W E A L L H A V E O U R I N N E R D E M O N S
____Jego spirala w stronę szaleństwa została momentalnie przerwana, kiedy Lucas włączył wiadomości, ukazujące informacje o wydarzeniu sprzed paru godzin. Naprawdę stwierdzono, że wszyscy nie żyją... nie powinno go do dziwić. Znalezienie i zidentyfikowanie ciał pod sterta gruzu i po takich zniszczeniach było prawie niemożliwe. Ale mimo to, nie wydawało się to nikomu podejrzane? Nie chcieli tego zbadać, a nie wysłać list gończy, który równie dobrze mógłby nie powstać, bo jego rezultaty skończą się na fałszywych informacjach i tematem żartów wśród niedojrzałej młodzieży. Tak przynajmniej zakładał Quinn, z tego, czego sam był świadkiem. Poza tym, sami sprawcy faktycznie nie żyli. Informacji od nich nikt już nie wyciągnie, a poszkodowanych - skoro uznani są za martwych - tym bardziej nie będą szukać i przepytywać. W E A L L H A V E O U R I N N E R D E M O N S
____Zwrócił nieco otępiały wzrok z telewizora na mężczyznę, słuchając go. Na dźwięk swojego imienia przeszedł go lekki dreszcz, wciąż nie czuł się komfortowo w jego towarzystwie i z informacją, że teraz zna jego tożsamość. Życie Quinna było teraz w jego rękach, tak to odbierał, i w ogóle nie czuł się bezpiecznie. Ile by on nie oddał, aby być w swojej kawalerce, planując gdzie spędzi wieczór i skąd skombinuje sobie cięższą używkę.
____Zmienił plan? Jak pojawienie się i nieświadome działanie pod wpływem emocji, nawet nie przez samego Quinna, mogło aż tak pokręcić plany Myśliwego, aby ten zabrał go ze sobą pod “swoje skrzydła”. Kolejne ciarki znalazły się wzdłuż kręgosłupa Hughesa. Wysłuchał go do końca, ale racjonalne myślenie przyćmione było przez poirytowanie spokojem i nonszalancją wyczuwalną w tonie Lucasa. Tak odbierał to roztrzęsiony Quinn
____— W chuju mam te demony! Już mógłby mnie zabić jak i tak takie zamieszanie teraz jest — uniósł się, mając dość całej gadaniny, która zdecydowanie nie miała pozytywnego wpływu na jego psychikę — Tak mnie obronił, że mam chyba połamane kości a na pewno zbite wszystkie części ciała. Super, ale raczej podziękuje takiemu przywilejowi — jego słowa miejscami ociekały jadem, próbując zniechęcić zapewne starszego mężczyznę do brnięcia w swój plan. I tak, po co mu był jakiś demon? Zapewne wiążą się z tym dodatkowe problemy, których Hughes miał po czubek głowy, sam Lucas powiedział, że przeżycie graniczyło z cudem, więc co powstrzymywało tę… istotę, od zabicia czarnowłosego w każdym momencie? Zapewne nic, i to mroziło Quinna od środka, a cień owinięty wokół niego nie wstydził się przypominać o swojej obecności.
____Informacje w telewizji dobiegły końca, po powtórzeniu kluczowych szczegółów i ukazaniu twarzy winnych. Wymioty zebrały się z powrotem w przełyku mężczyzny, który z niesmakiem przełknął ślinę do zepchnięcia ich w dół. Nie był pewien, co było gorsze - widok Shawna, czy myśl o tym, co go teraz czeka, gdzie dowiadywał się nowych informacji za każdym razem, jak Lucas otwierał usta. Kolejny niesamowity pomysł - szkoła władania demonem, a raczej cieniem tego, czym mógłby być.
____Quinn długo siedział cicho, wiedząc bardzo dobrze, że było tak, jak powiedział Myśliwy. Nie miał wyboru. Ucieczka nic mu nie da, bardziej zaszkodzi a nawet nie mógł być do końca pewien, gdzie teraz jest. Próba skrzywdzenia starszego była niemożliwa, ze względu na demona szczelnie owiniętego wokół niego, a nawet gdyby Hughes był w pełni zdrowia i wolny, to miał wrażenie, że jak cień, tak i Myśliwy rozprawił by się z nim w kilka chwil. Ważył jeszcze parę minut swoje opcje, aby na końcu westchnąć roztrzęsiony i podnieść przegrany wzrok
____— Mogę jednego papierosa?
____
____Spędzał cały swój czas w towarzystwie Lucasa, a raczej jego ostrych i nieustannych uwag. Większość dni spędzali na treningu, aby Quinn przede wszystkim zrozumiał swoją sytuację i swojego demona. Dowiedział się podstaw, takich jak czym się żywi, a raczej na jakiej podstawie nabiera sił. Dowiedział się również na co zwracać uwagę u obcych demonów. Jednak tego, co było najważniejsze, nadal mu brakowało. Pełnej kontroli nad swoim własnym sprzymierzeńcem. Po prostu nie umiał, nie rozumiał. Prędkość, przebiegłość demona przewyższała nad coraz to bardziej kruchym emocjonalnie Quinnem. Był w tej sytuacji już parę dni. Może nie powinien liczyć na za wiele, ale zdawał sobie sprawę, że bez progresu nie dojdzie do niczego sensownego, a Myśliwy równie dobrze będzie mógł go wyrzucić na zbity pysk
____— Po co my to robimy w ogóle Lucas? Sam widzisz, że ten demon prędzej mnie zajebie niż się ze mną dogada — mówił dokładnie to, co czuł. Ciągle w nosie miał to, że tamtego wieczoru został przez niego obroniony. Miał mentalną blokadę, zaufanie wobec istoty było równe zeru i w każdej sekundzie swojego życia bał się, że ta obróci się przeciwko niemu i pozbędzie się go w równie drastyczny sposób, co Shawna. Do teraz na powiekach przed snem widniał mu brutalny obraz…
____ — To nie ma sensu — burknął ciszej, masując jedną ze skroni, kiedy siedzieli znowu w jasnym salonie, czując zmęczenie spowodowane licznymi czynnikami, tak jak odstawienie - za nakazem Lucasa - oraz męczący, niczym skutkujący trening. W głębi duszy był pewien, że teraz i tak nie było źle. Że z biegiem czasu, zapewne będzie gorzej.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Idea, że człowiek zamieszany w dość duży wypadek po prostu przyjmie jego słowa na wiarę, będzie od tak zainteresowany swoim przeżyciem i podejmie racjonalną decyzję, była bliska zeru. Tak. Takie prawdopodobieństwo było prawie zerowe i Lucas słysząc słowa ofiary zdarzenia zdał sobie z tego sprawę. Czy zamierzał potraktować go surowymi słowami prawdy w tym miejscu czy może po prostu wbić mu trochę rozumu do głowy jedną sprawdzoną metodą – strachem i przemocą. Na szczęście znał się na obu. Zacisnął pięści zatrzymując w sobie swoje słowa i czyny, które były tak blisko ujścia na światło dzienne. Nie miał niesamowitej cierpliwości, zwłaszcza do czegoś takiego jak jebnięty nastolatek, bo na starszego nie wyglądał. Jego życie byłoby łatwiejsze, gdyby go po prostu zabił wraz z demonem, ale właśnie ten demon miał w tym wszystkim wartość, na którą myśliwy mógł postawić. Czekał więc w ciszy na kolejne słowa Quinna, pożerającego wszystkie informacje dotyczące sprawy, nawet jeśli powtarzali to raz po razie. W głowie przewracały mu się myśli. Czy może będzie musiał zabić chłopaka albo pozbyć się go? Jeśli go zaatakuje albo będzie odzywał się bez szacunku dostanie wymówkę dla samego siebie. Gdy więc usłyszał zapytanie o fajkę. Uśmiechnął się lekko. Widać dzisiaj jeszcze nie był dzień na jego śmierć. Przywołał swojego demona do siebie uwalniając gościa i kiwnął lekko na leżącą paczkę papierosów
– Bierz.
_____Jako poważny dorosły w tym duecie i swego rodzaju nauczyciel zabrał się do swojej roboty bardzo szybko. Cały tydzień spędzili na przedmieściach miasta, w opuszczonej fabryce z dala od ludzi, których można byłoby przypadkiem skrzywdzić. Opuszczony budynek wykonany był z cegły, a jego dach już dziurawy przepuściłby każdy deszcz jaki by się zjawił w okolicy. Na szczęście cały tydzień pogoda była nie do zarzucenia, więc chociaż to zmartwienie odpadło mu z głowy. Przyjeżdżali tutaj codziennie z samego rana, a wracali po całym dniu tortur. Bieganie, skakanie i unikanie swojego demona było bardzo zabawne. Lucas już w przeszłości miał do czynienia z młodymi demonami i ich nowymi właścicielami. Każdy zachowywał się inaczej i każdy miał swój własny złoty środek. Czasem to było jedzenie, czasem to była twardą ręką. Palacz skończył właśnie kolejnego papierosa siedząc z starym drewnianym meblu, który kształtem przypominał biurko. Tego dnia także nie udało im się dość do żadnych postępów. Mężczyzna wiedział, że nie przyjdą tak szybko, ale dzisiaj wyjątkowo zabrał Quinna szybciej do domu. Gdy tylko ten usiadł i otworzył usta widocznie popadając w depresję, Lucas stojący w kuchni obrócił się do niego unosząc jedną brew.
– Oczywiście, że nie potrafisz nad nim zapanować. – otworzył usta wstawiając wodę na kawę, bo widać potrzebują tego. – Zwykle podczas treningu instruktor organizacji będzie ci próbował wmówić, że twój demon to broń, której masz się bać, masz ją szanować i używać w ostateczności. Co jest głupotą. – postawił dwa kubki na blacie i wsypał do nich kawy oraz cukru. – Według mnie powinieneś podchodzić do swojego demona jak do zwierzęcia. – wyciągnął dłoń, a jego demon wyciągnął ciemną materię z cienia sięgając do szuflady i wyciągając nóż i podając mu go do dłoni. – Widzisz? Zwierzę. Nie powiedziałem mu czego potrzebuje, on sam wiedział.
_____Do jego ręki trafił nóż, którego wbił w deskę leżącą obok. Prawda była taka, że nie potrzebował noża do krojenia, ale wiedział co takiego postanowił mu przekazać jego demon. Był głodny i to nie na jedzenie jakie powinien spożywać. Chciał tego samego co je on, człowiek. Pewnie będzie musiał coś ugotować. Zalał kawę i postawił obie na stole wracając do lodówki i wyciągając kilka składników, żeby coś szybko zrobić. To była już pora na jedzenie i tak, i tak. W przeciągu ostatnich dni spożywali raczej dietę pudełkową, bo Lucas nie postawi Quinna w kuchni, kiedy ten padał na pysk, a mu się nie chciało. Dzisiaj, skoro teoretycznie skończyli wcześniej, postanowił coś zrobić.
– Zmienimy twój trening. – włożył kawałek mięsa pod nóż i zaczął go kroić kontynuując wywód. – Twój demon to kot. Dziki kot. – odwrócił się do chłopaka sprawdzając jego reakcję. – Poszukaj sposobów trenowania dzikich kotów, żeby je udomowić. To będzie twoje pierwsze stadium treningu.
_____Nie zamierzał go jeszcze informować, o fakcie, że potem przyjdzie tego udomowionego kota nauczyć sztuczek i powoli przekształcać w psa. Mógł z pewną dozą zaufania powiedzieć, że jego metoda była o wiele lepsza. Nie tylko w przypadku posiadania demona, który normalnie nie chce się dać tresować, ale także gdy chodziło o cały fakt współżycia z tą częścią ciebie. Dla Lucasa, demon był niczym zwierzątko domowe, przez lata posiadania go nauczył się jak go obsługiwać i znajdował się teraz w bardzo przyjemnym miejscu. Nie znaczyło to, że zaprzestał uczenia go sztuczek. W tym momencie usłyszeli pukanie do drzwi, zza których mógł usłyszeć tylko cichy kaszel jakby ktoś czyścił gardło. Słysząc jednak ten głos doskonale wiedział kto taki jest jego gościem.
– Widać poznasz dzisiaj kogoś ciekawego. – zaśmiał się lekko opuszczając kuchnię i kierując się do drzwi wejściowych. Otworzył je nie śpiesząc się. – Mam nadzieję, że masz coś ciekawego do powiedzenia Howard.
– Nie bądź taki Lucas! – gość odpowiedział lekko. – Mogę chociaż wejść porozmawiać?
_____Westchnął lekko i odsunął się wpuszczając niższego brązowowłosego mężczyznę do środka. Na jego głowie leżał kowbojski kapelusz, spod którego wystawały loczki. Nie był wysoki czy umięśniony jak Lucas, ale posiadał coś czego on nie miał – wielką brodę ukrywającą jego usta. Ubrany w dość luźną czerwoną koszulę w kratkę i ciemne spodnie wszedł i jego spojrzenie bardzo szybko omiotło pomieszczenie zostając na Quinnie.
– Masz nowego chłopaka? – odwrócił się lekko szokowany do Lucasa, lecz widząc jego minę od razu zeszło z niego. Przyjął bardziej poważną minę porzucając idee żartowania. – Czyli co, przygarnąłeś kolejnego depresyjnego człowieka, w którym urodził się demon?
– Bierz.
_____Jako poważny dorosły w tym duecie i swego rodzaju nauczyciel zabrał się do swojej roboty bardzo szybko. Cały tydzień spędzili na przedmieściach miasta, w opuszczonej fabryce z dala od ludzi, których można byłoby przypadkiem skrzywdzić. Opuszczony budynek wykonany był z cegły, a jego dach już dziurawy przepuściłby każdy deszcz jaki by się zjawił w okolicy. Na szczęście cały tydzień pogoda była nie do zarzucenia, więc chociaż to zmartwienie odpadło mu z głowy. Przyjeżdżali tutaj codziennie z samego rana, a wracali po całym dniu tortur. Bieganie, skakanie i unikanie swojego demona było bardzo zabawne. Lucas już w przeszłości miał do czynienia z młodymi demonami i ich nowymi właścicielami. Każdy zachowywał się inaczej i każdy miał swój własny złoty środek. Czasem to było jedzenie, czasem to była twardą ręką. Palacz skończył właśnie kolejnego papierosa siedząc z starym drewnianym meblu, który kształtem przypominał biurko. Tego dnia także nie udało im się dość do żadnych postępów. Mężczyzna wiedział, że nie przyjdą tak szybko, ale dzisiaj wyjątkowo zabrał Quinna szybciej do domu. Gdy tylko ten usiadł i otworzył usta widocznie popadając w depresję, Lucas stojący w kuchni obrócił się do niego unosząc jedną brew.
– Oczywiście, że nie potrafisz nad nim zapanować. – otworzył usta wstawiając wodę na kawę, bo widać potrzebują tego. – Zwykle podczas treningu instruktor organizacji będzie ci próbował wmówić, że twój demon to broń, której masz się bać, masz ją szanować i używać w ostateczności. Co jest głupotą. – postawił dwa kubki na blacie i wsypał do nich kawy oraz cukru. – Według mnie powinieneś podchodzić do swojego demona jak do zwierzęcia. – wyciągnął dłoń, a jego demon wyciągnął ciemną materię z cienia sięgając do szuflady i wyciągając nóż i podając mu go do dłoni. – Widzisz? Zwierzę. Nie powiedziałem mu czego potrzebuje, on sam wiedział.
_____Do jego ręki trafił nóż, którego wbił w deskę leżącą obok. Prawda była taka, że nie potrzebował noża do krojenia, ale wiedział co takiego postanowił mu przekazać jego demon. Był głodny i to nie na jedzenie jakie powinien spożywać. Chciał tego samego co je on, człowiek. Pewnie będzie musiał coś ugotować. Zalał kawę i postawił obie na stole wracając do lodówki i wyciągając kilka składników, żeby coś szybko zrobić. To była już pora na jedzenie i tak, i tak. W przeciągu ostatnich dni spożywali raczej dietę pudełkową, bo Lucas nie postawi Quinna w kuchni, kiedy ten padał na pysk, a mu się nie chciało. Dzisiaj, skoro teoretycznie skończyli wcześniej, postanowił coś zrobić.
– Zmienimy twój trening. – włożył kawałek mięsa pod nóż i zaczął go kroić kontynuując wywód. – Twój demon to kot. Dziki kot. – odwrócił się do chłopaka sprawdzając jego reakcję. – Poszukaj sposobów trenowania dzikich kotów, żeby je udomowić. To będzie twoje pierwsze stadium treningu.
_____Nie zamierzał go jeszcze informować, o fakcie, że potem przyjdzie tego udomowionego kota nauczyć sztuczek i powoli przekształcać w psa. Mógł z pewną dozą zaufania powiedzieć, że jego metoda była o wiele lepsza. Nie tylko w przypadku posiadania demona, który normalnie nie chce się dać tresować, ale także gdy chodziło o cały fakt współżycia z tą częścią ciebie. Dla Lucasa, demon był niczym zwierzątko domowe, przez lata posiadania go nauczył się jak go obsługiwać i znajdował się teraz w bardzo przyjemnym miejscu. Nie znaczyło to, że zaprzestał uczenia go sztuczek. W tym momencie usłyszeli pukanie do drzwi, zza których mógł usłyszeć tylko cichy kaszel jakby ktoś czyścił gardło. Słysząc jednak ten głos doskonale wiedział kto taki jest jego gościem.
– Widać poznasz dzisiaj kogoś ciekawego. – zaśmiał się lekko opuszczając kuchnię i kierując się do drzwi wejściowych. Otworzył je nie śpiesząc się. – Mam nadzieję, że masz coś ciekawego do powiedzenia Howard.
– Nie bądź taki Lucas! – gość odpowiedział lekko. – Mogę chociaż wejść porozmawiać?
_____Westchnął lekko i odsunął się wpuszczając niższego brązowowłosego mężczyznę do środka. Na jego głowie leżał kowbojski kapelusz, spod którego wystawały loczki. Nie był wysoki czy umięśniony jak Lucas, ale posiadał coś czego on nie miał – wielką brodę ukrywającą jego usta. Ubrany w dość luźną czerwoną koszulę w kratkę i ciemne spodnie wszedł i jego spojrzenie bardzo szybko omiotło pomieszczenie zostając na Quinnie.
– Masz nowego chłopaka? – odwrócił się lekko szokowany do Lucasa, lecz widząc jego minę od razu zeszło z niego. Przyjął bardziej poważną minę porzucając idee żartowania. – Czyli co, przygarnąłeś kolejnego depresyjnego człowieka, w którym urodził się demon?
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach