Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Everybody Wants to Rule the World
Grać
Spać
Jeść
Umrzeć
Grać
Spać
Jeść
Umrzeć
Wytwórnia muzyczna Munson Records poszukuje nowej kapeli, z którą mogłaby podpisać kontrakt na płytę i wypromowanie. Organizuje konkurs muzyczny, w wielu miastach Stanów Zjednoczonych odbywają się pre-eliminacje, aż w końcu zostaje wybranych szesnaście najlepszych kapel, które dostają się do głównego etapu konkursu - przyjeżdżają do wynajętego przez wytwórnię, ośrodka wypoczynkowego nad jeziorem, aby spędzić wakacje na imprezach, graniu i konkurowaniu ze sobą! Wygrać może tylko jedna drużyna!
Wcielamy się w dwie kapele, które zmierzą się ze sobą i innymi w konkursie wytwórni Munson Records. Czekają nas cztery "tury", a w ostatniej zmierzą się najlepsi z najlepszych. Gotowi dać czadu?
- Rotem Delta-
♀ Wokal - @Heartstorm
♀ Gitara - @Kalsi
♂ Bas - @MiddieTheVampireHunter
♀ Perkusja - @Usterka
- Mucous Membrane-
♂ Wokal - @Fojbe
♂ Gitara - @Eeve
♂ Bas, wokal wspomagający, lider - @Eeve
♂ Perkusja - @Heartstorm
emmeWcielamy się w dwie kapele, które zmierzą się ze sobą i innymi w konkursie wytwórni Munson Records. Czekają nas cztery "tury", a w ostatniej zmierzą się najlepsi z najlepszych. Gotowi dać czadu?
- Rotem Delta-
♀ Wokal - @Heartstorm
♀ Gitara - @Kalsi
♂ Bas - @MiddieTheVampireHunter
♀ Perkusja - @Usterka
- Mucous Membrane-
♂ Wokal - @Fojbe
♂ Gitara - @Eeve
♂ Bas, wokal wspomagający, lider - @Eeve
♂ Perkusja - @Heartstorm
- Info dodatkowe:
Wygląd - realny
Wiek - 20-25 lat
Narodowość - dowolona
Orientacja - dowolna, byleby nie był więcej homo od hetero
Relacje między członkami kapeli byłyby spoko.
Discord mile widziany, będziemy się dogadywać, co do różnych rzeczy. Tam też ustalimy nazwę dla naszych kapel, jak już będą wszyscy XD
Zapraszam najlepiej na discord w celu zapisania się ; )
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Harrison Lydon-Vicious
Godność:Harrison Lydon-Vicious.
Zwany:Harry
Wiek:Dwadzieścia jeden lat
Pochodzenie:Irlandzko-Brytyjskie
Wzrost: Metr dziewięćdziesiąt
Włosy/Oczy:Czarne/brązowe
Zwany:Harry
Wiek:Dwadzieścia jeden lat
Pochodzenie:Irlandzko-Brytyjskie
Wzrost: Metr dziewięćdziesiąt
Włosy/Oczy:Czarne/brązowe
That's my boy!
Harry jest synem dwójki muzyków i wynajętej przez nich dwadzieścia dwa lata temu surogatki. Virgin Revolvers byli popularną w latach dziewięćdziesiątych kapelą punkrockową. Rozpadli się po pięciu latach w oparach skandali i niesnasek między członkami zespołu. Trzy lata później fotoreporter jakiegoś plotkarskiego szmatławca przyłapał dawnego frontmana, Jima Lydona, oraz basistę, Simona Viciousa, na romantycznej kolacji w niewielkiej nowojorskiej knajpce, gdzie obaj wyjechali w różnych okresach czasu po rozpadzie Rewolwerów. Na początku lat dwutysięcznych wynajęli surogatkę i "poddali się" próbie zapłodnienia metodą in-vitro mieszając ze sobą swoje plemniki tak, aby co do czego nie było wiadomo, który właściwie jest ojcem. Ale Harry'emu to zwisa. Ma dwóch ojców i jest spoko, tak?
Ledwie nauczył się jako-tako mówić, a Jim zaczął uczyć go śpiewania i tekstów, które pisał najpierw dla Virgin Revolvers, a potem dla Bloody Bastards, z którymi gra do dzisiaj. W przedszkolu miał z tego powodu problemy. Opiekunkom nie spodobało się, że mały Harry zamiast recytować wierszyków o kotkach, zaczął na całą salę recytować utwór o jebaniu Królowej Anglii.
Wychował się w USA, jednak dość często jeździł i nadal jeździ w odwiedziny do rodziny Jima, która mieszka pod Londynem, a nawet przez jakiś czas mieszkał tam z Jimem, gdy mieli z Simonem "trudny okres w związku". Da się przez to usłyszeć u niego naleciałości brytyjskiego akcentu oraz sformułowania, których zazwyczaj używają Anglicy.
Jim wciąż gra i koncertuje i mimo pięćdziesiątki na karku, nie zamierza zwalniać. Natomiast Simon przez jakiś czas pracował jako model, a aktualnie robi za dźwiękowca Bloody Bastards, ponieważ Jim chce mieć na niego oko. Ojcowie dbali o jego prywatność i starali się nie pokazywać go zbyt często na żadnych galach czy innych wystąpieniach publicznych, więc gdy założył własną kapelę, postanowił, że będzie grał pod zmienionym nazwiskiem, Harrison Davies, żeby nikt nie mógł mu zarzucić, że wybił się na plecach ojca. Niestety, przy okazji konkursu wytwórni Munson Records, ktoś poszedł do mediów i go zdemaskował. Nie ma pojęcia, kto to zrobił i boi się, że mógł to zrobić ktoś z jego najbliższych, a nawet któryś z członków zespołu, żeby zrobić wokół nich szum i zwiększyć ich szanse.
Gra na basie i robi za wokal wspomagający, nie chcąc pchać się do głównego mikrofonu. Jako dziecko brał lekcje gry na fortepianie. Kompletnie nie umie układać tekstów, Muzykę jeszcze napisze, ale tekst? Mowy nie ma. Posiada psa, Speedy'ego.
Ledwie nauczył się jako-tako mówić, a Jim zaczął uczyć go śpiewania i tekstów, które pisał najpierw dla Virgin Revolvers, a potem dla Bloody Bastards, z którymi gra do dzisiaj. W przedszkolu miał z tego powodu problemy. Opiekunkom nie spodobało się, że mały Harry zamiast recytować wierszyków o kotkach, zaczął na całą salę recytować utwór o jebaniu Królowej Anglii.
Wychował się w USA, jednak dość często jeździł i nadal jeździ w odwiedziny do rodziny Jima, która mieszka pod Londynem, a nawet przez jakiś czas mieszkał tam z Jimem, gdy mieli z Simonem "trudny okres w związku". Da się przez to usłyszeć u niego naleciałości brytyjskiego akcentu oraz sformułowania, których zazwyczaj używają Anglicy.
Jim wciąż gra i koncertuje i mimo pięćdziesiątki na karku, nie zamierza zwalniać. Natomiast Simon przez jakiś czas pracował jako model, a aktualnie robi za dźwiękowca Bloody Bastards, ponieważ Jim chce mieć na niego oko. Ojcowie dbali o jego prywatność i starali się nie pokazywać go zbyt często na żadnych galach czy innych wystąpieniach publicznych, więc gdy założył własną kapelę, postanowił, że będzie grał pod zmienionym nazwiskiem, Harrison Davies, żeby nikt nie mógł mu zarzucić, że wybił się na plecach ojca. Niestety, przy okazji konkursu wytwórni Munson Records, ktoś poszedł do mediów i go zdemaskował. Nie ma pojęcia, kto to zrobił i boi się, że mógł to zrobić ktoś z jego najbliższych, a nawet któryś z członków zespołu, żeby zrobić wokół nich szum i zwiększyć ich szanse.
Gra na basie i robi za wokal wspomagający, nie chcąc pchać się do głównego mikrofonu. Jako dziecko brał lekcje gry na fortepianie. Kompletnie nie umie układać tekstów, Muzykę jeszcze napisze, ale tekst? Mowy nie ma. Posiada psa, Speedy'ego.
- :
- Instagram, bo muszę czymś myśli zająć:
Fojbe
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
+ follow
35
posts
1,534
Followers
58
Following
Idonotwantto but I l o v e i t
Luka Hauke
Wokalista/muzyk & autor tekstów - w zespole o nazwie Mucous Membrane
youtu.be/pebst0qLWMA - voice
24. latek pochodzenia niemieckiego, ale urodzony w USA
fun fact: dorabia, śpiewając na weselach
więcej informacji...
fun fact: dorabia, śpiewając na weselach
więcej informacji...
non drugs
messy
enticing
Publications
Reels
Tagged
506 421
865 709
845 613
987 786
899 734
956 678
835 759
915 810
802 761
Idonotwantto
yay b'day vibe
On this special day I wish all the best to a wonderful friend, who deserves nothing less!
awesome. you'll show tattoos? Best honey
Liked by ninja and 758 others
Hace 6 horas
Add comment
Post
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Melissa Haley
Melissa Haley
Wokalistka
Amerykanka
23 lata
Played By
Mels
Upragnione, wyczekane dziecko. Jej przyjście na świat poprzedzały lata zaciekłej walki z niepłodnością obojga rodziców. Czas pełen bólu, problemów z zajściem w ciąże i z jej utrzymaniem. Poronienia zdażył się tak często, że Sheila Haley do dnia porodu była pewna, że to dziecko również straci. Trudno opisać co czuła, kiedy położna podała jej płaczącego noworodka. Trudno opisać co czuł Robert, pierwszy mężczyzna z rodziny obecny na sali porodowa, gdy córka zacisnęła malutką rączkę na jego palcu.
Melissa urodziła się dwudziestego czwartego kwietnia dwadzieścia trzy lata temu. Rozpieszczana od samego początku. Markowe ubrania wymieniane co chwilę, drogie zabawki kupowane prawie, że na tony. Chciała nauczyć się jazdy konnej, to tato kupił całą stadninę i sprowadził wybitnego instruktora jeździectwa z Europy. Dostawała od rodziców wszystko czego sobie zażyczyła. Nie inaczej było, gdy wieku jedenastu lat zapragnęła zostać znaną wokalistką, zaledwie parę dni później w ich willi pojawiła Renee Grant-Williams na pierwszych lekcjach śpiewu.
Mels z pewnością jest zepsuta. Robi co chcę, mówi co chcę. Żyje w przekonaniu, że wszystko jej wolno pakując siebie i znajomych w kłopoty, a kiedy przeskrobie coś poważnego woła tatę. Pieniądze i wpływy Roberta nie raz uratowały dziewczynę przed doszczętnym zrujnowaniem sobie życia.
Melissa nie musi brać udziału w żadnym konkursie muzycznym. Wystarczy, żeby pisnęła słowo, a tatuś wykupi część udziałów jakieś znanej wytwórni albo stworzy swoją własną. Wszystko żeby córeczka była szczęśliwa. Dziewczyna jednak odmawia. W głębi duszy chcę, żeby ludzie jej słuchali, bo naprawdę ma do tego talent, a nie dlatego, że ktoś wyłożył pieniądze.
Melissa urodziła się dwudziestego czwartego kwietnia dwadzieścia trzy lata temu. Rozpieszczana od samego początku. Markowe ubrania wymieniane co chwilę, drogie zabawki kupowane prawie, że na tony. Chciała nauczyć się jazdy konnej, to tato kupił całą stadninę i sprowadził wybitnego instruktora jeździectwa z Europy. Dostawała od rodziców wszystko czego sobie zażyczyła. Nie inaczej było, gdy wieku jedenastu lat zapragnęła zostać znaną wokalistką, zaledwie parę dni później w ich willi pojawiła Renee Grant-Williams na pierwszych lekcjach śpiewu.
Mels z pewnością jest zepsuta. Robi co chcę, mówi co chcę. Żyje w przekonaniu, że wszystko jej wolno pakując siebie i znajomych w kłopoty, a kiedy przeskrobie coś poważnego woła tatę. Pieniądze i wpływy Roberta nie raz uratowały dziewczynę przed doszczętnym zrujnowaniem sobie życia.
Melissa nie musi brać udziału w żadnym konkursie muzycznym. Wystarczy, żeby pisnęła słowo, a tatuś wykupi część udziałów jakieś znanej wytwórni albo stworzy swoją własną. Wszystko żeby córeczka była szczęśliwa. Dziewczyna jednak odmawia. W głębi duszy chcę, żeby ludzie jej słuchali, bo naprawdę ma do tego talent, a nie dlatego, że ktoś wyłożył pieniądze.
Haley'owie
Haley'owie są znaną i szanowaną rodziną w społeczności afroamerykańskiej. Pradziadek Melissy, George Haley był członkiem The National Negro Business League. Dziadek, Louis prężnia działał na rzecz zniesienia segregacji rasowej i dyskryminacji u boku samego Martina Luthera Kinga. A brat Louisa, Julius otrzymał nagrodę Pulitzera za sagę rodzinną opisujące dzieję czarnoskórej rodzin od momentu przypłynięciu protoplastu rodu do Ameryki na statku niewolniczym, aż do końca dwudziestego wieku. Powieść wywołała wiele publicznych debaty, które wybuchały ponownie wraz z kolejnymi ekranizacjami i walnie przyczyniła się do zmian prawa. Fabuła książki bazowała na prawdziwej historii rodziny Haley.
- jak i wszyscy to i ja:
MiddietheVampireHunter
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Basista, co w swoim życiu częściej dotykał gitary niż kobiety i oto rezultat.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
✦Jillian Isabella Whitemore ✦Po prostu Jill
✦21 lat ✦14.02 ✦Wodnik
✦Kobieta ✦Heteroseksualna ✦Amerykanka
✦Niebieskooka ✦Blondynka ✦167 cm wzrostu
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
✦Jillian wychowywała się w patologicznej rodzinie, w której na porządku dziennym panowała przemoc oraz upojenie alkoholowe. W wieku 12 lat zaczęła uciekać z domu, wciągnęła się w nieciekawe towarzystwo przez co kilka razy ściągnęła na siebie policję, a koniec końców i opiekę społeczną. Widząc w jakich warunkach musi mieszkać dziewczyna sporządzili odpowiedni raport i zabrali ją do domu dziecka. Spędziła tam kilka lat, aż w końcu w wieku 15 lat została adoptowana.
✦Jill od dziecka interesowała się muzyką, ale ze względu na warunki jakie miała w domu nie mogła pielęgnować swojej pasji. Dopiero, kiedy dołączyła do nowej rodziny nauczyła się grać na gitarze oraz pianinie. Muzyka sprawiała, że rzadko myślała o swojej przeszłości
✦Od czasu do czasu napisze jakąś piosenkę, ale jeszcze żaden jej tekst nie ujrzał światła dziennego
✦To, że trafiła do dobrej i zamożnej rodziny wcale nie znaczy, że została nagle grzeczną dziewczynką. Uwielbia imprezować, pić, a nawet sobie zapalić.
✦Jej jedyną zmorą jest woda. Nie potrafi pływać i zawsze musi czuć grunt pod nogami
✦Nigdy nie była poza Stanami Zjednoczonymi, dlatego jej największym marzeniem jest podróżowanie po świecie
✦Ma dwie blizny na ciele - jedna podłużna na lewym przedramieniu po tłuczonym szkle i druga na brzuchu po papierosie
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Usterka
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
--CORDI/ JESS -- 25 LAT -- 28 SIERPIEŃ -- PANNA --
-- BISEKSUALNA -- KOBIETA --
--- BRAT - Victor Andrew de Versage -- MATKA - Annabeth Melody de Versage -- OJCIEC - Alexander Andrew de Versage --
-- POPIELATE WŁOSY -- CZARNE OCZY -- 188 CENTYMETRÓW -- 70 KILOGRAMÓW --
-- TATUAŻE NA WIĘKSZOŚCI POWIERZCHNI CIAŁA-- PIERCING NAD WARGĄ ORAZ W SUTKACH --
-- DŁUGIE WŁOSY --
-- BISEKSUALNA -- KOBIETA --
--- BRAT - Victor Andrew de Versage -- MATKA - Annabeth Melody de Versage -- OJCIEC - Alexander Andrew de Versage --
-- POPIELATE WŁOSY -- CZARNE OCZY -- 188 CENTYMETRÓW -- 70 KILOGRAMÓW --
-- TATUAŻE NA WIĘKSZOŚCI POWIERZCHNI CIAŁA-- PIERCING NAD WARGĄ ORAZ W SUTKACH --
-- DŁUGIE WŁOSY --
Każdy ma swoją historię, a historia Cordi jest dosć prosta aczkolwiek bardzo konkretna. Jej rodzice są majętnymi osobami, ojciec bowiem posiada jedno z większych kasyn w Vegas, jej rodzicielka natomiast jest reżyserką filmową. Tej dwójki jednak nie połączyła miłość a pożytek jaki wyniknie z pieniędzy i sławy. Wobec siebie nie okazują miłości, co najwyżej przywiązanie i praktyczność. Nawet potrzeb seksualnych nie spełniają ze sobą a wynajmują odpowiednie osoby. W takim otoczeniu wyrosła mała Cordi wraz z młodszym bratem. Wszystkiego jej zakazywano, nie mogła się wyszaleć, jedynie w głowie jej było wpajane jak ważną jest osobą i ile obowiązku na niej ciąży. Cordi spełniała oczekiwania każdego zaniedbując swoją psyhikę, a apogeum sięgnęło kiedy w wieku siedemnastu lat wyjść za mąż. Stojąc na ślubnym kobiercu zrozumiała że jej ciało nie jest jej własnością nawet jej umysł zdawał się być odległy od rzeczywistości Wtedy sobie obiecała kilka rzecz, w śród nich było zostanie rozwódką i to jak najszybciej. Tak jak sobie obiecała, tak i też doprowadziła, w wieku dwudziestu lat pozbyła się ślubnych kajdanek. Odcięła się od rodziców w większości uciekając z rodzinnych stron, oczywiście nadal od czasu do czasu dzwoni do nich. Na jakiś tam sposób nadal ich kocha, jednak za dużo w swoim życiu musiała poukładać. Dziewczyna odkryła w sobie pasję do muzyki, a poczucie rytmu jakie dostała w darze od boskich sfer pozwoliło jej się świetnie odnaleźć jako perkusistka. Sama w sobie Cordi nie lubi mówić o swojej przeszłości, uważa, że żyje dopiero od momentu w jakim przyłączyła się do zespołu muzycznego. Lata ucisku uwolniły jej prawdziwy charakter, buntowniczą i pełna energii kobietkę która chce po prostu być wolna. Z powodów ów przeszłości i doświadczeń uważa że za nic nie chce być w związku, woli frywolne skakanie z kwiatka na kwiatek, a słowo miłość zna jedynie ze słownika i internetu.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Glen Gatlock
Glen jest jedynym synem Queenie i Mela Gatlocków. Jego matka jest nauczycielką angielskiego, natomiast ojciec nie żyje od kilkunastu lat, odszedł po długiej walce z depresją, która zaczęła się u mężczyzny jeszcze przed narodzinami syna.
Zaczął grać na gitarze w wieku dwunastu lat, gdy na strychu znalazł starą gitarę ojca. Wybłagał u matki, aby zapisała go na lekcję gry i po ponad pół roku rzępolenia jak ostatnia łamaga, zauważył u siebie nieznaczną poprawę. Obecnie wychodzi mu to całkiem nieźle. Przez wagary, powtarzał drugą klasę liceum, gdzie poznał Harry'ego. Przejawia niezdrową fiksację na punkcie Virgin Revolvers, ale wszyscy pogodzili się z myślą, że jest po prostu psychofanem ich muzyki. A przynajmniej większość.
Kiedy nie świruje na punkcie starszych panów i muzyki z poprzedniego stulecia, ma minę, jakby chciał umrzeć.
Zaczął grać na gitarze w wieku dwunastu lat, gdy na strychu znalazł starą gitarę ojca. Wybłagał u matki, aby zapisała go na lekcję gry i po ponad pół roku rzępolenia jak ostatnia łamaga, zauważył u siebie nieznaczną poprawę. Obecnie wychodzi mu to całkiem nieźle. Przez wagary, powtarzał drugą klasę liceum, gdzie poznał Harry'ego. Przejawia niezdrową fiksację na punkcie Virgin Revolvers, ale wszyscy pogodzili się z myślą, że jest po prostu psychofanem ich muzyki. A przynajmniej większość.
Kiedy nie świruje na punkcie starszych panów i muzyki z poprzedniego stulecia, ma minę, jakby chciał umrzeć.
- Insta, bo musi być:
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
22 lata12 marcaPerkusista
JUD CHAMETZKY
Amerykanin polsko-żydowskiego pochodzenia. Urodzony w Seattle, Waszyngton. Wychowany w rodzinie należącej do synagogi konserwatywnej. Obywatel Izraela. Sam określa się jako żyd świecki..
187 cm Czarne włosyciemne oczy
i
DATODATODATO
H I S TO R I A
Życie Judy należało do najzwyklejszych. Jego tato jest pośrednikiem nieruchomości, a mama pracuje jako księgowa w firmie produkującej meble. Dzieciństwo spędził w dzielnicy Capitol Hill w domu, w którym mieszkał z rodzicami i dziadkami. Dziadek, rabin pełną istotną rolę w jego wychowaniu. Młody Chametzky był lubiany wśród rówieśników, nie sprawiał kłopotów i dobrze się uczył, na tyle dobrze, że dostał się na Uniwersytet Południowej Kalifornii, na wydział inżynierii.
Jak wiele młodych Amerykanów w bractwie, Phi Sigma Kappa, został wciągnięty w wir mocno zakrapianych imprez, w których zupełnie się zatracił. To właśnie wtedy poznał Harre'go, siedemnastoletniego chłopca, który wbił na krzywy ryj na imprezę studencką, Dziwny zbieg okoliczności że ta dwójka się zaprzyjaźniła. Juda skończył studia, ale zamiast znaleźć prace w zawodzie i rozpocząć "prawdziwe, dorosłe życie" aktualnie dorabia sobie jako barman i w wolnych chwilach gra w Mucous Membranes. Takie decyzję sprawiły, że oddalił się od rodziców, którzy uważają, że marnuje życie
Miał niespełna dziesięć lat, gdy po obejrzeniu jakiegoś głupiego filmu o nastoletniej kapeli zapragnął perkusję. Przez wiele następnych miesięcy przy byle okazji prosił ten instrument. Dostał ją w końcu na dwunaste urodziny. Był taki szczęśliwy, że nie przejął się oswiadczeniem ojca, że ani w tym roku, ani w nastepnym nie ma co liczyć na inne prezenty.
Perkusja niezwykle pomogła mu podczas dorastania. Głośne, chaotycznie, wręcz wściekle odgłosy rozbrzmiewały w domy Chametzkych za każdym, gdy Judą targały przeróżne emocje. Zżył sie z tym instrumentem, aż tak bardzo, że przytargał go do innego stanu na campus, a po skończonych studiach upchał go w maleńkim mieszkanku wynajmowanym na spółkę z kumplem z bractwa..
Jak wiele młodych Amerykanów w bractwie, Phi Sigma Kappa, został wciągnięty w wir mocno zakrapianych imprez, w których zupełnie się zatracił. To właśnie wtedy poznał Harre'go, siedemnastoletniego chłopca, który wbił na krzywy ryj na imprezę studencką, Dziwny zbieg okoliczności że ta dwójka się zaprzyjaźniła. Juda skończył studia, ale zamiast znaleźć prace w zawodzie i rozpocząć "prawdziwe, dorosłe życie" aktualnie dorabia sobie jako barman i w wolnych chwilach gra w Mucous Membranes. Takie decyzję sprawiły, że oddalił się od rodziców, którzy uważają, że marnuje życie
Miał niespełna dziesięć lat, gdy po obejrzeniu jakiegoś głupiego filmu o nastoletniej kapeli zapragnął perkusję. Przez wiele następnych miesięcy przy byle okazji prosił ten instrument. Dostał ją w końcu na dwunaste urodziny. Był taki szczęśliwy, że nie przejął się oswiadczeniem ojca, że ani w tym roku, ani w nastepnym nie ma co liczyć na inne prezenty.
Perkusja niezwykle pomogła mu podczas dorastania. Głośne, chaotycznie, wręcz wściekle odgłosy rozbrzmiewały w domy Chametzkych za każdym, gdy Judą targały przeróżne emocje. Zżył sie z tym instrumentem, aż tak bardzo, że przytargał go do innego stanu na campus, a po skończonych studiach upchał go w maleńkim mieszkanku wynajmowanym na spółkę z kumplem z bractwa..
MiddietheVampireHunter
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie wiem jak się edytuje wiadomości, więc muszę napisać nową. Nie umiem też usuwać, więc sorki za spam XD
]
Tobias said your music taste is mid and that is probably true.♩♪♫♬~
I M I Ę: Tobias
N A Z W I S K O: Grand
W I E K: 21 lat
D A T A U R O D Z E N I E: 10.10
Z O D I A K: Baran
O R I E N T A C J A: Nigdy nie zarucha, więc jakie to ma znaczenie.
P O C H O D Z E N I E: Plymouth, Nowa Anglia
O J C I E C: Tommas Grand - prowadzi sklep wędkarski
M A T K A: Matia Grand - fotograf
R O D Z E Ń S T W O: Emily Grand [13 lat] - irytuje
W Z R O S T: 175 cm
W A G A: 63 kg
B U D O W A: Wykałaczki
C E R A: Blada, niezdrowa
K O L O R O C Z U: Zielone
K O L O R W Ł O S Ó W: Rudy
I N N E: Twarz, którą chciałbyś uderzyć, oczy, które patrzą na świat przez trawkę.
Tobias said your music taste is mid and that is probably true.♩♪♫♬~
I M I Ę: Tobias
N A Z W I S K O: Grand
W I E K: 21 lat
D A T A U R O D Z E N I E: 10.10
Z O D I A K: Baran
O R I E N T A C J A: Nigdy nie zarucha, więc jakie to ma znaczenie.
P O C H O D Z E N I E: Plymouth, Nowa Anglia
O J C I E C: Tommas Grand - prowadzi sklep wędkarski
M A T K A: Matia Grand - fotograf
R O D Z E Ń S T W O: Emily Grand [13 lat] - irytuje
W Z R O S T: 175 cm
W A G A: 63 kg
B U D O W A: Wykałaczki
C E R A: Blada, niezdrowa
K O L O R O C Z U: Zielone
K O L O R W Ł O S Ó W: Rudy
I N N E: Twarz, którą chciałbyś uderzyć, oczy, które patrzą na świat przez trawkę.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
H a r r y L y d o n - V i c i o u s
& G l e n G a t l o c k
& G l e n G a t l o c k
Gdyby ktoś pytał, Harry nie był kimś, kogo chce się mieć za kierownicą, kiedy jest wkurzony. Zdecydowanie. Wynajęty przez Lydona z podejrzanej wypożyczalni aut van, sprawiał wrażenie, że na kolejnym zakręcie stanie się ich blaszaną trumną, zgniecioną jak puszka po napoju. Wyjechali właśnie z jakiegoś miasteczka, gdzie psy szczekają dupami i kierowali się na południe, gdzie według GPS-u miał znajdować się ich cel podróży - hotel z prywatnym jeziorem. Miejsce konkursu Munson Records.
- Słuchaj-! Nie, posłuchaj mnie, you cocksucker! - jedną ręką trzymał kierownicę, drugą przyciskał telefon do ucha. To właśnie rozmowa telefoniczna wprawiła go w tak okropny nastrój.
Zaspany Glen otworzył oczy i przeciągnął się. Przespał większość pirackiej jazdy basisty, ale głośne wykrzyczenie czegoś o penisach, skutecznie go rozbudziło. Przetarł oko pięścią.
- Na kogo Brytol się drze? - spytał pozostałą dwójkę.
- Goddamn! A żeby cię kapitalizm dojechał! - darł się dalej brunet.
- A... Z ojcem. - westchnął i zamknął oczy, gotowy wrócić do spania. Nie miał problemów ze spanie w przy głośnej muzyce. Darcie jadaczki Harry'ego też nie stawało mu na drodze do drzemki.
- Jak będę, kurwa, chciał! - na chwilę zamilkł, marszcząc mocno brwi - ... Ja ciebie też. A teraz się pierdol, staruchu. - rozłączył się i rzucił komórkę na czyjeś kolana. Nie powiedział czemu rozmowa ze staruszkiem go zdenerwowała, ale plusem było to, że chociaż zwolnił i nie stwarzał zagrożenia rozpieprzenia się na jakimś drzewie albo innej przeszkodzie na poboczu.
Kilkanaście minut później, zatrzymał pojazd na żwirowym podjeździe, wzbijając chmurę kurzu. Mocno szarpiąc klamkę, otworzył drzwi i wysiadł z vana, zadzierając głowę do góry, aby przyjrzeć się pokaźnemu kurortowi. Uśmiechnął się.
- Myślałem, że w Pensylwani mają tylko stare zamczyska i domy jak ze średniowiecza. - przebąknął Glen, mrużąc oczy od nadmiaru światła.
Harry spojrzał na niego, jak na kretyna i pokręcił głową. Zamknął z głośnym hukiem drzwi od strony kierowcy i zarządził wyciągnięcie swoich rzeczy z bagażnika. Nim zdążyli się całkowicie rozpakować, wyszedł im na spotkanie widocznie zmęczony życiem boy hotelowy w towarzystwie rozpromienionego przedstawiciela wytwórni muzycznej. Uścisnął każdemu z nich dłonie, powiedział jak to on się nie cieszy, że przybyli i inne takie. Poinformował ich, że póki co, nie wszystkie kapele przybyły i na razie mają czas wolny, a wieczorem czeka ich kolacja z wieczorkiem zapoznawczym. Brzmiało to trochę jak pierwszy wieczór na obozie letnim dla dzieci. Dwadzieścia minut później stali już pod swoim pokojem, każdy z kompletem kluczy do drzwi. Niestety obsługa hotelowa to taka dwa na dziesięć, bo pan Boy zostawił im wózek z bagażami pod drzwiami i gdzieś uciekł. Lydonowi zdecydowanie to nie przeszkadzało. Zawsze jak był z ojcami w jakimś hotelu za dzieciaka, wykradał te wózki i jeździł nimi po hotelowych korytarzach, aż go ktoś nie złapał i nie zatargał do rodziców.
Tym razem nie było tu żadnych rodziców, a on jest już poważnym muzykiem-rockmanem... Może sobie tym jeździć i nikt go do starych nie zaprowadzi.
Weszli do środka i całe podniecenie spadło do poziomu podłogi. Na pierwszy rzut oka wyglądało to nieźle - duże okno na pół przeciwległej ściany z widokiem na jezioro, przeszklone wyjście na balkon, ładny salon z dwiema kanapami i telewizorem, drzwi do łazienki, mini lodówka. Problemem była za to wnęka sypialniana. Były tam dwa duże łóżka małżeńskie.
- ... to chyba jakieś jaja... - mruknął z niezadowoleniem brunet.
Glen zerknął na pokój i wzruszył ramionami.
- Możemy spać parami albo dwóch na kanapach, dwóch w łóżkach. - stwierdził lakonicznie.
Lydon oblizał nerwowo wargi, a następnie przygryzł dolną od środka.
- Aha. Rzeczywiście. - prychnął - Glen, zostań i pilnuj bagaży. Ja idę do recepcji, spróbuję coś z tym zrobić. Idzie ktoś ze mną? - spytał, zerkając na kumpli przez ramię, nim wyszedł na korytarz.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Mels Haley
W samochodzie rozbrzmiewała playlista złożona z ulubionych utworów członków Rotem Delta. Melissa świetnie się bawiła śpiewając, nucąc i wystukując rytm na kolanach. Poruszała się w takt zmieniających się melodii na tyle na ile pozwalało jej ograniczone miejsce i pozycja siedząca. Parę razy przekręciła niektóre słowa piosenek wybuchając przy tym wesołym, zarażającym śmiechem. W pewnym momencie zauważyła w lusterku wstecznym wzrok wynajętego kierowcy, który miał zawieźć ich z lotniska do kurortu, w którym będzie odbywać się konkurs. Złapała jego spojrzenie, przegryzła delikatnie dolną wargę, a następnie uniosła brwi. Młody mężczyzna się speszył, a ona rozbawiona uśmiechnęła się szeroko. Może była naiwna, ale miała naprawdę dobre przeczucia jeśli chodzi o dzisiejszy dzień, a pozytywne nastawienie wręcz z niej emanowało.
Auto zatrzymało się na żwirowej drodze tuż pod kurortem. Gdy zespół wypakowywał bagaże, kierowca zaczepił Mels odciągając ją na bok. Wymienił z nią parę słów. Próbował flirtować i dziewczyna musiała przyznać, że nawet całkiem dobrze mu to wychodziło, mimo to w chwili kiedy poprosił ją o numer telefonu zaciumkała cicho kręcąc głową. Z wyglądu nie był najgorszy, nawet przystojny, wysoki, prawdopodobnie przed trzydziestką, ale nie był to pułap, w który celowałaby Melissa.
– No, nie żartuj sobie chłopce. – Odparła rozbawiona. Widząc nietęgą minę mężczyzny wyciągnęła z torby banknot studolarowy, a następnie, trzymając go miedzy palcem wskazujący, a środkowym, pomachała nim kierowcy przed nosem.– Napiwek na osłodę. – Dodała wkładając pieniądz do przedniej kieszeni jego spodni. Może chciałby jeszcze coś powiedzieć, ale dziewczyna przestała już zwracać na niego uwagę.
Wróciła do grupy znajomych, którzy właśnie rozmawiali z jakimś obcym mężczyzną . Ze strzępków jakie zdołała usłyszeć zrozumiała, że stoi przed nimi przedstawicielem Munson Records.
– Nie wykosztowaliście się za bardzo na ten hotelik, prawda? Mam nadzieje, że nie ma tu chociaż karaluchów – Rzuciła na przywitanie. Dobrze wiedziała, że raczej nie powinna się tak zwracać do tego faceta, ale nie za bardzo ją to obchodziło. Kurort może i był porządny, ale już na pierwszy rzut oka odstawał od standardów do których była przyzwyczajony. Przedstawiciel wytwórni, kryjąc zdziwienie, starał obrócić jej słowa w żart. W odpowiedzi uniosła jedynie lewą brew.
– Mogłam chociaż przelecieć tego szofera. – Zwróciła się do Cordi, gdy obie stały przed kontuarem recepcji dopełniając wszystkie formalności związane z zameldowaniem. Recepcjonistka spojrzała na nie zgorszona, a Melissa posłała jej przesłodzony uśmieszek. – Był całkiem przystojny.
Po drodze do pokoju, który mieli przydzielony wypytywała znajomych o czym rozmawiali z przedstawicielem Munsonsów zanim do nich dołączyła. W pewnym momencie nagle się zatrzymała.
–No proszę, proszę. – Zawalała za brunetem, który właśnie wyminął ich na korytarzu. –Słynny pan Lyndon-Vicious – Stanęła przed chłopakiem. W jej głosie można było słyszeć nutkę kpiny, ale uśmiechała się przy tym niezwykle uroczo. –Tatusiowie cię przywieźli? Przygotowali już strój, w którym odbierzesz nagrodę za ich nazwisko? Hmm?
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Czekałam 4h, aż ktoś inny napisze, ok? XD
Zostawił otwarte na oścież drzwi, żeby chłopaki mogli za nim pójść, gdyby zechcieli i zamaszystym krokiem ruszył przez korytarz. Minął grupkę ludzi, pewnie inną kapelę, nie zwracając na nich większej uwagi. A przynajmniej do momentu, kiedy jedna z nich nie postanowiła go zaczepić. Zatrzymał się, uniósł oczy do nieba, jakby pytał "Holly shit, za jakie grzechy?" i obrócił się przodem do średnio znanej mu kapeli. Niby przeglądał skład pozostałych zespołów, które się zakwalifikowały, tak jak oni, do tego pseudo Camp Rocka, ale nie widział zdjęć, kojarzył może kilka nazwisk i część nazw.
Zmierzył znudzonym spojrzeniem dziewoję, co to postanowiła zwrócić na siebie jego uwagę. Standardowy problem Harry'ego? Jest wysoki. Cholernie wysoki. Zazwyczaj, gdy chce porozmawiać z płcią piękną, musi trzymać głowę pod niewygodnym kątem, aby móc patrzeć im w twarz. Niewygodnym kątem dla niego, oczywiście. Kwestia sporna i tak dalej. Więc jak zwykle, opuścił głowę, aby spojrzeć na dziewczynę przed nim i spojrzał jej w te jej ciemne jak czarna dziura oczy, zastanawiając się czy wdawać się w dyskusje, czy być ponad to i po prostu sobie pójść.
Nie byłby synem swoich ojców, gdyby wybrał to drugie.
- Ja wybieram sobie ubrania sam, love. Ty nie? - uniósł brew - Jak chcesz autograf Lydona albo Viciousa to idź na jebany koncert Bloody Bastards i wbiegnij za kulisy. Jeśli dotrzesz do nich szybciej, niż ochroniarz do ciebie, to może nawet podpiszą ci się na staniku, Wazzock. - uniósł dłoń, formując paluszki w ten mniej znany odłam faka z użyciem dwóch palców zamiast jednego, uśmiechnął się krzywo i odwrócił się plecami do zgromadzenia.
Mając nadzieję, że będzie to koniec rozmowy, wznowił swoją wędrówkę do recepcji, żeby zrobili coś z tymi cholernymi łóżkami i ich pokojem. Stanął przed windą, wciskając guzik, żeby ją przywołać i czekając na jej przyjazd, wyciągnął telefon. Przez całe to zamieszanie nie usłyszał dzwonka ani nawet nie poczuł wibracji, gdy dostał SMS-a od Simona. Uśmiechnął się pod nosem, czytając, że wprawił drugiego ojca w niezłe wkurwienie rozmową telefoniczną sprzed kilkudziesięciu minut.
H a r r y L y d o n - V i c i o u s
Zostawił otwarte na oścież drzwi, żeby chłopaki mogli za nim pójść, gdyby zechcieli i zamaszystym krokiem ruszył przez korytarz. Minął grupkę ludzi, pewnie inną kapelę, nie zwracając na nich większej uwagi. A przynajmniej do momentu, kiedy jedna z nich nie postanowiła go zaczepić. Zatrzymał się, uniósł oczy do nieba, jakby pytał "Holly shit, za jakie grzechy?" i obrócił się przodem do średnio znanej mu kapeli. Niby przeglądał skład pozostałych zespołów, które się zakwalifikowały, tak jak oni, do tego pseudo Camp Rocka, ale nie widział zdjęć, kojarzył może kilka nazwisk i część nazw.
Zmierzył znudzonym spojrzeniem dziewoję, co to postanowiła zwrócić na siebie jego uwagę. Standardowy problem Harry'ego? Jest wysoki. Cholernie wysoki. Zazwyczaj, gdy chce porozmawiać z płcią piękną, musi trzymać głowę pod niewygodnym kątem, aby móc patrzeć im w twarz. Niewygodnym kątem dla niego, oczywiście. Kwestia sporna i tak dalej. Więc jak zwykle, opuścił głowę, aby spojrzeć na dziewczynę przed nim i spojrzał jej w te jej ciemne jak czarna dziura oczy, zastanawiając się czy wdawać się w dyskusje, czy być ponad to i po prostu sobie pójść.
Nie byłby synem swoich ojców, gdyby wybrał to drugie.
- Ja wybieram sobie ubrania sam, love. Ty nie? - uniósł brew - Jak chcesz autograf Lydona albo Viciousa to idź na jebany koncert Bloody Bastards i wbiegnij za kulisy. Jeśli dotrzesz do nich szybciej, niż ochroniarz do ciebie, to może nawet podpiszą ci się na staniku, Wazzock. - uniósł dłoń, formując paluszki w ten mniej znany odłam faka z użyciem dwóch palców zamiast jednego, uśmiechnął się krzywo i odwrócił się plecami do zgromadzenia.
Mając nadzieję, że będzie to koniec rozmowy, wznowił swoją wędrówkę do recepcji, żeby zrobili coś z tymi cholernymi łóżkami i ich pokojem. Stanął przed windą, wciskając guzik, żeby ją przywołać i czekając na jej przyjazd, wyciągnął telefon. Przez całe to zamieszanie nie usłyszał dzwonka ani nawet nie poczuł wibracji, gdy dostał SMS-a od Simona. Uśmiechnął się pod nosem, czytając, że wprawił drugiego ojca w niezłe wkurwienie rozmową telefoniczną sprzed kilkudziesięciu minut.
Fojbe
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
LUKA HAUKE
,,Rode down the highway. Broke the limit, we hit the town. Went through to Texas, yeah, Texas, and we had some fun.’’ Wokoło rozbrzmiewały wrzaskliwe dźwięki AC/DC, podczas gdy Luka drzemał sobie w najlepsze wśród tego krzyku. Wcale nie przeszkadzały mu ostre riffy gitarowe, ani piskliwo-zachrypnięty głos wokalisty. Wprost przeciwnie – bujały go, niczym najlepsza kołysanka. Byłoby nie do przyjęcia, gdyby ze słuchawek poleciało coś w stylu ,,Mrugaj, mrugaj gwiazdko ma’’. Umarłby. Chyba, że rockowy cover, a taki też miał na swojej playliście.
Wyglądał dość zwyczajnie, przynajmniej jak na niego, z tą swoją zwichrzoną blond czupryną i lekko rozchylonymi wargami, rozwalony niechlujnie na siedzeniu. Często miewał zatkany nos – katar stał się już czymś standardowym, na co nie zwracał ogromnej uwagi. Dawało to oczywiście efekt w postaci chrapania, lecz również ono mu nie przeszkadzało. W końcu spał, więc sam tego nie słyszał. Inni musieli się martwić.
Dźwięki muzyki skutecznie zagłuszały… kłótnię? Raczej rozmowę. Normalna dyskusja. W każdym razie nie słyszał głosu Harry’ego, polemizującego ze swoim ojcem. Jednym z dwóch. Swoją drogą – Simona zdążył poznać dość dobrze, ale raczej chodziło o tego drugiego w tym przypadku.
Obudziło go dopiero szarpnięcie zatrzymanego vana. Przez chwilę nie wiedział gdzie jest i zaczął gorączkowo się rozglądać. Wreszcie jego wzrok padł na telefon, na kolanach. Co jest, kurwa? – mruknął leniwie. Odrzucił go z powrotem, na miejsce kierowcy. Wyjął słuchawki z uszu. Przeczesał palcami włosy oraz pociągnął nosem.
Zaletą wokalu był brak targania ze sobą ciężkich instrumentów, toteż miał o wiele łatwiej przy zanoszeniu bagaży do ośrodka. Oznaczało to więcej sił na patrzenie na Glena z politowaniem.
- Rusz kiedyś dupę poza czubek własnego nosa - rzucił, wymijając go, aby sięgnąć po swoją walizkę. Uwielbiał tych gości – całą trójkę – do szpiku kości, ale nie mógł się powstrzymać, jeśli chodziło o złośliwości w stronę Gatlocka.
Usłyszał czas wolny – cała reszta stała się nieważna. Wolał jednak mieć za sobą zanoszenie rzeczy do pokoju, więc złapał dzielnie za rączkę i poszedł jak grzeczny chłopiec tuż za Harrym. Miejsce wyglądało nieźle – bywał już w gorszych. Nierzadko na własne życzenie lądował na kompletnym dnie, lecz to już materiał na inną historię. Spodziewał się jednak kilku domków letniskowych, a tam mieli pokaźnych rozmiarów hotel. W sumie więc trafili powyżej jego oczekiwań.
Nie wiedział co może być takie szokujące w ich nowej sypialni, dopóki nie wychylił się poza ramię przyjaciela. Musiał przetrzeć oczy, żeby zrozumieć, iż już nie śpi, a oni właśnie dostali tylko dwa łóżka. Cóż – rozkładał się nieraz na podłodze, innym razem dzielił pokój z jedenastoma innymi facetami, w domu załatwianym przez agencję. Tego jeszcze nie grali. Ciekawe, choć lekko niepokojące.
- Ja pójdę. – Wzruszył ramionami – I tak chciałem zapalić, to przy okazji powyzywamy kilku recepcjonistów od szmat. – Wyciągnął nową paczkę papierosów, a kiedy się obrócił, chłopaka już nie było. No tak. Westchnął.
Kiedy za nim wyszedł, on już urządzał sobie pogawędki z jakąś laską na korytarzu. Podszedł bliżej, choć nie wyglądał na zainteresowanego tym, co mówią.
- O. Widzisz, Haruś? Groupie pojadą za tobą wszędzie. – Jednocześnie oklepywał kieszeń spodni, aby sprawdzić czy ma przy sobie zapalniczkę. Dopiero, gdy ją wyczuł, dołączył do basisty. W tamtym momencie zadzwonił jego telefon. Przeklął, widząc, kto dzwoni.
- Co tam, Nanny? Próbowałem się do ciebie dobić jakieś dwie godziny temu.
- Hej, Lucy – odezwał się głos po drugiej stronie – Byłam z Victorem na spacerze. Coś się stało?
- Właściwie to nie… Chciałem tylko zapytać… gadałaś ostatnio z sama-wiesz-kim? – Przełknął ślinę. Zwiesił na chwilę głowę, czekając na jej odpowiedź.
- Z państwem Voldemort? Tak, ale… Lucy, minęły cztery lata. Po prostu zadzwoń. Wiesz, ona na pewno tęskni i…
- Nie. I jeszcze raz nie. Wykluczone.
- Hej… po prostu spróbuj, dobrze? Może się zaskoczysz.
- Wiesz, że nie ma takiej opcji? To oni zerwali ze mną, nie na odwrót.
- Ale mimo wszystko. Halo? Czytam ci w myślach. Nie rozłączaj się. Nie zachowuj się jak dziecko. – Oczywiście, iż się rozłączył. Zerknął kątem oka na Harry’ego, na jego zadowoloną minę.
- To co? Mam od razu wyskakiwać z mordą czy czekać na jakiś znak? - zapytał, jak gdyby nigdy nic.
Usterka
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Cordyllia przez całą drogę właściwie niewiele mówiła. Starała się jak najbardziej ukryć resztki migreny jaka krążyła po jej głowie. Wzięła nawet ze sobą parę swoich ulubionych okularów byleby ukryć się przed blaskiem słońca. Swoją drogą alergia jaką miała na nie wcale nie ułatwiało jej funkcjonowania. Czuła się pieprzony wampir w tym wszystkim. Nie chciała jednak psuć zabawy Mels widząc jak świetnie bawi się śpiewając to też poruszała głową w rytm utworów jakie leciały. Wszystkie znała na pamięć, a co najważniejsze- znała każde swoje potknięcia. Bezbłędnie wyłapywała kiedy podczas gry jej ręka wybiła się o milisekundy z rytmu. Kolejne przekleństwo? Perfekcjonizm. Jak ona tego nienawidziła! Niestety wypiła to z mlekiem matki. W myślach więc zajmowała się jak mogła odliczaniem czasu do opuszczenia samochodu. Nie, nie zarzyga tym razem samochodu. Nie tym razem. Wdech i wydech, tak niewiele brakowało.
W końcu! Cholera, po wyjściu Cordi brała głębokie wdechy i wydechy ratując swą godność i nie tylko. W końcu jednak ciało chyba zrozumiało jak ważny był teraz czas oraz prezencja to też po powolnym wyprostowaniu się kobieta mogła wzrokiem rozejrzeć się po otoczeniu. W tym momencie ktoś podszedł, przedstawił się? Cóż, Cordi z uśmiechem przytakiwała, coś zdawkowo mrucząc od czasu do czasu. Cholera, jak bardzo chciała się położyć! W końcu obok niej pojawiła się Mels, zaś jej uwaga wywoła spore prychnięcie rozbawienia.
- Uwielbiam twoje wejścia do towarzystwa, ale to ci już chyba nieraz mówiłam. - nie mówiąc nic więcej postanowiła pobawić się w tą cichą i milczącą, która to stoi w cieniu i wygląda jak wcielenie Batmana. Ta rola na ten moment najbardziej jej odpowiadała. W końcu jednak ku wielkiej uldze mogli ruszyć się dalej. Papierki, papierki, więcej papierków....
- Hmmmm wiesz co, mam ostatnio dni płodne i chcicę jak cholera, myślę tylko dołem, więc ciężko mi ocenić realnie...
Tabu? Nie, nie istniało coś takiego dla tej konkretnej osoby. Pełna bezpośredniość zdecydowanie bardziej jej odpowiadała. Na zgorszone spojrzenie odpowiedziała jedynie lekkim grymasem, nie poświęciła jednak więcej uwagi tej tutaj. Gotowa była wziąć nawet przyjaciółkę niczym Shrek Fionę, i zaciągnąć do pokoju byleby leżeć już i nie musieć żadnych świstków załatwiać.
-Zignoruj dzieciii... Daaajcie mi cholerny pokój i cholerne łóżko, kurwa oddam pół świata i dziewictw...... - tu nastąpił moment przerwania i zmarszczenia brwi po czym wyjątkowo pogodny śmiech -Dobra, nie oddam czegoś czego nie mam już... Uznajmy że tego nie mówiłam![
Na krótką chwilę zdobyła się na siły by wyjść z trybu "jestem mrokiem, jestem nocą i batmanem w cieniu". Finalnie wkurwiona zdjęła już z nóg obcasy które tylko utrudniały chodzenie. Jak na tak wysoką osobę Cordi i tak uwielbiała chodzić w takowym obuwiu chociażby ze względu na to, że mogła patrzeć na większość ludzi z minimalną wyższością osoby wyżej, oraz odstraszać słabsze osobniki.
-Meeels, zrób mi gps na łóżko?
Na oślep machnęła jakby rzeczywiście próbowała ustawić system. Och, zdecydowanie potrzebowała połozyć się, a gotowa była zabić każdego, kto chociaż śmie otworzyć usta podczas jej odpoczynku.
W końcu! Cholera, po wyjściu Cordi brała głębokie wdechy i wydechy ratując swą godność i nie tylko. W końcu jednak ciało chyba zrozumiało jak ważny był teraz czas oraz prezencja to też po powolnym wyprostowaniu się kobieta mogła wzrokiem rozejrzeć się po otoczeniu. W tym momencie ktoś podszedł, przedstawił się? Cóż, Cordi z uśmiechem przytakiwała, coś zdawkowo mrucząc od czasu do czasu. Cholera, jak bardzo chciała się położyć! W końcu obok niej pojawiła się Mels, zaś jej uwaga wywoła spore prychnięcie rozbawienia.
- Uwielbiam twoje wejścia do towarzystwa, ale to ci już chyba nieraz mówiłam. - nie mówiąc nic więcej postanowiła pobawić się w tą cichą i milczącą, która to stoi w cieniu i wygląda jak wcielenie Batmana. Ta rola na ten moment najbardziej jej odpowiadała. W końcu jednak ku wielkiej uldze mogli ruszyć się dalej. Papierki, papierki, więcej papierków....
- Hmmmm wiesz co, mam ostatnio dni płodne i chcicę jak cholera, myślę tylko dołem, więc ciężko mi ocenić realnie...
Tabu? Nie, nie istniało coś takiego dla tej konkretnej osoby. Pełna bezpośredniość zdecydowanie bardziej jej odpowiadała. Na zgorszone spojrzenie odpowiedziała jedynie lekkim grymasem, nie poświęciła jednak więcej uwagi tej tutaj. Gotowa była wziąć nawet przyjaciółkę niczym Shrek Fionę, i zaciągnąć do pokoju byleby leżeć już i nie musieć żadnych świstków załatwiać.
-Zignoruj dzieciii... Daaajcie mi cholerny pokój i cholerne łóżko, kurwa oddam pół świata i dziewictw...... - tu nastąpił moment przerwania i zmarszczenia brwi po czym wyjątkowo pogodny śmiech -Dobra, nie oddam czegoś czego nie mam już... Uznajmy że tego nie mówiłam![
Na krótką chwilę zdobyła się na siły by wyjść z trybu "jestem mrokiem, jestem nocą i batmanem w cieniu". Finalnie wkurwiona zdjęła już z nóg obcasy które tylko utrudniały chodzenie. Jak na tak wysoką osobę Cordi i tak uwielbiała chodzić w takowym obuwiu chociażby ze względu na to, że mogła patrzeć na większość ludzi z minimalną wyższością osoby wyżej, oraz odstraszać słabsze osobniki.
-Meeels, zrób mi gps na łóżko?
Na oślep machnęła jakby rzeczywiście próbowała ustawić system. Och, zdecydowanie potrzebowała połozyć się, a gotowa była zabić każdego, kto chociaż śmie otworzyć usta podczas jej odpoczynku.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Mels Haley
i gdzieś tam JudaDo Lyndona - Viciousa dołączył najprawdopodobniej kolega z zespołu. Wysoki blondyn o piwnych oczach. Och, czyżby przybyła kawaleria Spojrzała na niego z politowaniem, a przy wzmiance o groupies uniosła lewą brew. Postanowiła nawet nie komentować obecności drugiego z członków Mucous Membrane. Skupiła swoją uwagę na ich liderze. Przez różnice w ich wzroście musiała musiała odchylić głowę do tyłu, ale mimo tego, że Harrison nad nią górował to ona patrzyła na niego z góry. Przewróciła oczami słysząc jego odpowiedzieć. Żenujące, ale nie spodziewała się po tym chłopcu niczego więcej. Z drugiej strony, fakt, że chłopaka bardziej ubodła insynuacja o wybieraniu strojów przez rodziców niż otrzymaniu nagrody za nazwisku był interesujący.
– Uroczo. Przynajmniej nie zaprzeczasz, że jeśli wygracie to tylko dzięki przebrzmiałej sławie ojców. - Rzuciła spokojnie. W jej oczach błysnęło zadowolenie.
Jej uwagę przykuła Cordi. Mels uśmiechnęła się i pokręciła rozbawiona głową na wzmiankę o dziewictwie. Przyjrzała się zawieszce z kluczami otrzymanymi przy recepcji, a następnie rozejrzała po korytarzu. Dopiero teraz zauważyła chłopaka o czarnych, kręconych włosach opierającego się o framugę otwartych drzwi z których chyba chwile temu wyszedł Lyndon - Vicious. Napotykając spojrzenie Mels brunet przyłożył dwa palce do skroni i niechlujnie zasalutował. Posłała mu w odpowiedzi najbardziej sztuczny, przesłodzony uśmiech na jaki tylko potrafiła się zdobyć.
– To tutaj. – Zwróciła się do perkusistki, nieco zniechęcona wskazując na drzwi tuż obok niepoznanego z imienia Loczka . Wychodziło na to, że będą zajmować pokój Mucous Membrane. Trudno, powiedziała co chciała Lyndonowi, teraz może już ignorować tą marną kapelkę.
–A łóżko potrzebne ci jest do spania? Mam parę pomysłów jak mogłybyśmy się odprężyć po podroży. Poradziłabym sobie sama, ale towarzystwem nie pogardzę. – Melissa nigdy przed nikim nie przyzna jak ogromnie stresuje ją ten konkurs. Znała tylko dwa sposoby, aby ten stres skutecznie rozładować. Jeden z nich był nieosiągalny, więc pozostał jedynie stary, dobry seks.
Czuła na sobie wzrok nieodzywającego się do tej pory chłopaka. Spojrzała na niego otwierając drzwi do zajmowanego przez jej zespół pokoju.
–Co jest loczek, chcesz się przyłączyć? – Brunet przebiegł wzrokiem po twarzach pozostałych członków Rotem Delta.
–Juda. – Przedstawił się. – Brzmisz zachęcająco – Dodał. Odwrócił się do znajomych z zespołu. – Może zawrzyjmy nowe przyjaźnie zamiast tej wrogość? Nie lepiej od razu zakopać ten topór wojenny? – Drugie pytanie skierował do Melissy. Dziewczyna miała jednak poważniejszy problem niż jakiś wymądrzający się dupek.
Pokój Rotemów składał się z niedużego salonu i jedynie dwóch par drzwi. Szybko sprawdziła co się za nimi kryje.Jedne z nich prowadziły do maleńkiej łazienki, a drugie do jedynej w pseudoapartamencie sypialni. Jedno łóżko na cztery osoby.
- Ten marny hoteli to jakaś kpina.- Pokręciła z niedowierzeniem głową.-Dajcie chwilę załatwię nam prawdziwy pokój- Rzuciła do znajomych kierując sięw stronę windy.
– Uroczo. Przynajmniej nie zaprzeczasz, że jeśli wygracie to tylko dzięki przebrzmiałej sławie ojców. - Rzuciła spokojnie. W jej oczach błysnęło zadowolenie.
Jej uwagę przykuła Cordi. Mels uśmiechnęła się i pokręciła rozbawiona głową na wzmiankę o dziewictwie. Przyjrzała się zawieszce z kluczami otrzymanymi przy recepcji, a następnie rozejrzała po korytarzu. Dopiero teraz zauważyła chłopaka o czarnych, kręconych włosach opierającego się o framugę otwartych drzwi z których chyba chwile temu wyszedł Lyndon - Vicious. Napotykając spojrzenie Mels brunet przyłożył dwa palce do skroni i niechlujnie zasalutował. Posłała mu w odpowiedzi najbardziej sztuczny, przesłodzony uśmiech na jaki tylko potrafiła się zdobyć.
– To tutaj. – Zwróciła się do perkusistki, nieco zniechęcona wskazując na drzwi tuż obok niepoznanego z imienia Loczka . Wychodziło na to, że będą zajmować pokój Mucous Membrane. Trudno, powiedziała co chciała Lyndonowi, teraz może już ignorować tą marną kapelkę.
–A łóżko potrzebne ci jest do spania? Mam parę pomysłów jak mogłybyśmy się odprężyć po podroży. Poradziłabym sobie sama, ale towarzystwem nie pogardzę. – Melissa nigdy przed nikim nie przyzna jak ogromnie stresuje ją ten konkurs. Znała tylko dwa sposoby, aby ten stres skutecznie rozładować. Jeden z nich był nieosiągalny, więc pozostał jedynie stary, dobry seks.
Czuła na sobie wzrok nieodzywającego się do tej pory chłopaka. Spojrzała na niego otwierając drzwi do zajmowanego przez jej zespół pokoju.
–Co jest loczek, chcesz się przyłączyć? – Brunet przebiegł wzrokiem po twarzach pozostałych członków Rotem Delta.
–Juda. – Przedstawił się. – Brzmisz zachęcająco – Dodał. Odwrócił się do znajomych z zespołu. – Może zawrzyjmy nowe przyjaźnie zamiast tej wrogość? Nie lepiej od razu zakopać ten topór wojenny? – Drugie pytanie skierował do Melissy. Dziewczyna miała jednak poważniejszy problem niż jakiś wymądrzający się dupek.
Pokój Rotemów składał się z niedużego salonu i jedynie dwóch par drzwi. Szybko sprawdziła co się za nimi kryje.Jedne z nich prowadziły do maleńkiej łazienki, a drugie do jedynej w pseudoapartamencie sypialni. Jedno łóżko na cztery osoby.
- Ten marny hoteli to jakaś kpina.- Pokręciła z niedowierzeniem głową.-Dajcie chwilę załatwię nam prawdziwy pokój- Rzuciła do znajomych kierując sięw stronę windy.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
J I L L W H I T E M O R E
Jill wpatrywała się w tło zmieniającego się krajobrazu pogrążona w myślach. Zupełnie nie przeszkadzało jej śpiewanie Melissy, które zeszło na dalszy plan w jej podświadomości. Cały czas swoją decyzję o wyjeździe na obóz zostawiała pod znakiem zapytania. Nie chciała jednak swoim dość kiepskim nastrojem psuć nastawienia reszty zespołu i wiedziała, że powinna sobie z tym wszystkim poradzić sama. Zresztą tak jak zawsze.
Z głębokiego zamyślenia wyrwała ją dopiero zmiana podłoża po której jechali. Żwir zaskrzeczał pod kołami samochodu wznosząc w powietrze delikatną chmurę pyłu, który osiadł na szybie. Chwilę później byli już na miejscu. Blondynka od razu wysiadła z auta czując jakby zaraz tyłek jej miał odpaść. Co jak co ale zdecydowanie nie była przyzwyczajona do zbyt długich jazd. Zupełnie nie spodziewała się takiego hotelu pośrodku…. Właściwie niczego. Zaraz potem podszedł do nich przedstawiciel wytwórni muzycznej i opowiedział im po krótce o dzisiejszym harmonogramie. Jillian zerknęła na hotelowego boya, który ładował na wózek ich bagaże uważnie ilustrując wzrokiem jego ruchy, kiedy to jego łapska spoczęły na jej gitarze.
-Hej! Dupku! Może trochę ostrożniej, co?! To delikatny sprzęt! – warknęła odchodząc ze zgromadzenia i niemalże wyrywając pracownikowi futerał.
-Ja to wezmę – mruknęła posyłając mu jeszcze nieprzyjemne spojrzenie. To była jej ukochana gitara, którą miała od początku swojej przygody z muzyką. I niech tylko pan chroni tych, którzy ośmielą się cokolwiek zrobić z jej ukochanym instrumentem.
Odetchnęła cicho i wraz z pozostałymi ruszyła do hotelu. Kiedy dopełnili ostatnich formalności zostały pokierowane do windy na górę, a kiedy znaleźli się na odpowiednim piętrze oczywiście nie mogło obejść się bez żadnej jatki wywołanej przez Mel. Jill nie mogła powstrzymać się od przewrócenia oczami słysząc jej docinkę.
-Oj błagam co to ma być? Przedszkole? – mruknęła pod nosem. Czasami miała wrażenie, że dziewczyna zachowuje się jak typowa nastolatka za czasów liceum. Dziękowała w duchu, że ta wymiana zdań nie trwała zbyt długo i już po chwili znaleźli się pod odpowiednim pokojem.
-Tylko błagam znajdźcie sobie osobny pokój na te igraszki – rzuciła w kierunku dziewczyn i skrzywiła się widząc tylko jedno łóżko. Czy to miał być jakiś żart? Już lepsze byłyby drewniane domki.
-Świetnie… To niech Mels pomacha im pieniędzmi przed twarzą i pogrozi tatusiem, a ja w tym czasie idę na dół zapalić. Jakbym nie zdążyła do czasu jak dadzą nam nowe lokum to piszcie – puściła im oczko i skierowała się na dół. Chciała przy okazji trochę zwiedzić okolicę tego obiektu. Obóz obozem, ale miała też w głębi nadzieję, że nie będzie tutaj powiewało nudą. Od razu kiedy znalazła się na zewnątrz wyciągnęła z torby paczkę papierosów i odpaliła jednego zaciągając się dymem.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
H a r r y L y d o n - V i c i o u s
- Spoko, jak wy wygracie, nie będę się rzucał. - wywrócił oczami - Jeszcze zcancelują mnie na Twitterze za atakowanie kobiet albo czarnych. - boże, co za baba... Właśnie dlatego, gdy zgłaszali się do konkursu w ich okolicy, wpisał się jako Davies. Żeby uniknąć takich przytyków i sięgania po nagrodę z pleców tatusia. Ktokolwiek go zdradził, nie ważne czy przyjaciel, czy ktoś z rodziny, kiedy tylko się dowie kto jest tym zdradzieckim ścierwem zadba o to, żeby ten ktoś go popamiętał.
Spiorunował wzrokiem Luka, słysząc jego tekst o groupie.
- Bastard. Nazwij mnie tak jeszcze raz, a zadbam, żeby cię kapitalizm dojechał. - warknął, wciąż wkurwiony po spotkaniu z osobnikiem widzącym go przez pryzmat starych. Kompletnie zignorował jego pytanie, poświęcając całą uwagę i skupienie na tym, żeby nie wybuchnąć. Winda wjechała na piętro i otworzyła się przed nimi, żeby mogli wsiąść - Fucking Scumbag. - wycedził, gdy znaleźli się sam na sam. Zacisnął dłonie w pięści, powstrzymując się przed skopaniem ścianki windy - Jasne! Niech się jeszcze kolorowi zaczną przypierdalać, że mam niby jakieś specjalne względy przez ojców! Odezwali się ci, co kurwa nie dostają roli w filmie, bo urodzili się tacy, a nie inni! - zacisnął zęby i uderzył pięścią w ścianę, po czym oparł czoło o ramię. Nic nie mówił, póki nie usłyszał dzwonka, sygnalizującego, że dojechali - Sorry, stary. Wszystko od rana mnie wkurwia.
Wyprostował się i wysiedli na parterze. Ruszyli przez lobby do kontuaru, za którym siedziała jakaś młodziutka dziewczyna. Pewnie studentka, która dorabia sobie na czesne. Biedna. Dostała zmianę w najgorszy możliwy dzień. Na początku uprzejmie się do nich uśmiechnęła, ale widząc minę i postawę Harry'ego, szybko mina jej zrzedła. Musiał się wyładować. Padło na nią.
- Mogę w czymś pomóc?
- Owszem, sweetie. Możesz. - odparł, opierając się o blat i spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi - Widzisz, love, ja i moi koledzy dostaliśmy pokój z dwoma małżeńskimi łóżkami. Żaden z nas nie jest nawet zaręczony. - cmoknął językiem. Cały, aż chodził i bardzo cienka granica dzieliła go od tego, żeby zacząć wrzeszczeć - Rozumiesz w czym problem, prawda? Chcielibyśmy dostać pokój z odpowiednią liczbą łóżek. A jeśli nie ma takiego, możecie rozbić nas na mniejsze grupki. Nie ma problemu. Zrozumiemy. - ostatnie słowo wycedził z miną, mówiącą samą za siebie.
- Z... Zaraz sprawdzę. - wydukała nerwowo i zaczęła stukać pośpiesznie swoimi wypielęgnowanymi paluszkami w klawiaturę komputera. Widocznie pod przytłaczającym spojrzeniem Lydona wcale nie pracowało jej się lepiej. Na jej skroń wstąpiły kropelki potu - Prze-przepraszam. Pójdę po kierownika. - szybko uciekła za drzwi z tabliczką "wstęp tylko dla personelu".
Harry spojrzał na przyjaciela, jakby pytał "ty to kurwa widzisz?". Posrane. Czy oni serio mają tutaj, aż taki burdel?
Słyszał, że po lobby kręci się kilka osób, ale zignorował to, zajęty wkurwianiem się na wszystko i wszystkich. Poczynając od ojca, któremu zebrało się dzisiaj na wykłady, przez laskę z wcześniej, do tej obsługi hotelowej.
Wtedy wróciła recepcjonistka w towarzystwie jakiegoś uśmiechniętego typa.
- Witam, panów! - przywitał się przymilnym głosem i nawet wkurwiona postawa Harry'ego nie wytrąciła go z równowagi. Gestem dłoni zaproponował, aby odeszli na bok - Pozwolą panowie ze mną. Zaraz wszystko wyjaśnię.
- Oby. - burknął, niechętnie ruszając za mężczyzną.
- Widzicie, mamy ograniczone pokoje i pomyśleliśmy, zważywszy na pana sytuację rodzinną - tu spojrzał na Harry'ego - nie będzie wam przeszkadzała konieczność podzielenia się łóżkami.
Brunet otworzył szerzej oczy, spojrzał na blondyna i znów na faceta przed nimi. Czy on... właśnie sugerował, że... są gejami? Cierpliwość Harry'ego właśnie wyparowała. Chwycił mężczyznę za krawat i pociągnął do siebie.
- Skoro zakładasz, że pedalstwo jest dziedziczne, to mam nadzieję, że założyłeś, że mogłem odziedziczyć też jakieś inne cechy i kupiłeś sensowne ubezpieczenie, mate. - rzekł chłodno i przekrzywił głowę w bok - Koncert Virgin Revolvers w Paryżu, dziewięćdziesiąty czwarty. Jeśli z taką pasją sprawdzałeś historię rodzinną uczestników konkursu, na pewno też słyszałeś o tym incydencie, mate. - ciężko powiedzieć, czy słyszał czy nie, ale przez jego twarz przebiegł grymas strachu. Puścił go - Dostaniemy inny pokój, mate? - uśmiechnął się sympatycznie. Czy kiedykolwiek zdewastował jakiś pokój hotelowy? Nie. Czy byłby do tego skłonny? Może po alkoholu. Ale nastraszyć zawsze można.
-Z-zaraz zobaczę, co można zrobić!
Znowu zostali sami. Spojrzał ze znudzeniem na przyjaciela.
- Przesadziłem, grożąc defekacją do szybu wentylacyjnego? - spytał.
Nie musieli czekać długo, bo zaraz ten sam facet wrócił, aby wręczyć im klucze.
- Nie mamy wolnych pokoi, ale został nam jeszcze domek z sześcioma sypialniami po drugiej stronie jeziora. Miejsc do spania będzie, aż nadto!
- Merci. J'aimerais que le capitalisme te baise. - odpowiedział mężczyźnie z uśmiechem. Raczej nie znał francuskiego, bo uśmiechnął się z ulgą. Nie, żeby Harry dobrze znał ten język. Pewnie nawalił tam błędów składniowych albo jakichś innych. Kto go tam wie. Ważne, że się udało - Idź na tego fajka, ja pójdę po chłopaków. Spotkamy się później. - zwrócił sie Luki i udał się w drogę powrotną.
Fojbe
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
LUKA HAUKE
Świetnie. Jeszcze musiał się zamienić w tego, kto będzie głosem rozsądku z ich dwójki. Nie uważał się za najlepszego do tego kandydata. Ba! Sądził, że powierzenie mu jakiejkolwiek odpowiedzialności mijało się z celem. Wzniósł oczy do nieba, po czym ścisnął skórę pomiędzy brwiami. Dobra. Postarajmy się nikogo nie zamordować… ważnego. Poczuł się już zmęczony całym zamieszaniem, a dopiero przyjechali.
Oparł się plecami o ścianę windy. Nie zwrócił uwagi na jego wybuch złości. Zdążył się już przyzwyczaić. Dopóki nie atakował go fizycznie, raczej to po nim spływało.
- Dude, a to prawda? Wybijasz się na sławie staruszków? – rzucił lekko sardonicznie - Nie? Więc w czym problem? Po prostu pokaż im, co potrafisz. – Jemu samemu nie wydawało się proste to, co poradził Harry’emu. Do pewnego momentu, musiał niechętnie przyznać w duchu, polegał na wpływach ojca. Tylko, iż wtedy nie chodziło o muzykę, choć charakter miało podobny. Nikt też nie mógł mu tego wypomnieć, ponieważ Jonas nie odzywał się do niego od dobrych kilku lat. Tak więc jego przyjaciel przynajmniej miał rodziców. On swoich stracił, a przez własną dumę nie potrafił ich odzyskać.
Gdy doszli do recepcji, zaczęło się. Skoro Harry był tym ,,złym’’, on nie musiał zanadto się produkować. Uśmiechnął się ładnie do dziewczyny za ladą, choć nie pomogło jej to w niczym. Znał chłopaka na tyle dobrze, żeby wiedzieć, iż lepiej się chwilowo nie wtrącać. Pełnił raczej rolę asekuracyjną, w razie jakby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Na razie mieli tylko wstęp.
Wzruszył ramionami, kiedy dziewczyna poszła po kierownika. Ciekawe ile mieli jeszcze przejść osób, zanim to załatwią – coraz bardziej rosła jego chcica na palenie. Oparł się ramionami o ladę. Stukał w nią niecierpliwie palcami ręki zaopatrzonej w pierścienie.
Nareszcie pojawił się koleś – jego nowa nadzieja, która natychmiast została zgnieciona. Żałował, iż w ogóle poszedł z Lydonem-Vicious. Mógł od razu kierować się na zewnątrz. Nie zamierzał ratować mężczyzny, bo ten tylko go wkurwił. Wzniósł ręce w górę, w geście ,,Mam to w dupie. Nie wtrącam się’’. Sam sobie zawinił.
- Może odrobinkę. – Super. Dostali cały domek dla siebie, więc w zasadzie dobrze na tym wyszli. Gorzej jakby na starcie wezwali policję. Na nią mieli jeszcze czas. Zapewne miała się pojawić już niebawem. O ile przeżyją.
- Dobra robota – zwrócił się do przyjaciela - Podłóż tam trochę karaluchów Glenowi pod poduszkę. Znajdę was później.
Jak zamierzał, tak zrobił. Wyszedł przed budynek i okazało się, iż nie był sam. Stanął kawałek od blondynki, którą widział przelotnie na korytarzu. Nie wyszedł tam zawiązywać znajomości, a w innym, wiadomym celu, ale nie chciało mu się już dalej odchodzić, więc byli na siebie skazani. Podwinął rękawy bluzy z kapturem, którą miał na sobie. Włożył papierosa do ust i kiwnął do niej głową, zanim go odpalił, osłaniając dłońmi ogień przed wiatrem. Zrobiło się nieco drętwo. Postanowił zagadać, aby to zniwelować.
- Jak się nazywacie? Przebijecie nas głupszą nazwą? – zagadał pozornie przyjaźnie, lecz było w nim słychać tłumioną złość. Właściwie gdyby nie zakurzył, zapewne on również musiałby się na kimś wyżyć. Fajki stały się jedyną jego odskocznią od całego gówna dnia codziennego. Innych się pozbył. Lub przynajmniej je stłumił. Przejechał językiem po wnętrzu policzka i po zębach. Robił tak, gdy był czymś zdenerwowany czy zestresowany. Nie lubił publicznego okazywania uczuć. Nawet na nią nie patrzył.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
G l e n G a t l o c k
& H a r r y L y d o n - V i c i o u s
& H a r r y L y d o n - V i c i o u s
Stanął obok Juda i pokręcił głową z politowaniem.
- Chyba nie jesteś w jej guście, stary. - stwierdził, obierając się ramieniem o ścianę i odgarnął blond grzywkę z twarzy.
Ciekaw był, co załatwią Luka i Lydon. Pewnie rozniosą ten gówniany hotelik w drobny mak. Może ich wywalą i będzie spokój. Glenowi nie podobał się pomysł wybijania się w jakimś konkursiku Munson Records. Z takim zapleczem, jakie mieli przez wzgląd na pochodzenie ich basisty, mogliby podpisać kontrakt opiewający na gruby hajs w dwadzieścia minut. W pierwsze dwadzieścia cztery godziny od wybuchu bomby telefony zaczęły się urywać, a ten idiota jeszcze narzekał. Skoro już urodził się Złotym Dzieckiem, kimś, kto spokojnie mógłby ukraść Starchildowi ksywkę sceniczną i nikt by nie narzekał, powinien korzystać tego pełnymi garściami ze swojego nazwiska i twarzy. A oni razem z nim. Ale Harry był zbyt dumny i głupi.
I bardzo dobrze, że ktoś zadzwonił do tego dziennikarza, dokładnie tego samego, który przyłapał Jima Lydona i Simona Viciousa na wymianie rozmarzonych spojrzeń. Khm. Nie, żeby Glen wiedział, kto to zrobił. Uważał, że dobrze stało się dla nich, ale rozumiał oburzenie Harry'ego. Może tego nie okazywał, ale rozumiał. Naprawdę.
- Mam nadzieję, że szybko wrócą. - mruknął pod nosem, patrząc ze zniechęceniem na wózek z bagażami.
Zerknął przelotnie na dziewczynę, która poleciała do wind. Oho. Znowu coś obsługa hotelu zepsuła.
Gatlock ziewnął potężnie, wciąż czując ospałość po drzemce w aucie. Nie musieli długo czekać, bo Harry wrócił kilka minut później w widocznie lepszym nastroju i z jakimiś kluczami w łapie.
- Zbierać się, dickheads! - zawołał, machając im kluczami - Tatuś załatwił wam nowe, lepsze lokum!
- Czy w tym celu musiałeś komuś obciągnąć?
Harry odpowiedział mu charakterystycznym gestem przy użyciu dwóch palców, ale dalej się do nich uśmiechał. Zebrali swoje rzeczy i udali się do domku po drugiej stronie jeziora. Od razu dało się poczuć, że jest to domek dla jakichś vipów. Wypasiona kuchnia, salon, z którego nie chcesz wychodzić, dwie łazienki i sypialnie, w których można spać i spać, aż do usranej śmierci.
- Naaajsss. - pokiwał z uznaniem głową Glen, rozkładając się na kanapie, gotowy do kontynuowania drzemki.
- I najważniejsze - jest tyle sypialni, że w jednej możemy trzymać instrumenty, w drugiej ciuchy i wciąż każdy będzie miał własne łóżko. - rzekł zadowolony z siebie brunet, siadając na stołu przy wyspie kuchennej.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
MELS HALEY
Przemknęła przez hotelowy korytarz jak burza. Jej dobry humor niespełna sprzed godzin zdążył niemalże w całości wyparować. Pozostała jedynie rosnąca z minut na minutę irytacja. W całym swoim życiu mieszkała w setkach hoteli na całym globie, ale nigdy, przenigdy nie spotkała się z taką sytuacja. Jak bardzo trzeba się wysilić, aby w dobie internetowej, gdzie odpowiednie oprogramowania dobierają pokoje dla gości, źle go przydzielić? Fantastycznie to świadczyło i o tym śmiechu wartym kurorcie oraz o wytwórni, która postanowiła urządzić w nim konkurs.
W windzie próbowała dodzwonić się do swojego ojca, ale zamiast Roberta po drugiej stronie usłyszała dobrze znany głos Karoliny, która poinformowała ją, że tata prowadzi właśnie ważne spotkanie. Mels nie chcąc czekać opowiedziała asystentce ojca o niegodnościach jakie spotkały ją w kurorcie.
– Zobaczę co da się zrobić.
– Załatw mi też numer do właściciela. – Karolina nie dopytywała po co niby dziewczynie miałby być ten. Zgodziła się, a następnie pożegnały się i rozłączyły.
Po rozmowie telefonicznej nieco się uspokoiła. W miarę spokojnym krokiem podeszła do kontuaru recepcji za którym siedziała młoda dziewczyna. Wydawała się wystraszona, spojrzała niepewnie na Melisse i sztucznie się uśmiechnęła.
– Chce rozmawiać z szefem
– Ale... Czy mogła...
– Nie, nie mogłabyś. – Przerwała oschle recepcjonistce piorunując ją wzrokiem.
– Zawołam kierownika. – Dziewczyna przed komputerem wręcz poderwała się z krzesła uciekając za drzwi prowadzące na zaplecze. Mels patrzyła na to zdziwiona. Zdecydowania taka reakcja była dość przesadzona. Chyba ktoś miał dzisiaj ciężki dzień skoro reagował, aż tak nerwowo.
– Powiedziałam szefem, nie przydupasem szefa. – Zawoła za dziewczyną, na tyle głośno, że usłyszało to parę innych osób w holu.
Melissa nie zdążyła nawet włączyć na telefonie instagrama, a recepcjonistka wróciła wraz z mężczyzną w średnim wieku i swojego boku. Zmierzyła go wzrokiem.
– To już wszyscy? Czy jeszcze kogoś będziemy wołać? – Mężczyzna uśmiechnął się służalcze i puścił mimo uszu komentarz brunetki.
– W czym mógłbym pomoc?
– Hmm, może pan wskazać, który z członków zespołu ma spać na podłodze skoro w apartamencie nie ma wystarczającej ilości łóż.
– Ach, tak. – Mężczyzna przerwał jej. – To jest już omówione. Dostali państwo w rekompensacie domek do użytku nad jeziorem.
Mels uniosła brwi, a następnie pokiwała ze zrozumieniem głową. Karolina była dobra, wręcz znakomita inaczej ojciec nawet by jej nie zatrudnił nie mówiąc już o zwalnianiu, ale przeszła samą siebie załatwiając tą sprawę w tak szybkim tempie. Od ich rozmowy w windzie do pojawiania się kierownika w recepcji minęło może z siedem minut, maksymalnie dziesięć.
Cisza przy kontuarze się przedłużała. Pracownicy hotelu patrzyli na nią wyczekującą czekając, aż odejdzie. Posłała im jeden z najbardziej przesłodzonych, sztucznych uśmieszków.
– A może zawołacie jakiegoś boya hotelowego? Czy mam sama targać wszystkie bagaże?
Chwilę później wróciła wraz z obsługą hotelu do swojego zespołu. Krotkim poleceniem kazała się im zbierać. Napisała też krótką wiadomość do Jill informując, że zabierają wszystkie bagaże i przenoszą się do domku nad jeziorem. Po drodze wytłumaczyła znajomym gdzie zostali przemeldowani. Rozdała im także osobne komplety kluczy, które dostała w recepcji.
Zadzwonił jej telefon, gdy otwierała drzwi. Karolina. Odebrała wchodząc do środka. Zmarszczyła brwi zauważony trójkę chłopaków. Sytuacja była dziwna, tuż za nią pojawił się boy hotelowy z bagażami. Przebiegła wzrokiem po twarzach wszystkich zgromadzony zatrzymując wzrok na chwile przy Lyndon-Viciousie.
– Zadzwonię do ciebie za chwile. – Rozłączyła się zanim jej rozmówczyni zdążyła się odezwać.
– Co wy do cholery tutaj robicie? – Zwróciła się zirytowana do członków drugiego zespołu/
W windzie próbowała dodzwonić się do swojego ojca, ale zamiast Roberta po drugiej stronie usłyszała dobrze znany głos Karoliny, która poinformowała ją, że tata prowadzi właśnie ważne spotkanie. Mels nie chcąc czekać opowiedziała asystentce ojca o niegodnościach jakie spotkały ją w kurorcie.
– Zobaczę co da się zrobić.
– Załatw mi też numer do właściciela. – Karolina nie dopytywała po co niby dziewczynie miałby być ten. Zgodziła się, a następnie pożegnały się i rozłączyły.
Po rozmowie telefonicznej nieco się uspokoiła. W miarę spokojnym krokiem podeszła do kontuaru recepcji za którym siedziała młoda dziewczyna. Wydawała się wystraszona, spojrzała niepewnie na Melisse i sztucznie się uśmiechnęła.
– Chce rozmawiać z szefem
– Ale... Czy mogła...
– Nie, nie mogłabyś. – Przerwała oschle recepcjonistce piorunując ją wzrokiem.
– Zawołam kierownika. – Dziewczyna przed komputerem wręcz poderwała się z krzesła uciekając za drzwi prowadzące na zaplecze. Mels patrzyła na to zdziwiona. Zdecydowania taka reakcja była dość przesadzona. Chyba ktoś miał dzisiaj ciężki dzień skoro reagował, aż tak nerwowo.
– Powiedziałam szefem, nie przydupasem szefa. – Zawoła za dziewczyną, na tyle głośno, że usłyszało to parę innych osób w holu.
Melissa nie zdążyła nawet włączyć na telefonie instagrama, a recepcjonistka wróciła wraz z mężczyzną w średnim wieku i swojego boku. Zmierzyła go wzrokiem.
– To już wszyscy? Czy jeszcze kogoś będziemy wołać? – Mężczyzna uśmiechnął się służalcze i puścił mimo uszu komentarz brunetki.
– W czym mógłbym pomoc?
– Hmm, może pan wskazać, który z członków zespołu ma spać na podłodze skoro w apartamencie nie ma wystarczającej ilości łóż.
– Ach, tak. – Mężczyzna przerwał jej. – To jest już omówione. Dostali państwo w rekompensacie domek do użytku nad jeziorem.
Mels uniosła brwi, a następnie pokiwała ze zrozumieniem głową. Karolina była dobra, wręcz znakomita inaczej ojciec nawet by jej nie zatrudnił nie mówiąc już o zwalnianiu, ale przeszła samą siebie załatwiając tą sprawę w tak szybkim tempie. Od ich rozmowy w windzie do pojawiania się kierownika w recepcji minęło może z siedem minut, maksymalnie dziesięć.
Cisza przy kontuarze się przedłużała. Pracownicy hotelu patrzyli na nią wyczekującą czekając, aż odejdzie. Posłała im jeden z najbardziej przesłodzonych, sztucznych uśmieszków.
– A może zawołacie jakiegoś boya hotelowego? Czy mam sama targać wszystkie bagaże?
Chwilę później wróciła wraz z obsługą hotelu do swojego zespołu. Krotkim poleceniem kazała się im zbierać. Napisała też krótką wiadomość do Jill informując, że zabierają wszystkie bagaże i przenoszą się do domku nad jeziorem. Po drodze wytłumaczyła znajomym gdzie zostali przemeldowani. Rozdała im także osobne komplety kluczy, które dostała w recepcji.
Zadzwonił jej telefon, gdy otwierała drzwi. Karolina. Odebrała wchodząc do środka. Zmarszczyła brwi zauważony trójkę chłopaków. Sytuacja była dziwna, tuż za nią pojawił się boy hotelowy z bagażami. Przebiegła wzrokiem po twarzach wszystkich zgromadzony zatrzymując wzrok na chwile przy Lyndon-Viciousie.
– Zadzwonię do ciebie za chwile. – Rozłączyła się zanim jej rozmówczyni zdążyła się odezwać.
– Co wy do cholery tutaj robicie? – Zwróciła się zirytowana do członków drugiego zespołu/
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
J I L L W H I T E M O R E
Jill zerknęła na typa, który nawet nie wiedziała kiedy znalazł się obok niej. Naprawdę czy nie było innego miejsca, gdzie mógłby sobie zapalić. Znajdowali się dosłownie pośrodku niczego. Postanowiła jednak nie wybuchać i nie wszczynać kolejnej wymiany zdań pomiędzy ich zespołami. Z tego co kojarzyła chłopak był w tym samym bandzie co facet, na którego wcześniej naskoczyła Mels. Najlepiej nie pogarszać całej sytuacji, która i tak wydawała się dziewczynie dość napięta.
-To zależy jaką macie nazwę – powiedziała nieco rozbawiona zadanym pytaniem. Nigdy się w sumie nad tym nie zastanawiała czy ich nazwa zespołu brzmi głupio. Po prostu już taka była. Zresztą czy faktycznie była ona taka ważna?
-Jesteśmy Rotem Delta jak jesteś taki zainteresowany – dodała i wypuściła z ust kolejną chmurę dymu.
-Przepraszam za moją koleżankę z wcześniej. Ma dość trudny charakter ale jestem pewna, że nie chciała was obrazić – odparła choć tak naprawdę dokładnie wiedziała co miała na myśli Mels. I na pewno chciała im dopiec.
Po chwili poczuła wibracje swojego telefonu, wiec wyciągnęła urządzenie z kieszeni i zobaczyła smsa. O wilku mowa – pomyślała choć była zaskoczona tym, że tak szybko udało jej się załatwić nowe lokum.
-Muszę lecieć. Miło się gadało – zgasiła papierosa i wyrzuciła niedopałek w odpowiednie miejsce, a następnie udała się do domku nad jeziorem. Miała nadzieję, że ich rzeczy dojdą do niego w nienaruszalnym stanie. Może powinna jednak sama uczestniczyć w tej całej „przeprowadzce”?
Udało jej się złapać jej przyjaciół jeszcze przed domkiem. Jakie było jej zdziwienie, kiedy ujrzała na kanapie innych uczestników konkursu. Oho no to będzie awantura… Zerknęła na Melissę, która już chyba zaczęła się gotować od środka.
-Okej, może to jakieś nieporozumienie? A nawet jeśli nie to nie uważacie, że taka integracja zespołowa może być fajna? Chyba jest tu wystarczająco miejsca na nas wszystkich. No dalej Mels… Przecież lubisz imprezki, prawda? Dogadamy się jakoś – rzuciła już nieco zmęczona. Jedyne o czym marzyła to na chwilę się położyć w spokoju.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
H a r r y L y d o n - V i c i o u s
& G l e n G a t l o c k
& G l e n G a t l o c k
To chyba jakieś jebane jaja. Czy ten dzień może się w końcu skończyć? Naprawdę ma tego wszystkiego dosyć.
Spojrzał poirytowany na dziewczynę, która już wcześniej postanowiła się do niego przyczepić o jego nazwisko.
- Mieszkamy, dolly. - odparł oschle i uniósł dłoń z kluczem do domku - Pytanie, co wy tu robicie? - uniósł brew.
Za chwilę pojawiła się jeszcze jakaś blondynka, która chyba należała do ich kapeli i próbowała załagodzić sytuację. Uśmiechnął się do niej, nawet nie złośliwie. Nie miał powodów, aby być niemiłym dla kogoś, kto niczym mu nie podpadł.
- Właśnie, Mel-Mel. Może się dogadamy? Czy spanie w jednym domku z czwórką obcych facetów to dla ciebie za dużo? - wyszczerzył zęby, błyskając zadbanym uzębieniem. Jim ciągał go do dentysty nawet dwa razy w miesiącu, nawet wtedy, kiedy nic mu nie dolegało. Miał obsesję na punkcie stanu zębów, czym dręczył i syna, i męża. Nawet Simona wyciągał z izby wytrzeźwień tylko dlatego, że akurat miał zaplanowaną wizytę u stomatologa. Popieprzony człowiek. Ale przynajmniej wszyscy w rodzinie, mają zdrowe zęby. Psychikę czy wątrobę to już nie, ale zęby zdrowe.
- Nie wiem jak wy stoicie z matmą, ale ja całkiem nieźle. - wtrącił się Glen, nawet nie podnosząc dupy z kanapy - Sześć sypialni, osiem osób. Jak chcesz, Lydon, to ty sobie baw się w drugie Virgin Revolvers i śpij w jednym łóżku z wokalistą. Ale my z Judem zaklepujemy osobne pokoje. - spojrzał z przerażającą powagą w oczy basisty. Mina Harry'ego dawała mu do zrozumienia, że rozumie aluzję, ale chyba nie do końca bierze go na poważnie. Gatlock spojrzał więc na perkusistę - Pamiętam, jak pod koniec podstawówki czytałem wywiad z naszym starym, dobrym Jimmy'm, jak otwarcie przyznał, że to on jest na górze w łóżku. Chyba powinniśmy kupić Harry'emu jakiś dobry lubrykant, żeby mu dupa nie pękła, nie?
Dosłownie chwilę później gitarzysta oberwał w twarz poduszką. Był to sygnał, że Lydon całkowicie zrozumiał do czego zmierza, złapał się na jego haczyk i już po chwili stanął przy oknie z telefonem w łapsku.
Harry nie miał w zwyczaju dzwonienia do ojców z każdą pierdołą, ale poczuł, że tym razem musi to zrobić. Nie miał doświadczenia w kwestii rozprawiania się z nieudolną obsługą hotelową, tym zawsze zajmował się Jim, Simon albo nawet Wayne, dawny kumpel ze szkoły ojców, który aktualnie robił za prywatnego ochroniarza Jima. Nastraszył nasraniem w dziwne miejsce. Nie podziałało tak, jakby chciał. Nie wiedział co dalej.
- Daid? - spytał spokojnie, prawie słodko, patrząc na to, że dopiero co jakąś godzinę temu nazwał go osobą lubiącą mieć w ustach męskie przyrodzenia.
- Co tam, Cupcake? - po tonie głosu dało się usłyszeć, że starszy Lydon jest z czegoś bardzo zadowolony. Pewnie po głosie syna domyślił się, że ma jakiś problem, z którym nie poradzi sobie bez tatusia.
Harry, przygryzł wargę i spojrzał na Glena i Juda, szukając u nich wsparcia. Może mógł wyjść, żeby nikt nie słyszał. A przynajmniej tamta dziewczyna, ta cała Mels. Westchnął ciężko i odwrócił się znowu plecami do towarzystwa.
- Znasz... Znasz może właściciela tego hotelu, w którym się zatrzymaliśmy...? - Bloody Bastards lubili rozbijać się w jakichś dziwnych hotelach w trakcie tras koncertowych, więc Jim znał całkiem sporo różnych hotelarzy.
- ... A gdzie ty jesteś? Jak w Wisconsin to pamiętaj, że mam sądowy zakaz wjazdu do tego stanu od dziesięciu lat. CO się dzieje? Próbowałeś zagrozić rozniesieniem hotelu tak, że nie zostanie kamień na kamieniu?
Kurwa. Tak. Jesteś super pomocny tato.
Fojbe
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
LUKA HAUKE
Wypuścił obłok dymu z ust, słuchając jej odpowiedzi. Nigdy jakoś szczególnie nie zwracał uwagi jak na nich mówią, ale jeśli by wygrali, znani by byli jako śluzówka. Czyli w sam raz jak na kapelę rockową. W podstawówce. Nie żeby jakoś wielce zainteresowali go tamci. Zapytał z grzeczności. Nazwa jego zespołu nie padła również na głos, ponieważ możliwe, iż jej to nie zaciekawiało.
Wzruszył ramionami. Wyglądał raczej na obojętnego, niż przejętego, choć to tylko pozory.
- A ja sądzę, że chciała. Nie jestem debilem – odparł. No c’mon. Ta cała Milf czy jak jej tam było, wydawała się znać ich Harry’ego i widocznie słyszała o tym, iż chciał ukryć swoje prawdziwe nazwisko. Wszystko zostało zniweczone. Takie jak ona mogły dowolnie drwić z jego przyjaciela, a jemu się to zwyczajnie nie podobało. Doceniał jednak próbę załagodzenia konfliktu przez dziewczynę, która obok niego stała. Może przynajmniej jedna z nich nie będzie totalnym wrzodem na dupie.
- Dzięki, darling. Mi też. – Stał jeszcze chwilę, gdy tamta sobie już poszła. Organizatorzy, nie licząc problemu z zameldowaniem, postarali się co do miejsca. Było tam dużo urokliwie, a on chętnie wykąpałby się w jakimś zbiorniku wodnym. Jeszcze nie miał pojęcia co czeka go w domku, który dostali. Szok i niedowierzanie, a to dopiero przed nim.
Słońce zaczęło mu nieco przygrzewać w twarz, więc zgasił resztki papierosa w popielniczce od śmietnika. Zadał sobie jedno pytanie - czy ktoś wziął jego rzeczy? Nie liczył na to. Ważniejsza kwestia brzmiała – jak konkretnie dojść do tej chatki? Musiał kogoś zapytać.
Wszedł z powrotem i gdy zmierzał do kontuaru, z daleka zauważyła go recepcjonistka. Zjeżyła się cała na jego widok. W oczach kobiety pojawiły się szklanki. Zupełny obraz rozpaczy. Chyba zadrżała jej warga, zanim obróciła się na pięcie, znikając za przejściem tylko dla personelu. Nie zraziło go to i oparł się ponownie łokciem o blat, czekając aż może pomyśli, iż sobie poszedł, a wtedy wychyli się z powrotem. Zamiast niej pojawił się jednak ponownie menager. Miał nietęgą minę. Chyba zgrzytał zębami, ponieważ szczęka mu lekko chodziła.
- Jeszcze raz dzień dobry – powiedział w przesłodzony sposób, uśmiechając się ironicznie - Co do tego domku... – Twarz tamtego aż emanowała zdaniem ,,czego ty człowieku jeszcze chcesz?’’.
- Tak? Coś z nim nie tak?
- Jeszcze nie wiem, ale chętnie się dowiem, jak tam dojść. – Mężczyźnie chyba trochę ulżyło, lecz wciąż nie był zadowolony. Wziął głęboki oddech.
- Proszę poczekać. Mam mapę całej okolicy. - Poszperał w szufladzie po drugiej stronie i podał mu wymięty kawałek złożonego papieru.
- Danke schön, dobry człowieku. – Pozostało mu tylko wziąć swoje rzeczy. Po kilkunastu minutach był już w drodze do swoich przyjaciół. Rzeczywiście – na mapie znalazł ich nowe lokum oraz kilka innych, ciekawych punktów, które chciał im pokazać.
Wyglądało to niesamowicie, choć w środku… toczyła się właśnie jakaś wojna. Wszedł do środka i oniemiał. CO TAM DO CHOLERY ROBILI?!
- Ja pierdole. Oni mają jakiś poważny problem z liczeniem. – Spojrzał na Harry’ego płaczącego w kącie do telefonu, a następnie na Glena i Juda robiących sobie heheszki oraz członków tamtego zespołu. Wzniósł oczy do nieba. Za jakie grzechy?
- Dobra, misiaczki kolorowe, mam to w dupie. Jebać domek. Wracam. Idzie ktoś ze mną? Mam duże, małżeńskie łóżko na zbyciu. - Droga tam nie należała do najkrótszych, lecz był gotów ją przebyć i skopać tyłek nawet kilku menagerów, jeśli ktoś zwróciłby mu uwagę. Może wyleci, ale przynajmniej z hukiem. Ogarnął go bojowy nastrój.
Sam chciał zająć jedno z łóżek w ich starym pokoju hotelowym. Drugie pozostało wolne, jakby się jednak ktoś zdecydował. Wyszedł, psiocząc pod nosem na niekompetencje. Yeah, well, shit happens.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach