Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
◇◆◇
◇◆◇
bimxbun&Troianx
bimxbun
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
| Salvatore Russo | osiemnaście lat | człowiek | mężczyzna | Włoch | biseksualny | biromantyczny | ciemnobrązowe-czarne włosy, zależnie od pory roku | ciemnobrązowe oczy | lekko umięśniony | 183 centymetry wzrostu | oliwkowa, opalona cera | blizna na nosie |
Salvatore zawsze był osobą porywczą, jednak ostatnimi czasy jest aż nadto zirytowany wszystkim, co dzieje się wokół niego. Nie jest też cierpliwy, a wręcz w gorącej wodzie kąpany. Wychowany w katolickim domu, jednak ateista całym sobą. Nie cierpi tej religii, widząc, jak ludzie są zaślepieni bóstwem, które nawet nie istnieje. Szanuje swoją wolność i nienawidzi, kiedy ktoś ją narusza.
Młody Russo zdecydowanie jest zakochany w swoim ośmioletnim kocurze - Łatku. Uwielbia się z nim bawić i wylegiwać w łóżku. Dodatkowo kocha wszelkiego rodzaju herbatę i jest wielkim krytykiem tej z torebek. Dobrą kawką też nie pogardzi, szczególnie często chodzi na nią przed, czy po zajęciach do jednej ze swoich ulubionych kawiarni.
Podczas kiedy jego znajomi z liceum są typowymi imprezowiczami, on woli leżeć pod kocykiem i oglądać serial, jednak nie odmawia sobie wychodzenia z nimi oraz alkoholu we krwi. Musi mieć tylko dobry humor i wystarczająco dużo energii na interakcję z ludźmi.
Młody Russo zdecydowanie jest zakochany w swoim ośmioletnim kocurze - Łatku. Uwielbia się z nim bawić i wylegiwać w łóżku. Dodatkowo kocha wszelkiego rodzaju herbatę i jest wielkim krytykiem tej z torebek. Dobrą kawką też nie pogardzi, szczególnie często chodzi na nią przed, czy po zajęciach do jednej ze swoich ulubionych kawiarni.
Podczas kiedy jego znajomi z liceum są typowymi imprezowiczami, on woli leżeć pod kocykiem i oglądać serial, jednak nie odmawia sobie wychodzenia z nimi oraz alkoholu we krwi. Musi mieć tylko dobry humor i wystarczająco dużo energii na interakcję z ludźmi.
bimxbun
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Poprzednie popołudnie, spędzone z Lucą wspominał nad wyraz miło. Kiedy wrócił wieczorem do domu jeszcze przez długi czas nie mógł zasnąć, rozmyślając o blondynie, który załatwił sobie miejsce w jego życiu już jakiś czas temu. Salvatore zaproponował mu nawet pomoc w nauce, gdyby takowej potrzebował! A przecież Russo nigdy nie marnował na nikogo swojego cennego czasu. Słuchał cennych słów chłopaka, jakby jutra miało nie być, choć przecież nic takiego nie miało się wydarzyć.
Następnego dnia niecierpliwie czekał, aż Luca skończy lekcje. Cały dzień SMS-ował z nim, nie mogąc się doczekać, a kiedy zostały ledwie sekundy do ich spotkania, to przestępował nerwowo z nogi na nogę nie robiąc sobie nic z tego, jak inni mogli na to patrzeć. Kiedy go objął, poczuł, jakby wszystkie problemy miały odejść gdzieś na bok, w zapomnienie. Nic nie mówił, napawając się zapachem jego włosów, a krótkie pytanie, które padło chwilę wcześniej z jego ust, zawisło między nimi niczym ozdobna wstążeczka. Również objął go mocniej, kiedy przyszedł na to moment, a i cieszył się na dźwięk głosu rówieśnika. Być może nawet przeszły przez jego ciało pojedyncze dreszcze, jednak udawał, że nic takiego nie miało miejsca.
- U mnie również dobrze… – wymruczał wprost do ucha drugiego, a zaraz potem czar prysł. Niebieskooki odsunął się od niego, zabierając niemalże całą magię tej krótkiej chwili dla siebie. - Cieszę się, że cię widzę[/b] – dodał zaledwie parę sekund później z lekko uniesionym kącikiem ust.
Ruszył za swoim towarzyszem w głąb lasu, pozwalając się mu prowadzić. Co jakiś czas niepewnie zerkał w stronę zwierza, jaki im towarzyszył, choć wiedział, iż ten nic im nie zrobi. Nie ufał psom, zdecydowanie bardziej wolał koty, dlatego też był posiadaczem jednego takiego, łaciatego czworonoga. Przytaknął tylko krótko, kiedy Luca oznajmił, że pies nie będzie im przeszkadzał. Ucieszyło go to. Nie lubił być rozpraszany, a zwierzak zdecydowanie mógłby to robić.
- O, naprawdę? I co takiego im o mnie opowiedziałeś? – zapytał, przechodząc między gałęziami większych drzew. Szli na tyle blisko siebie, że nie było szans, by się wzajemnie zgubili, zresztą las ten wcale nie był taki gęsty. Sam pomyślał również o swoich przyjaciołach. Właściwie to oni go wepchnęli w ten wir wydarzeń… Z początku był na nich zły, miało to ogromny wpływ na jego życie, jednak dzięki nim poznał Lucę. Czarownika o bardzo nieprzeciętnej urodzie i charakterze jej dorównującym.
Co jakiś czas szturchał blondyna różnymi częściami ciała. Pragnął jak najwięcej jego bliskości, choć bał się o tym powiedzieć na głos. Wydawało mu się, iż drugi doskonale odczytywał jego gesty, ale pozostawiał go dla siebie. Nadawało im to swego rodzaju intymną atmosferę.
Usiadł wraz z Sigielem pod jednym z drzew. Byli na tyle blisko siebie, że stykali się kolanami, co z kolei odpowiadało Russo. Mimo wszystko czuł na sobie spojrzenie psa, którego głowa leżała na kolanie jego towarzysza. Czuł, jakby ten badał go wzrokiem i pilnował, czy aby na pewno nie zrobi niczego złego jego panu.
- Wiesz… Chyba jednak wolę wybrać coś, co… Jest pewne – zaśmiał się niezręcznie i podrapał z tyłu głowy w geście zakłopotania. Owszem, magia była dla niego logiczna, ale wolał nie ryzykować z tym, że sprowadzi na siebie kłopoty jeszcze większe niż do tej pory.
Zapatrzył się w Lucę. Kosmyki włosów całkiem skromnie opadały mu na czoło, kiedy się pochylał nad książeczką. Jasnoniebieskie oczy wpatrywały się to w nią, to w brązowowłosego chłopaka. Przygryzł lekko swoją dolną wargę, powstrzymując się od tego, by złożyć na jego ustach pocałunek. Czuł, jakby wpadł, jak śliwka w kompot. Skupiony był również na tym, co mówił do niego blondyn. Spajał słowa z jego ust, niczym sam nektar bogów.
- Tak, masz rację. Byłoby to bardzo dziwne – odpowiedział. I już wiedział też, że jak dojdzie co do czego to będzie miał ogromny problem z wyborem towarzysza. Zawsze był osobą niezdecydowaną i nie lubił wybierać. Za dużo opcji, gdzie każda miała swoje wady i zalety.
Został wyrwany z tego stanu… No właśnie, jakiego? Nie był pewien, co takiego w tym momencie odczuwa.
Wracając, potrząsnął głową, kiedy usłyszał pytanie Luci. Wziął głęboki wdech, zbierając się ku odpowiedzi na jego pytanie.
- Ach, przepraszam. Zamyśliłem się! – wytłumaczył na szybko i chwycił za jeden z kubków z kawą. Widział konsternację na twarzy rówieśnika, choć udawał, że wcale tak nie jest. Upił łyk napoju, z początku krzywiąc się nieco na jego gorycz. Był już jednak przyzwyczajony i uwielbiał smak tego napoju.
Odłożył kubeczek na bok i skierował swoje spojrzenie znów na blondyna.
- Hm? Coś mówiłeś? – Zadał pytanie, unosząc swoje brwi w górę.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Że jesteś taki pojebany, że ot tak upuściłeś sobie krew i teraz jesteśmy związani dosłownie paktem z diabłem – odpowiedział, próbując się nie uśmiechnąć i być całkowicie poważny w swoich słowach, ale w końcu pękł i puścił do bruneta uśmiech, aczkolwiek tak właśnie powiedział swojej świcie: może nie do końca w tych słowach, ale to samo mając na myśli! No wciąż nie do końca mieściło mu się w głowie wspomniane wydarzenia, ale chyba wszyscy wokół byli tym zadziwieni, a tym bardziej, że nic mu się nie stało i dosłownie nadal był w jednym kawałku. - No i że jesteś dobry z matmy i z fotografii – dodał. - I że chętnie poszedłbym z tobą na drugą randkę – dopowiedział jeszcze, nagle czując przypływ odwagi, ale gdy słowa zostały wypowiedziane, natychmiast pożałował tych słów, bo w jego głowie brzmiały one bardziej żartobliwie i mniej poważnie, a tak naprawdę był to komplement i to, o czym myślał Luca, jak tylko na niego się patrzył. Salvatore był w jego typie i oczywistym było to, że zdążył to wypaplać swoim przyjaciołom, tak samo jak to, że lubił przebywać w jego otoczeniu i spędzać z nim czas, pomimo że ten niekoniecznie był taki miły dla niego, jak na przykład teraz.
I mimo zapewnień chłopaka, że się tylko zamyślił, to wciąż blondynowi coś nie pasowało w jego zachowaniu – oczywiście wraz z tym, że nagle był aż taki chętny na jakikolwiek dotyk. Dlatego chłopak dość długo świdrował swoimi zimnymi tęczówkami oblicze tego drugiego intensywnie myśląc, bo co z tego, że w końcu wziął się za picie tej kawy, jak wciąż nie ruszył się za przygotowane pyszności, które kusiły przynajmniej Luke, tak, że w pewnym momencie wziął sam jedno z bomboloni, tym razem gapiąc się na Zefira.
- I co takiego wymyśliłeś?
- Że powinniśmy iść chyba do domu, muszę porozmawiać z ciotkami – mruknął, marszcząc brwi i w trymigach zaczął zbierać jedzenie ponownie do torby, na co wspomniany pies niechętnie podniósł się z kolan śpieszącego się Luki, ten pierwszy nie do końca rozumiał działania blondyna. W końcu brunet miał wybrać sobie towarzysza, a potem miał się nauczyć kolejnych czarów, a tu nagle niebieskooki zarządza wymarsz do domu. Pies zdążył tylko zrozumieć, że musiał mieć ku temu ważny powód, zanim ten nie złapał go w brzuchu, tuż zaraz, gdy chwycił Salvatore za ręce.
- Lanuae magicae – wypowiedział i w mig znaleźli się na starych, już skrzypiących schodach na ganku domu, a raczej rezydencji Sigielów, bo ziemia, na której ów dom się znajdował, nie należała do małych, ponieważ był tutaj zbudowany mały cmentarz, a niedaleko niego ogródek, w którym ciotki hodowały, co niektóre rośliny, a także szklarnia, do której można było dostać się już z kuchni, no i oczywiście piwnica, w której to znajdowała się sala sekcyjna, jak i kostnica. Nie sposób było też zapomnieć o monumentalnych schodach w holu.
- Ciociu Brigido! Cioci Silvio! - wrzasnął prawie od razu po teleportacji, kiedy to nie zauważył znajomych twarzy już właśnie w holu.
- Już, już, co się dzieję? Silvia jeszcze grzebię w naszym nowym kliencie – usłyszał głos Brigidy pochodzący z dołu i po dłuższej chwili znalazła się na górze.
- Ja nie wiem, to znaczy nie do końca, c-coś się jemu stało. - Wskazał na bruneta stojącego obok. - Chyba. Myślałem, że po prostu postanowił być milszy, ale dzisiaj, w lesie nic nie chciał jeść – powiedział Luca tak, jakby właśnie przebiegł jakiś maraton, ale blondyn tymczasem był zakłopotany całą sytuacją i poważnie zaczął się przejmować stanem chłopaka. Jeszcze bardziej wydawał się o niego martwić, gdy nie miał zielonego pojęcia, co się dzieję, nie umiał połączyć tych wszystkich kropek do kupy i nawet przez myśli przechodziło mu, że może była to jego wina.
- Spokojnie, opowiedz mi po kolei, co się stało i coś wykombinujemy – powiedziała. - Zrobię wam herbatkę, dobrze? Nie trzęś tak tymi rękoma, zaraz coś poradzimy – powtórzyła i zaraz skierowała się do kuchni. Dopiero wtedy Luca zauważył, że naprawdę dygotały mu dłonie, pewnie z nagłego stresu, zwłaszcza ta, którą trzymał Salvatore.
Usiedli przy parującej herbacie, najpewniej przy melisie, ale blondyn nie zdążył upić łyka herbaty i już zaczął streszczać na szybko, od początku wczorajszy dzień; wczorajsze zajęcia, atak sióstr i… czekoladki! Tak, czekoladki!
- No jasne! Eliksir miłości! - Zaklaskała.
- Raczej nieudany eliksir i zrobiony tak specjalnie, a ten, kto go wypije, nie dość że zakochuje się w tej osobie, to nic nie je – dodała szczupła kobieta, która zawitała w progu. - Wstrętne dziewuchy. Muszę porozmawiać z antykapłanem, a jeśli on wzruszy ramionami, to zemścimy się moimi sposobami.
- O to to mi się szczególnie podoba – zaświergotała ta druga, puszczając jej oczko. - Nie martw się, powinnam mieć wszystkie składniki w zapasach. - Odchrząknęła i zaraz wstała do kredensu, wyszukując wszystkie potrzebne jej ziółka. - O cholera, skończyła się woda księżycowa, ale chwała Szatanowi, ale dzisiaj jest pełnia. Jutro Salvatore będzie jak nowy, obiecuję!
Mimo jej zapewnień, Luca nie czuł się uspokojony, wręcz przeciwnie, bo tyle rzeczy mogło się jeszcze wydarzyć przez cały wieczór i noc – tym bardziej zaczął się tym przejmować, obwiniając oczywiście siebie, że nie wyczuł podstępu i temu nie zapobiegł, jako ten bardziej doświadczony w magii. Jak mógł być taki głupi?
Dlatego też, gdy znaleźli się w pokoju Sigiela, ten zaczął go nieustannie przepraszać za całe zło na tym świecie, chociaż teraz mogli tylko czekać na utworzenie odrutki.
bimxbun
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Popatrzył zdziwionym wzrokiem po drugim. Nie spodziewał się wcześniej, iż przekleństwo może paść z jego pięknych, nieskalanych ust, choć i ono brzmiało w nich niewinnie, a także jakby wcale nie było słowem cenzurowanym i unikanym. Kiedy jednak zobaczył uśmiech na twarzy blondyna po paru sekundach niepewności, również uśmiechnął się. Nie potrafił inaczej. Widząc zachowanie blondyna, jego samego stawało się bardzo podobne i w momencie, jak ten był szczęśliwy to i Salvatore dzielił z nim to uczucie. Był też niemalże pewien, że gdyby Luca był smutny to i on też.
Z przyjemnością słuchał głosu rówieśnika i tego, co wcześniej opowiedział o nim swoim znajomym, a co teraz mu przekazywał zapewne w skrócie. Zdanie ”I że chętnie poszedłbym z tobą na drugą randkę” sprawiło, iż Russo przybliżył się do blondyna tak, że niemalże stykali się nosami. - A co gdybyśmy... – zaczął, ale nie dane było mu dokończyć. Błękitnooki zdążył się już od niego odsunąć i zbierać rzeczy, oznajmiając mu przy tym, że muszą iść do domu oraz, że Luca koniecznie musi porozmawiać ze swoimi ciotkami. Teraz już nawet nie zwracał uwagi na psa, który przyprawiał go o pewien niepokój, a plątał się znów między nimi. Stał natomiast osłupiały, nie do końca wiedząc, co się wokół niego dzieje. Nie wyłapał nawet momentu, kiedy Sigiel chwycił go za rękę i za sprawą zaklęcia znaleźli się w domu czarownic.
Po teleportacji bezwiednie podążał za Lucą. Czuł się jak idiota. A może nim był? Naprawdę nie miał pojęcia, co się wokół niego dzieje i jaki to wszystko ma cel. Zacisnął tylko mocniej dłoń na tej Luci, gdy poczuł, jak ta trzęsie się w objęciu tej ciemniejszej odcieniem. Z opisu blondyna wywnioskował, że martwił się o niego, a także stresował czymś, mimo to, dla niego samego nie było w jego zachowaniu nic dziwnego. Przecież każdy może nie mieć czasem apetytu, prawda?
Skierowali się do kuchni i usiedli przy stole. Salvatore zdążył nawet upić trochę herbaty, odechciało mu się jednak zaraz potem, gdy usłyszał, że całe jego zachowanie wywołane jest eliksirem miłości podanym mu przez młodą czarownicę w czekoladkach. To jakiś nieśmieszny żart? W dodatku nieudany?! Przecież czuje się dobrze…
Być może sam również zestresowałby się tą sytuacją, gdyby nie znajdował się pod wpływem magicznej mikstury. Zachowywał spokój i bardziej przejmował się stanem, w jakim przez to wszystko był Luca. Nie potrafił słuchać jego ciągłych przeprosin, gdy znaleźli się w pokoju blondyna na górze. Po prostu nie. Przyprawiało go to o ból serca, szczególnie gdy wiedział, że to on jest powodem zmartwienia.
Buzia niebieskookiego nie zamykała się wcale i ciągle otwierała tylko w jednym celu. Chcąc powstrzymać tę lawinę słów, Salvatore zbliżył się do niego i jedną dłonią chwycił go za ramię, a palec wskazujący drugiej przyłożył do jego ust, łapiąc z nim kontakt wzrokowy i nie spuszczając go ani na sekundę w dół.
- Cśśś… Jest dobrze. Nic się nie stało, naprawdę – wyszeptał, wpatrując mu się w oczy. Urwał w tym momencie i przez parę sekund stali w ciszy. Miał ochotę go pocałować. Znowu. Gdzieś z tyłu głowy wiedział, że nie spodobałoby mu się to, gdyby nie wpływ eliksiru, ale nie przejmował się tym teraz. Zepchnął tę myśl na jeszcze głębszy plan, stwierdzając, że będzie przejmował się tym jutro, gdy już przyjmie antidotum. O ile w ogóle to zrobi. Jeśli bez niego znów miał się czuć jak kiedyś… Nie chciał tego. To, co było teraz odpowiadało mu.
Powoli zdjął palec z delikatnych warg Luci i przybliżył się do niego.
- Mogę? – zapytał cicho, prawie że szeptem i dopiero, gdy zobaczył skinięcie głowy na znak zgody blondyna, złączył ich usta razem w pocałunku. Był on długi, lecz spokojny, taki, jakby serca w rozłące od lat, w końcu się odnalazły.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Buzia zdawała mu się nie zamykać, jakby i na niego zostało rzucone jakieś zaklęcie. Słowami chciał jakoś uspokoić sytuację, a szczególnie siebie, bo na twarzy jego towarzysza nie było widać ani jednego grymasu na twarzy. Jasnowłosy po prostu czuł wielki ciężar na sercu z powodu poczucia winy, mieszający się z troską do wyższego chłopaka, bo co jeśli jakimś cudem, ciotkom nie uda się zrobić eliksiru odwracającego? Jedna z ciotek była absolutnie fantastyczna w tej sztuce, ale co jeśli? Przecież zawsze mogło pójść coś nie tak.
Czuł się odpowiedzialny za Russo, pomimo tego, że byli w tym samym wieku, ale poznali się tak nagle, spotykając się na czarnym chrzcie tego niższego i może dlatego właśnie ten poczuwał się do tego obowiązku, by wziąć za niego odpowiedzialność. Mógł go równie dobrze zostawić w Akademii czy nie nawiązywać bardziej zażyłych stosunków, ale to było do niego niepodobne. Lubił otaczać się swoimi przyjaciółmi, nawiązywać bliższe relacje, a zwłaszcza się przytulać i okazywać swoją sympatię przez dotyk, co już zdążył zresztą pokazać. Poza tym… w tym magicznym świecie, zdawał się z nikim szczególnie nie trzymać, do czego absolutnie się nie przyznawał. Ten drugi świat czasami wydawał mu się być zbyt konserwatywny, no i tutaj dochodziła sprawa jego rodziców, zwłaszcza matki. Jego rodzina od tamtego czasu była prawie że wykluczona, przynajmniej nie na papierze i te same dziewczyny, które niegdyś prześladowały Lukę, zdawały się robić to samo na Salvatore.
- Mogłem się domyślić i… - gwałtownie przerwał, pozostając w bezruchu.
Tak nagle palce Salvatore znalazły się na jego ustach i to właśnie sprawiły, że chłopiec wreszcie się przymknął, a jego oczy bez krzty zastanowienia podążyły za tymi brązowymi, nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Szybko wypatrzył w nich swoje odbicie i mógł przysiąść, że nigdy nie patrzył w piękniejsze tęczówki czy nigdy nie wpatrywał się tak długo w jakiekolwiek oczy. Aczkolwiek miał wrażenie, że gdyby oderwał się chociaż na chwilę, to chłopak szybko zmusiłby go do powrotu.
Skinął niemal natychmiast głową na pytanie ciemnowłosego, oczywiście domyślając się, o co chodziło w tym pytaniu. On też od paru sekund miał ochotę na bliższy kontakt fizyczny i oczywiście nie mógł mu odmówić, skorzystałby z każdej okazji, byleby go tylko dotknąć. Przecież nie będzie protestować! Zwłaszcza, że jutro to się to diametralnie zmieni i może dlatego właśnie powinien tu się zatrzymać i odmówić? Wiedział, że „trzeźwy” Salvatore by mu tego nie zaproponował.
Ale nie miał zamiaru o tym dłużej myśleć. Oparł dłoń o policzek czarodzieja, tym zachęcając go do pocałunku. Zbliżyli się do siebie i zaraz jasnowłosy poczuł, jak cały świat zaczyna przed nim wirować. Usta Russo nagle stały się dla niego być takie uzależniające, a przede wszystkim tak bardzo ciepłe, miękkie i do tego zapach chłopaka, który zaczął otulać jego zmysły. Luca całował się z nowo poznanym Salvatore i nie żałował ani sekundy, spijając każdą setną z niej.
Rzadko miał okazję całować się z chłopakami, mógł zliczyć te okazję na palcach jednej ręki, bo rzadko chodził na randki, prawie w ogóle nie dbał o swoje życie uczuciowe, więc dlatego tak trudno było mu się oderwać od drugiego ciała.
W pewnym momencie Sigiel pogłębił pocałunek, mocniej napierając na usta swojego kolegi, chcąc jeszcze bardziej zatracić się w przyjemnej chwili, prawie magicznej, ale w końcu oderwał się, gdy koniuszkiem języka dotknął jego odpowiednika. Przeszły go dreszcze po całym ciele i wtedy dotarło do niego, że musi przestać, jako ten bardziej trzeźwo myślący. Mógłby przegiąć i być może… może nie skończyłoby się to tyle na niewinnym buziaku. A rozumiał, że jutro zapewne staną nad niezręczną sytuacją, gdy Russo zrozumie, że się całowali.
- Dziękuje – powiedział, a jego twarz rozpromieniła się w uśmiechu. Przez chwilę opierał czoło o czoło chłopaka, próbując zebrać myśli. Zdecydowanie wolał zostać z szybciej bijącym sercem niż natłokiem myśli i poczuciem winy. - Chyba tego potrzebowałem – dodał, zaraz przyciągając wyższego do swojej klatki piersiowej, opierając bezczelnie podbródek na jego ramieniu, przymykając powieki. Teraz miał pewność, że Salvatore go nie odepchnie.
[color:26cb=#74D406- Możemy nie mówić ciotkom, że się całowaliśmy? -[/color] zaczął nieśmiało. - One nie wiedzą, że jestem gejem, no i ten… - mruknął.
W ten ta chwila została nagle przerwana, powodując, że chłopak nagle odsunął się od tego drugiego, jak oparzony, bo niespodziewanie do jego pokoju weszła ciocia Brigida, ta, która nigdy nie zaprzątała sobie głowę czymś takim jak pukanie. Teraz zdawała się być niewzruszona tym, czym zastała w pokoju albo nie zdążyła zauważyć – taką nadzieję miał przynajmniej Luca.
- Słońce, masz jeszcze te nici u siebie?
- Nici? Myślałem, że najpierw chcecie porozmawiać o tym z arcykapłanem – odpowiedział, palcem wskazując na szufladę przy biurku.
- Tak, tak. Silvia złożyła mu przed chwilą wizytę astralną. – Wzruszyła ramionami. - Niestety zrobimy to po swojemu, dżdżownicę już mamy gotowe – Po tych słowach, wyjęła z szuflady to co chciała.
- Oni się właśnie pocałowali!! Chyba powinienem wygrać ten zakład i dostać coś smacznego! – usłyszał głos swojego psa, który radośnie merdał ogonem, siedząc na fotelu.
- Hm? – Zmarszczyła brwi patrząc na Beagle’a, to na Lukę i znowu na psa, oczekując pewnie, że zaraz jasnowłosy przełoży jego mowę na bardziej zrozumiały język, ale Siegiel tylko zacisnął usta w wąską kreskę, nie zamierzając się odezwać.
Po chwili kobieta dała sobie spokój z rozwiązywaniem zagadki, pożegnała się tylko z chłopcami i opuściła pokój.
- Właśnie dlatego towarzysze nie rozmawiają z każdym – dodał, odsuwając się od chłopaka i mrużąc oczy w stronę swojego psa.- Towarzysze rozumieją ich opiekunowie i osoby, które są w głębszej relacji z nim – wytłumaczył, ale nie patrzył się na ciemnowłosego. - A ty nie waż się drugi raz zdradzać moich tajemnic! - burknął. Całe szczęście w pokoju nie słychać było gadającego psa.
Jasnowłosy zakomunikował, że tym razem to Salvatore będzie spał na jego łóżku, zanim nie zniknął w łazience. Nie to żeby mu to przeszkadzało, ale wolał nie dolewać jeszcze bardziej oliwi do ognia, gdy Russo dowie się jutro o pocałunku.
***
Rano, tak jak zawsze, rodzina Sigielów zebrała się na śniadanie, z tą różnicą, że na stole dumnie stał parujący kociołek, który był teraz jedynym obiektem zainteresowania blondyna. Zresztą nie był on jedyną osobą, bo ciocia Brigida dodawała jeszcze ostatnie składniki, starannie uważając na proporcję, gdy ten próbował siedzieć spokojnie na krześle i nie przeszkadzać, bo znowu docierała do niego powaga sytuacji i powoli zaczęła z nim wzrastać troska o drugiego czarodzieja. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie tak jak planowali i antidotum zadziała. Musiało.
- Na pewno nie jest to smaczne, ale musisz wypić do dna – odezwała się ciotka, nareszcie podsuwając pod nos ciemnowłosego szklankę.
- Wypijesz i za kilka minut znowu będziesz mógł być tym wredniejszym Salvatore – powiedział Luca, puszczając mu oczko. Po czym spojrzał na niego znacząco, jakby to miało sprawić, że płyn magicznie znajdzie się w buzi Russo.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach